„Walka z wiatrakami” na radzie miejskiej (filmy)
Szybciej niż można było przewidzieć wypłynęła na radzie miejskiej sprawa „spornych wiatraków”, które mogą stanąć na terenie gminy Dąbrowa Tarnowska. Brawurową walkę z wiatrakami (choć bez atrybutów, które posiadał słynny rycerz Don Kichot z La Manchy) stoczył radny opozycyjny Tadeusz Gubernat.
Nie miał jednak, jak literacki „pierwowzór”, żadnego pomocnika, który by go poparł w tej walce. Po stronie mieszkańców przerażonych wiatraczną inwestycją opowiedział się burmistrz, który zaprosił przedstawicieli komitetu protestacyjnego z Nieczajny Górnej na obrady.
Dał tym samym czytelny sygnał, że gmina nie zrobi żadnego kroku bez wiedzy mieszkańców i przeciw nim. Pojawiła się też, tradycyjnie, skarga – tym razem chodziło o, zapowiadane już wcześniej, doniesienie byłego radnego Andrzeja Buśko na przewodniczącego rady miejskiej Władysława Knutelskiego.
Duża ilość listów do rady miejskiej i spór o wiatraki, które mogą stanąć na terenie gminy Dąbrowa Tarnowska, spowodowały że obrady, z zaledwie czterema uchwałami, trwały ponad dwie godziny. Rozpoczęło się tradycyjnie od zwracania uwagi radnym zajętym rozmowami między sobą. Władysław Knutelski dyscyplinowanie ma już opanowane do perfekcji.
Za to burmistrz zaskoczył, tym razem niezwykle krótkim, sprawozdaniem międzysesyjnym (od 31 grudnia do 17 stycznia), które nie trwało dłużej niż 15 minut.
W punkcie dotyczącym „zapytań i wniosków radnych” głos zabrało tylko czterech przedstawicieli rady miejskiej. Józefa Taraska prosiła o dofinansowanie ocieplenia budynku szkoły w Gruszowie Wielkim i wymianę okien.
– Troszkę tam jest zimno. Nieszczelne okna, i wiało tam. Piece chodzą, a ciepło ucieka na zewnątrz – tłumaczyła Taraska.
Józef Nowak zaapelował o zmianę systemu naprawy dróg w gminie, a właściwie konsekwentną ich odbudowę w całości, a nie we fragmentach, gdyż wyremontowana część zdąży się zniszczyć, zanim powstanie kolejna.
– Mieszkańcy ulicy Zakrzewskiego i Alberta proszą, by w końcu tę ulicę doprowadzić do takiego stanu, żeby można ją było nazwać ulicą, bo na razie to jest najwyżej przejazd – apelował radny.
Radny Jacek Ryczek przekonał się, że podczas rady miejskiej nie ma miejsca na niedomówienia i skróty myślowe. Składając wniosek o oznaczenie niewidocznych, i tym samym zagrażających bezpieczeństwu wysepek na drogach, powiedział:
– Jak jechałem do agencji (…) – co wywołało śmiech pozostałych radnych. Radny musiał więc doprecyzować, o jaką agencję chodzi (Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ale dla kolegów z rady nie było to tak oczywiste). Wniosek ten trafi, jak wszystkie tego typu, do GDDKiA, co – jak uczy doświadczenie – jest jednoznaczne z wyrzuceniem go do śmieci. Przy okazji w całej okazałości przedstawia stosunek Generalnej Dyrekcji do gminy. Głos zabrał również Krzysztof Wilk.
Bez problemu i jednogłośnie przeszły uchwały dotyczące:
-
podziału gminy Dąbrowa Tarnowska na obwody głosowania i ustalenia ich numerów, granic i siedzib Obwodowych Komisji Wyborczych,
-
zgłoszenia przedstawiciela gminy Dąbrowa Tarnowska do składu Powiatowej Rady Zatrudnienia w Dąbrowie Tarnowskiej,
-
wyrażenia zgody na sprzedaż lokalu mieszkalnego położonego przy ul. Zazamcze 14/13 w Dąbrowie Tarnowskiej.
