Stefania Łącka
Tylko tak, nie inaczej, mówią o niej ci, którym w szczególny sposób jest bliska. W tym jednym słowie jest wszystko: szacunek i podziw, radość, pamięć i zobowiązanie moralne, którym dla wielu jest postawa Stefanii Łąckiej. 11 listopada 1946 r. została pochowana na cmentarzu w Gręboszowie.
Pojawiają się sądy, według których Stefcia nie miała szczęścia: wyszła cało z obozu koncentracyjnego, zmarła półtora roku po wojnie. Gdyby Bóg zabrał Ją do siebie wcześniej, być może zostałaby beatyfikowana w tym roku wraz z innymi polskimi 108 męczennikami za wiarę.
Urodziła się w Woli Żelichowskiej 6 stycznia 1914 r. w domu, którego życie przenikała atmosfera religijności, narodowej dumy i patriotyzmu. Podobnymi walorami cechowało się najbliższe Jej środowisko gręboszowskiej parafii. To tu przez długie lata pracował niezwykły kapłan, zmarły w opinii świętości opiekun ubogich ks. Piotr Halak. Spod jego opiekuńczych ramion wyszedł, obok Stefanii Łąckiej, bohaterski obrońca Westerplatte mjr Henryk Sucharski. Tu też działał obdarzony na pewno charyzmą, choć nieco kontrowersyjny działacz ruchu ludowego Jakub Bojko.
Ścieżki edukacji wiodły Stefanię najpierw do szkoły powszechnej w Gręboszowie, później gimnazjum w Dąbrowie Tarnowskiej, po którym uczyła się w Żeńskim Seminarium Nauczycielskim im. bł. Kingi w Tarnowie. „Niezwykła skromność, wielka pracowitość, otwartość na cierpienia innych spowodowały, że bardzo szybko zdobyła zaufanie grona nauczycielskiego i uczennic. (…) Wzorowa uczennica, harcerska działaczka, prezeska Sodalicji Mariańskiej…„. W seminarium nauczycielskim została redaktorką szkolnego miesięcznika „Złota Nić”. Jej zaangażowanie i talent dziennikarsko-literacki sprawił, że ks. Chrząszcz poprosił ją o współpracę w redagowaniu diecezjalnego tygodnika „Nasza Sprawa”. Zajmowała się tam dodatkiem dla dzieci. Pisywała także o trudnej sytuacji polskiej wsi, jednocześnie ukazując sens miłości wyrażającej się ofiarą.
W 1941 r. została za konspiracyjną działalność redakcyjną aresztowana. W 1942 r. w pierwszym transporcie Polek została wywieziona z tarnowskiego więzienia do niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. Tam objawiła się w pełni jej wielkość, którą nie sposób zmierzyć ludzką miarą. Otrzymała numer 6886. Współwięźniarki poddawały się beznadziei, uczuciu krzywdy, na co Stefcia miała zawsze jeden, wygłaszany z mocą komentarz: „Przecież to cierpienie wliczone zostało w nasze życie. Nie na to, żeby nas zniszczyć, ale żeby przybliżyć do Boga”. To krzepiło innych. Kobiety czuły, że dzięki niej jakoś będą się trzymać. Ona zaś czuła, że jest współwięźniarkom potrzebna. Uczyła pieśni i modlitw na bloku, organizowała wspólne modlitwy, które prowadziła, mimo odmrożeń, zawsze na kolanach. „Chrystus cierpiał więcej za nasze grzechy” – mawiała. Napisała nawet w bloku modlitewnik, dla wspólnych potrzeb.
„Wiosną 1943 roku Stefania Łącka zachorowała bardzo ciężko na tyfus i cudem tylko uniknęła śmiertelnego zastrzyku z fenolu. Po powrocie do zdrowia pracowała jako pielęgniarka przy ciężko chorych, z godnym najwyższego podziwu poświęceniem. Po pewnym czasie została sekretarką bloku nr 23. (…) Wtedy ratowała współwięźniarki, nawet po selekcji do gazu, zamieniając kartoteki zmarłych tej samej nocy więźniarek na kartoteki przeznaczonych na śmierć. Był to akt wielkiej odwagi, gdyż za każdym razem ryzykowała życiem”.
Najlepiej ten czas i postawę Stefanii opisują współwięźniarki. Za Helenę Panek Stefcia, wobec zapowiadanych dzięsiątkowań po ucieczce z obozu jakichś więźniarek, zgłosiła chęć pójścia na śmierć. Do dziesiątkowania nie doszło. Helena Panek do dziś pamięta słowa Stefci: „Nie martw się Helenko. Gdyby wyczytali twój numer, to ja wystąpię z szeregu. Ja i tak umrę, a ty jesteś zdrowa i powinnaś przeżyć„. We wspomnieniach o Stefanii pojawiają się słowa o radosnej, uśmiechniętej postaci, o tym, co mówiła, że po najczarniejszej nocy nadchodzi nowy, piękny dzień, że miarą miłości jest poświęcanie swego czasu drugim.
„Stefcia to był mój Anioł Stróż” – wspomina Eleonora Wójtowicz. W podobnym duchu wypowiadają się inne kobiety z oświęcimskiego bloku. Dziś patronuje i „stróżuje” szkole w Gorzycach, która postawą swej Patronki żyje na co dzień. Postawa Stefci, sformułowana w kilku lapidarnych zdaniach („Warto podobać się tylko Bogu”, „Silna wola i wytrwałość to cenny skarb”, „Jeśli będziesz dziękował Panu Bogu za każdą radość, nie starczy ci czasu na skargi za cierpienie„) jest stałym elementem pracy wychowawczej wśród gorzyckich dzieci.
„Wielkość Stefanii to nie sława, która by Ją okrywała za życia, ale przede wszystkim prawość charakteru, dobroć i miłosierdzie, pracowitość i ofiarność, religijność i patriotyzm” – pisze Barbara Wójcik, dyrektorka Szkoły Podstawowej w Gorzycach, szkoły, której Patronką jest Stefania Łącka. Praca ta przynosi niezwykłe owoce być może właśnie dlatego, że – jak głosi tytuł opracowania Barbary Wójcik, z którego pochodzą cytowane wyżej fragmenty – Stefcia „Żyje wśród nas”.
Grzegorz Brożek (Gość Niedzielny, 1999)
Po reformie szkolnictwa w 1999 roku szkołę podstawową w Woli Żelichowskiej przekształcono w Publiczne Gimnazjum. 15 czerwca 2003 roku nadano mu imię Stefanii Łąckiej.