-
Powierzenia gminie Olesno zadania w postaci prowadzenia Domu Pomocy dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi.
Do Powiatowej Rady Zatrudnienia oddelegowany został wiceburmistrz Marek Minorczyk. Jego kandydatura została zgłoszona przez Stanisława Króla – wiceprzewodniczącego rady miejskiej – bo to jest człowiek na miejscu, i będzie reprezentował radę i gminę. Ponieważ żadna inna kandydatura nie została zaproponowana, Marka Minorczyka poparli wszyscy radni. Wiceburmistrz, który niestety lubi dużo mówić, postanowił wyjaśnić, na czym polega Powiatowa Rada Zatrudnienia, czym się zajmuje, i kto wchodzi w jej skład. Zastępca burmistrza najpierw odczytał definicję tego organu opiniodawczo-doradczego, a potem – co gorsze – przystąpił do wyjaśniania definicji „swoimi słowami”.
– Ja może ten zapis przełożę na taką bardziej, powiedzmy sobie, czytelną informację – stwierdził wiceburmistrz i rozpoczął swój wywód.
Co ciekawe, w toku wypowiedzi przyznał, że powiat dąbrowski ma duże problemy z bezrobociem:
– Sytuacja w powiecie dąbrowskim jest najgorsza w regionie. Z tym, że staramy się. – zapewnił Minorczyk.
Nie było mu dane dokończyć wypowiedzi, gdyż Władysław Knutelski zniecierpliwiony przedłużającą się przemową wiceburmistrza przerwał mu słowami „dziękuję bardzo”. Trzeba przyznać, że przewodniczący trzyma radnych w ryzach i dobrze zna sposoby na „gawędziarzy” w radzie miejskiej.
Po uchwałach przyszedł czas na rozpatrzenie pism skierowanych do rady miejskiej. Ten punkt zdominowała sprawa wiatraków, które mogą stanąć na terenie gminy, choć pojawiła się również skarga byłego radnego Andrzeja Buśko na przewodniczącego rady miejskiej.
Przedstawiciele komitetu protestacyjnego z Nieczajny (który obecnie zrzesza ponad 400 osób!) wystosowali do rady miejskiej apel, by nie podejmować za nich decyzji w sprawie wiatraków. Pismo stanowiło merytoryczną odpowiedź na wiatraczną inwestycję (teraz już chyba „wiatraki niezgody”, jak to było w innej Nieczajnie, w województwie wielkopolskim). Mieszkańcy zarzucili władzy, że nie zostali poinformowani ani przez gminę, ani inwestora o planach łączących się z ich miejscowością. Przekonywali, że są za energią odnawialną, ale bezpieczną dla człowieka i środowiska, i że ich obawy nie wynikają z niewiedzy, ale naukowo udokumentowanych dowodów o negatywnych skutkach wiatraków. W dodatku turbiny wiatrowe, jak przekonywali protestujący, mają stanąć ok. 500 m. od zabudowań podczas, gdy w innych państwach ta odległość jest ustalona na min. 3 km (w Polsce nie ma jeszcze takich regulacji prawnych). Powoływali się przy tym na autorytety naukowe. Przytoczyli także przerażające następstwa inwestycji, jak np.: utrata słuchu, szkodliwe infradźwięki, zaburzenia psychiczne, arytmia serca, „syndrom turbiny wiatrowej” itp. Wspomnieli o ujemnym wpływie wiatraków na środowisko. Turbiny wiatrowe mają nawet zakłócać odbiór telewizji i łączność telefonów komórkowych. Taka inwestycja ma ponadto powodować spadek cen gruntów. Dodatkowym argumentem „kontra” jest fakt, że np. w Holandii czy Niemczech odchodzi się od inwestycji wiatracznych w pobliżu zabudowań (wiatraki buduje się na dużych, wolnych przestrzeniach). Mieszkańcy przekonywali, że chodzi im o zdrowie i zwrócili się z apelem do radnych, by nie podejmowali za nich takiej decyzji.
Po odczytaniu tego listu Knutelski zwrócił się do Stanisława Początka, by ten odniósł się do apelu mieszkańców. Burmistrz na początku nie chciał tego komentować, ale ustąpił po słowach przewodniczącego: – Panie burmistrzu, ale Pan jest tutaj najwyżej postawiony.
Początek wyjaśnił, jak sytuacja wygląda obecnie i zadeklarował, że teraz poświęci sprawie kilka minut, a dużo, dużo więcej czasu wkrótce. Powołał się na wytyczne Unii Europejskiej (Dyrektywa Energetyczna), które mówią o obowiązku zwiększenia pozyskiwania energii z tzw. źródeł odnawialnych na koszt tradycyjnych, szkodliwych dla środowiska.
– W Polsce jest na razie niewiele elektrowni wiatrowych. Są częściej w pobliżu morza. W Małopolsce nie ma wiele przykładów. Małopolska jest w kręgu zainteresowań firm, które – nie ukrywajmy – chcą w przyszłości na tym zarobić. Firma Green Bear Polska zwróciła się z zapytaniem do gminy. (…) Szarwark, Nieczajna Dolna i Górna tylko spełniają warunki w gminie. To, że ktoś zainteresował się tym, to o niczym jeszcze nie przesądza. Gmina nie jest właścicielem terenu, na którym firma chce to stawiać. Teren ma być wydzierżawiony na 30 lat – odpłatnie. Gmina nie włącza się, w żaden sposób, w podpisywanie umów! Nie możemy zabronić, ale nie możemy też zachęcać ani namawiać. Muszą się odbyć konsultacje społeczne. Na razie to były tylko zwykłe spotkania. Firma nie może rozpocząć inwestycji bez pozwoleń. Są to tereny rolnicze głównie. Jeśli firma jest zainteresowana budową powinna publicznie poinformować mieszkańców o wadach i zaletach inwestycji i wystąpić o zmianę studium zagospodarowania przestrzennego, bo w studium ani w planach nie ma takich zapisów. Zanim będziemy proponować, bądź nie proponować radzie miejskiej podjęcia takiej uchwały, zbadamy tę sprawę. Chcemy na ten temat jak najwięcej wiedzieć. Będziemy pytać o ochronę ludzi, zwierząt, krajobrazu, terenu. Zanim będzie zmiana planu musi być raport oddziaływania na środowisko. Z naszej strony nie powinien być tu jakiś niezamierzony pośpiech. Przeglądałem niektóre doniesienia na ten temat – chcę powiedzieć Państwu, że przygotowywane są w Polsce zmiany uchwały na ten temat. Dzisiaj trochę nie panujemy nad tą sytuacją w kraju. (…) Proponowane jest przeniesienie decyzyjności ze szczebla gminnego na wojewódzki. Poczekajmy na to, w jakim kierunku pójdzie proces legislacyjny. Prezydent Komorowski proponuje nawet tzw. moratorium – powinno się „zamrozić” wydawanie decyzji w tej sprawie. W najbliższym czasie szykuje się generalna zmiana przepisów. Dziś, w przypadku naszej gminy, o niczym nikt nie przesądził. (…) Póki nie będzie jasności i nie będzie jeszcze wiarygodnych badań nie możemy tej sprawy przesądzać – tego oczekują od nas mieszkańcy! Ludzie mają pewne obawy. (…) Każda z takich inwestycji musi spełniać polskie normy, a te normy są mocno nieaktualne. Tu musimy domagać się prawdziwych informacji i czekać na prawdopodobną zmianę przepisów. Chcemy wymusić na inwestorze konsultacje społeczne. Gmina na pewno nie będzie zlecać kosztownych operatów w tej sprawie, bo to nie jest rola gminy. Te kwestie wzbudzają też wiele niepotrzebnych emocji, że protestują ci, którzy umów nie podpisali… Tego nie będę analizować. Myślę, że troska i pewne obawy kierowały tymi mieszkańcami. (…) Nie możemy powiedzieć, że rada miejska X może to zrobić po cichu. Nawet gdyby tak było, to w naszej gminie się tego nie praktykuje. Dopiero jesteśmy na samym początku drogi. Głosów opinii publicznej nikt nie zamierza lekceważyć. Nikt nie zamierza niczego tutaj ukrywać! Prawdą jest też wpływ od 30 do 40 tys. zł. od elektrowni wiatrowej. Niektórzy to szacują nie wiadomo jak. Można zobowiązać firmę, by nam pokazała, gdzie funkcjonują w pobliżu takie inwestycje. (…) Odbyłem szybkie konsultacje z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska. Niczego nie będziemy robić w tajemnicy, nic bez konsultacji – zapewnił Stanisław Początek.
– Zwołamy w lutym tę komisję, bo widzę, że to jest tak, że mówi się o czymś, ale nie wiadomo, o czym – obiecał Knutelski.
W obronie mieszkańców zagrożonych inwestycją, i do walki z wiatrakami przystąpił samotnie „Don Kichot” z dąbrowskiej rady miejskiej – radny opozycyjny Tadeusz Gubernat.
– Tu Pan burmistrz wymienił tyle niewiadomych, że włosy – nawet te, które dawno powypadały – jeżą się na głowie. Nie wiem, czy Pan burmistrz chce zrobić z gminy zoo, poligon doświadczalny?… (w tym miejscu do wypowiedzi radnego włączył się przewodniczący rady miejskiej, który próbował dowodzić, że nikt jeszcze nic nie chce robić. Gubernat nie dał jednak temu wiary i mówił dalej) – Jakie my mamy kompetencje w tej sprawie??? (tu oberwało się przewodniczącym komisji miejskich: Panu Panasowi i Panu Ostrowskiemu, choć wydaje się, że byli tylko „ilustracją” ogólnego twierdzenia, że radni raczej nie mają zbyt dużej wiedzy na temat energii wiatrowej, więc nie powinni podejmować wiążącej decyzji). – Może weźmiemy ze sobą tam słonia, bo on słyszy lepiej. Z czym my pojedziemy, z czym będziemy dyskutować?!! Tu powinna być zdecydowana odpowiedź – my na terenie gminy nie będziemy robić poligonu doświadczalnego! – burzył się Gubernat na propozycję spotkania z firmą i dyskusji na temat inwestycji, bez wiedzy o niej.
– Nie przesądziliśmy o niczym. My zaprosimy przedstawicieli Ochrony Środowiska. Nie możemy nikomu „zamykać gęby”! Nie możemy powiedzieć: „znikać stąd, bo my was tu nie chcemy!” – irytował się przewodniczący, który usiłował wytłumaczyć adwersarzowi, że w spotkaniu wezmą udział osoby kompetentne i znające temat.
Do dyskusji, tym razem w obronie wiatracznej inwestycji, przystąpiła Józefa Borowska–Marciniak, radna znana dotychczas z dość rzeczowych i merytorycznych wystąpień. Nie będziemy przytaczać w całości wypowiedzi radnej, zachęcamy za to do obejrzenia nagrania.
– Myślę, że my nie wiemy, co to jest wiatrak – diagnozowała radna.
Borowska–Marciniak przypomniała o młynach wodnych i tradycyjnych drewnianych wiatrakach, zupełnie innych od tych, które chce gminie zafundować inwestor.
– Nie zachowujmy się tak, jakbyśmy nie wiedzieli, o co chodzi. – mówiła radna.
Problem w tym, że Józefie Borowskiej -Marciniak prawdopodobnie pomyliły się: wręcz idylliczna wizja wsi rodem z literatury (i piękne młyny wodne, tudzież drewniane wiatraki) z planami inwestora i potężnymi turbinami wiatrowymi, które z kolei z wodą nie mają nic wspólnego. A tym bardziej daleko im do sielskiego obrazu wsi. Radna przypomniała również, że kiedyś ludzie na wsi obawiali się wprowadzenia prądu (tu jednak „kłaniają się” nie realia życia w Nieczajnie w XXI w., ale – co najwyżej – w Taplarach opisanych przez Edwarda Redlińskiego w powieści „Konopielka” z 1973 r., gdzie elektryfikacja wsi jest przejawem tego co nowoczesne, a więc budzące lęk.).
– Ale nie zachowujmy się tak, jakbyśmy byli bogaci, że te pieniądze nie są gminie potrzebne – radziła Borowska – Marciniak.
Tadeusz Gubernat wnioskował o udzielenie głosu przedstawicielom komitetu protestacyjnego z Nieczajny w punkcie, który dotyczył sprawy.
– Czy nie możemy dać im głosu? – dopytywał radny, by potem luźno przejść do tonu ironicznego – Proszę przynieść lepiec i zamknąć im usta. Tym ludziom nie udzielajmy głosu absolutnie! – emocjonował się Gubernat – „dąbrowski Don Kichot” wspierający mieszkańców w walce z, tym razem nie literackimi, czy wyimaginowanymi, ale jak najbardziej realnymi wiatrakami, które (zdaniem wielu osób) powodują równie realne skutki uboczne.
– Co jeszcze więcej Pani chce? – irytował się przewodniczący sprowadzony przez Gubernata „do parteru”. Knutelski oczywiście udzielił mieszkance Nieczajny Górnej głosu.
Kazimiera Wąż – przedstawicielka komitetu protestacyjnego z Nieczajny – na początku odniosła się do samej formy odczytania listu. Tym razem czytającym był zastępca przewodniczącego Wiesław Mendys, który wszystkie pisma (nie tylko to w sprawie wiatraków) potraktował tak samo – odczytał je w ekspresowym tempie i na tyle niewyraźnie, że zrozumiałe było co najwyżej, co trzecie zdanie tekstu. Radni zrozumieli już, jakim zbawiennym wynalazkiem jest mikrofon (niektórzy nawet z niego korzystają!), warto więc by teraz zainwestowali w kursy szybkiego (i wyraźnego!) czytania, lub poćwiczyli przed lustrem. Nie mamy podstaw, by podejrzewać, że Wiesław Mendys zrobił to celowo, ale mieszkańcy poczuli się urażeni i zlekceważeni przez radę, i trudno się im dziwić.
– Pismo zostało potraktowane tak, jakby tu przyszły przedszkolaki – zwróciła uwagę Kazimiera Wąż z komitetu protestacyjnego. Powiedziała, że nie można było nic zrozumieć. Przedstawiciele komitetu protestacyjnego dobrze przygotowali się do udziału w radzie miejskiej. Zgromadzili konieczne dane, wyszukali sporo informacji z internetu, przeglądnęli dostępne filmy o skutkach tego typu inwestycji, dotarli do wypowiedzi naukowców na ten temat.
Kazimiera Wąż przytoczyła wiele negatywnych skutków budowy wiatraków dla ludzi, zwierząt i środowiska, m.in.: szkodliwe dla zdrowia infradźwięki, oddziaływanie elektromagnetyczne, które zakłóca działanie urządzeń elektronicznych w promieniu 20 km (co ze sprzętem medycznym w dąbrowskim szpitalu?), choroby neurologiczne, choroba mózgu, Parkinson, pobudzenie agresji itp.
– Ludzie, wy macie prąd, ale my tu nie mamy życia. Tak wygląda prawda o wiatrakach – mieszkanka Nieczajny powołała się na jeden z reportaży prezentowanych w internecie na temat zgubnych skutków sąsiedztwa wiatraków.
– My nie chcemy tak żyć! Chcemy żyć spokojnie na wsi. Chodzi nam o przyszłość naszą, naszych dzieci i wnuków – apelowała Kazimiera Wąż. Przedstawiciele komitetu protestacyjnego przygotowali nawet dla radnych i zgromadzonych gości broszury na temat negatywnego wpływu wiatraków na człowieka i otoczenie.
Po wypowiedzi przedstawicielki komitetu głos ponownie zabrał burmistrz:
– Te kilka wypowiedzi pokazuje, że trzeba na ten temat dyskutować, by poznać prawdę. Musimy się zachowywać racjonalnie. Taka dyskusja jest potrzebna. Będziemy dochodzić też do innych źródeł. Konsultacje społeczne muszą być. Trzeba zobowiązać przedstawicieli komisji do badania. Być może ten projekt w ogóle się nie pojawi. Nic tu nie jest przesądzone. Dla nas nie jest to wszystko jasne. Trzeba na spokojnie o to pytać, zgłębiać. Żeby nie było tak, że poniosły nas niepotrzebne emocje. Na ten temat trzeba rozmawiać. Gmina nie forsuje na siłę patrząc tylko na podatki. Tylko pod warunkiem, że nie są to wpływy kosztem zdrowia. Dobrze, że dyskutujemy na ten temat, bo każdy z nas będzie chciał dotrzeć do wiedzy. Do podejmowania decyzji trzeba mieć wiedzę. Moja wypowiedź nie ma charakteru „pod publikę”, absolutnie nie – podkreślał Stanisław Początek.
– Rozmawiajmy! Nie mówmy tego, że w ogóle nie możemy rozmawiać – zachęcał Knutelski.
– Będziemy rozmawiać z inwestorem. Zaczynamy budowę domu od dachu. Najpierw zdobądźmy wiedzę na ten temat, zanim zaczniemy rozmawiać z inwestorem. Ja się pytam, o czym mamy rozmawiać z inwestorem? – dopytywał dalej Gubernat.
– Ja też jestem zwolennikiem, by w gminie był spokój i porządek – dopowiedział na koniec przewodniczący.
Oprócz wiatraków emocje wzbudziła też skarga Andrzeja Buśko na przewodniczącego. Buśko zarzucał Knutelskiemu, że działa niezgodnie z obowiązującym porządkiem prawnym. Były radny powołał się m.in. na paragraf 16. Regulaminu Rady Miejskiej i artykuł 4. Konstytucji RP, które swoimi działaniami miał złamać Knutelski. Chodzi oczywiście o możliwość zabierania głosu podczas obrad przez mieszkańców i przybyłych gości. Buśko dowodził w swojej skardze, że jest sprowadzany do roli biernego obserwatora.
– Wnoszę o przestrzeganie praworządności – apelował na piśmie były radny.
Przewodniczący, zwykle spokojny i zdystansowany, pierwszy raz tak stanowczo zareagował:
– Ja mniemam, że nasza rada liczy 21. radnych, a nie 21. radnych i jednego „nie – radnego”. Na razie piłka jest po tamtej stronie. Na komisje mogą przyjść ci, którzy chcą zabrać głos. Ja wiem, dlaczego się nie przychodzi na komisje, bo na komisji nie ma mediów! Można opluwać radnego, burmistrza… Wszystkich można opluwać i dostaje się punkty. Albo się je traci… – mówił wzburzony przewodniczący. Na sesji nie było akurat „nie – radnego” Andrzeja Buśko, więc nie mógł się odnieść do zarzutów Knutelskiego.
– Skargę przekazać do Komisji Rewizyjnej – wnioskował wiceprzewodniczący Stanisław Król.
– Ja nie chcę być stroną w tej sprawie, ale po co nas wybrali? – pytał Knutelski.
Do dyskusji włączył się niezawodny Marek Minorczyk przywołując, jego zdaniem, jednoznaczne stanowisko wydziału prawnego w tej kwestii:
– Prowadzący obrady ma obowiązek udzielić głosu, ale w czasie sesji. Nigdzie tam nie jest napisane, że musi udzielić głosu w konkretnych punktach. Przewodniczący decyduje o tym, żeby zachować porządek w czasie obrad. Tutaj nie można dopuścić, żeby ci, którzy przyszli mówili bez udzielania głosu. – przekonywał Minorczyk.
Tym samym argumentem posługiwał się jednak wcześniej Andrzej Buśko, który dowodził, że skoro nie ma wyznaczonego punktu obrad, w którym można zabierać głos, dlaczego wskazywać do tego celu „wolne wnioski”, gdy jest już po fakcie?
Ula Skórka
Broszura o negatywnych skutkach wiatraków, którą przedstawiciele komitetu protestacyjnego z Nieczajny rozdawali radnym. Warto przeczytać!
Negatywne oddziaływania zdrowotne oraz ekonomiczne
Materiał w całości pobrany ze strony: www.koluszki-wiatraki.pl
1. Elektrownie wiatrowe są szkodliwe dla ludzi i zwierząt.
a. Emitują szkodliwy hałas.
Obracające się łopaty emitują hałas szkodliwy dla ludzi i zwierząt. Długotrwałe przebywanie w pobliżu wiatraków ( zbyt blisko usytuowanych od siedlisk ludzkich ) może prowadzić do uszkodzenia słuchu.
Wiele źródeł podaje, że idealną odległością od siedlisk ludzkich jest 3000 m. Szczególnie jeśli dotyczy to farmy składającej się z kilku wiatraków. W Polsce nie ma żadnych uregulowań prawnych dotyczących usytuowania elektrowni wiatrowych. W Czechach ustawowo ta odległość wynosi 3 km.
b. Emitują szkodliwe niesłyszalne infradźwięki.
Jest to często pomijana kwestia. Elektrownie wiatrowe wytwarzają szkodliwe, niesłyszalne infradźwięki ( poniżej 20Hz ). Wynika to z tego, że łopaty śmigieł wiatraka są specjalnie profilowane aby wychwytywać jak najwięcej energii ze strumienia powietrza. W ten sposób powstaje bardzo długa fala dźwiękowa (nawet do kilkudziesięciu metrów ), która rozprzestrzenia się na dziesiątki kilometrów, przenikając przez wszystkie przeszkody. Potwierdzają to badania naukowe prowadzone w USA i Niemczech ( w Polsce nie zwraca się na to uwagi ). Infradźwięki w zakresie 7-8 Hz mogą wprawiać w drgania organy ludzkie ( serce, wątrobę, nerki ). Powodują one zakłócenia rytmu serca. ( jest to szczególnie niebezpieczne dla ludzi z rozrusznikami serca ). Infradźwięki powodują też depresje, apatyczność, zaburzenia psychiczne, senność lub bezsenność i w konsekwencji osłabienie organizmu. Infradźwięki stosowane są w tzw. broni akustycznej.
Szczególnie niebezpieczne są turbiny wiatrowe starego typu, które w Europie Zachodniej z uwagi na obostrzenia prawne są demontowane. Często zdarza się że z uwagi na brak przepisów w Polsce trafiają one do nas i tu są montowane.
c. Powodują szkodliwe ( niewidoczne ) migotanie światła.
Elektrownie wiatrowe produkują prąd złej jakości, o dużych wahaniach napięcia. A jak wiadomo są one dołączane do istniejącego systemu elektroenergetycznego, co może powodować zaburzenia jego działanie.
Wahanie napięcia powoduje migotanie światła, które powoduje rezonans biologiczny w zakresie 8,9 Hz. To z kolei powoduje tzw. efekt choroby epileptycznej.
Migotanie światła wpływa także na podświadomość wywołując złe samopoczucie, zmęczenie, obniżenie koncentracji i wydajności.
d. Powodują szkodliwy tzw. „efekt disco”.
Zauważono, że w pobliżu wiatraków występuje bardzo denerwujące migotanie światła tzw. efekt disco. Prowadzi to do złego samopoczucia i bardzo obciąża wzrok.
e. Syndrom turbiny wiatrowej.
Znany polski ekolog dr Zbigniew Hałat, przywołuje ustalenia amerykańskiej lekarki, dr Niny Pierpont, która zdefiniowała i opisała jednostkę chorobową, powstającą wśród mieszkańców przebywających w pobliżu elektrowni wiatrowych. O wynikach jej ustaleń tak pisze, cyt.:
Sformułowała ona definicję zespołu hałasu turbiny wiatrowej jako zespołu objawów, które rozpoczynają się z chwilą uruchomienia okolicznych turbin, zaś ustępują, gdy turbiny są wyłączone lub osoba zgłaszająca symptomy nie przebywa w ich sąsiedztwie. Do objawów tych należą:
– problemy za snem: słyszalny hałas lub fizycznie odczuwalne uczucie pulsowania czy ciśnienia utrudniają zaśnięcie oraz powodują częste wybudzenia,
– bóle głowy o nasilonej dokuczliwości lub częstotliwości,
– zawroty głowy, drżenie, nudności,
– wyczerpanie, niepokój, złość, skłonność do irytacji, depresja,
– problemy z koncentracją uwagi i uczenia się,
– szum uszny (dzwonienie w uszach.
Nie wszystkie osoby mieszkające w pobliżu turbin wiatrowych zauważają powyższe symptomy. Nie oznacza to, że ludzie je wymyślają, lecz raczej, że ludzie różnią się pod względem podatności na nie.
Najpoważniejszym objawem jest przewlekłe zaburzenie snu. Wyczerpanie, huśtawka nastrojów oraz problemy z koncentracją i uczeniem się są naturalnymi następstwami słabego, niezdrowego snu.
Wrażliwość na hałas o niskiej częstotliwości (infradźwięki, fale dźwiękowe o niskiej częstotliwości, niesłyszalne dla ucha człowieka, rozchodzące się na dużą odległość) stanowi potencjalny czynnik ryzyka. Niektórzy ludzie odczuwają hałas o niskiej częstotliwości raczej jako ciśnienie w uszach, niż jako słyszalny dźwięk, lub też doświadczają go jako odczuwalne uczucie lub drganie w klatce piersiowej albo gardle. Osoby zamieszkujące w sąsiedztwie przemysłowych turbin wiatrowych skarżą się także na niepokojące uczucie przymusu oddychania zsynchronizowanego z rytmicznym pulsowaniem turbin, które to pulsowanie niekoniecznie musi być słyszalne, zwłaszcza w nocy, gdy próbują spać.
Powyższe ustalenia dr Niny Pierpont należą do głównego nurtu medycyny opartej o ewidencję naukową. Trwałym skutkiem oddziaływania turbin wiatrowych o nazwie choroba wibracyjno – akustyczna zajmuje się wibroakustyka […]. (Z. Hałat, „Szkodliwe wiatraki”, Źródło, nr 39/2009).
W Polsce nie mamy jeszcze dużej wiedzy o szkodliwości wiatrowych generatorów prądu dla zdrowia człowieka. Opinia publiczna raczej nie jest informowana o tym problemie, ale społeczna odpowiedzialność za skutki takich inwestycji spoczywa najpierw na całym gremium urzędniczym, które wydaje w beztroski sposób zgodę na takie budowle.
2.Śmigła wiatraków zabijają ptaki.
Powoduje to niekontrolowany rozwój gryzoni : myszy i szczurów. Giną również nietoperze.
3.Wiatraki mogą wpłynąć na lokalne zmiany klimatu.
Przy dużej koncentracji farm wiatrowych może nastąpić lokalna zmiana klimatu – wzrost temperatury o około 2 stopnie Celcjusza. Powoduje to wysuszenie gleby.
4.Wiatraki potwornie szpecą krajobraz.
Wiatraki to monstrualne budowle wysokości przekraczającej 100 m. Są one większe niż kościelne wieże czy miejskie wieżowce. Są one widoczne z bardzo dużych odległości i szpecą krajobraz.
Wieża wiatrak waży około 250 ton, a turbina 56 ton. Fundament jest wkopany na minimum 9 m w głąb ziemi i waży około 450 ton ( beton i stal zbrojeniowa ).
5.Istotny spadek cen gruntów.
Usytuowanie wiatraków w pobliżu wsi powoduje że tereny te stają się mało atrakcyjne turystycznie.
Co za tym idzie spowoduje to spadek wartości gruntów w pobliżu tych budowli.
Gminy powinny liczyć się z tym, iż mieszkańcy będą sądownie domagać się odszkodowań za utraconą wartość gruntów.
6.Wiatraki zakłócają odbiór telewizji, radia i telefonii komórkowej.
7.Wiatraki to obiekty o wysokiej awaryjności.
Wiatraki przyciągają pioruny i ulegają częstym awariom. Według badań w Niemczech poważna awaria ( np. pożar ) występuje średnio co 4 lata.
Oderwana łopata wirnika może przemieścić się na odległość nawet 900 m powodując ogromne zagrożenie dla ludzi i zwierząt.