Spór o drogę, czy konflikt rodzinny?
Zwykły spór o drogę czy coś więcej? Między rodziną Chrzanów ze Skrzynki a przedsiębiorstwem wydobywającym żwir rozgorzał ostry spór o drogę znajdującą się na posesji rodziny w miejscowości Wójcina.
Chrzanowie twierdzą, że właściciel firmy bezprawnie i bez pozwoleń wybudował tam drogę dojazdową do żwirowni, on zaś dowodzi, iż wszystko było zgodnie z prawem, a innej drogi do kopalni nie ma.
Spór rozgorzał cztery lata temu, gdy na działce należącej do rodzeństwa Chrzanów firma wydobywająca w okolicy żwir wybudowała drogę dojazdową do kopalni. Chrzanowie twierdzą, że bezprawnie i bez pozwoleń. Droga przecinająca działkę rodziny ma 290 m. długości i ok. 5 m. szerokości.
Chrzanowie zawiadomili Nadzór Budowlany. Twierdzą, że nie mogą porozumieć się z właścicielem żwirowni, który w sprawie pasa działki, na której wybudował drogę, rozmawiał tylko z jednym właścicielem, a prawo do spadku ma czworo rodzeństwa. Czują się oszukani.
Sprawa ciągnęła się przez cztery lata, a zakończyła zwycięstwem rodziny Chrzanów, którym sąd przyznał rację. Chrzanowie twierdzą jednak, że firma nie respektuje wyroku i nawet po przegranym procesie potężne samochody dalej dojeżdżają tamtędy do żwirowni. Aby temu przeciwdziałać rodzina zdecydowała się na ostateczny krok – przekopanie drogi.
Chrzanowie obawiają się również, że to nie koniec konfliktu, bo firma może uzyskać w sądzie dostęp do ich drogi, a oni absolutnie nie chcą się na to zgodzić.
Do brata Janiny Chrzan, który miał udostępnić przejazd firmie za pieniądze, nie udało nam się dotrzeć. Matka Chrzanów, która również miała wyrazić na to zgodę już nie żyje.
Udało się nam skontaktować ze współwłaścicielem firmy. Mężczyzna, skonfliktowany z rodziną Chrzanów, sprawę przedstawia zupełnie inaczej. Uważa, że właściciele działki, przez którą przebiega droga, „robią mu na złość”. Twierdzi, że prawo do przejazdu uzyskał od matki rodzeństwa (która była pierwotnie właścicielką działki) i jednego z jej synów. Dodaje, że wszystko przebiegało zgodnie z prawem. Pieniądze rodzinie wypłacił. Otrzymała je matka i jeden z braci. Niestety właścicielka zmarła. O istnieniu dalszego rodzeństwa nic nie wiedział, bo nie został o tym poinformowany. Gdyby tak się stało – jak twierdzi – usiłował by się skontaktować z resztą rodzeństwa.
Cała ta sytuacja, i konflikt z rodziną Chrzanów, zdaniem mężczyzny, może być początkiem problemów firmy i wielkim znakiem zapytania „co dalej”?. Do jego żwirowni nie ma bowiem dojazdu. Jedna z dróg prowadzi przez działkę Chrzanów, druga – gminna została obłożona zakazem przejazdu ciężarówek powyżej 7 ton, a samochody wypełnione żwirem są cięższe. Do tego otrzymał pozwolenie tylko na trzy kursy ciężarówek dziennie, a to nie rozwiązuje problemu. Do sądu złożył więc wniosek o wyznaczenie drogi dojazdowej do kopalni. Tego właśnie obawiają się Chrzanowie, którzy już nie wierzą, że ten konflikt można rozwiązać polubownie. Ale na tzw. „służebność drogi” nie chcą się zgodzić, gdyż dowodzą, że powstała niezgodnie z prawem. Oskarżają też o opieszałość Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, który – jak na razie – nie poradził sobie z konfliktem: firma kontra rodzina Chrzanów.
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, nie radząc sobie ze sprawą, próbował „przerzucić” to na prokuraturę i sąd w Dąbrowie Tarnowskiej. Podstawą miała być niezgodność zeznań obu stron. Inspektorat nie potrafił bowiem rozstrzygnąć – najprościej rzecz ujmując – kto mówi prawdę, a kto kłamie w tym sporze. Sąd jednak stanowczo oddalił wniosek o zbadanie sprawy. Kto ma rację – będzie musiał więc rozstrzygnąć Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Dąbrowie Tarnowskiej. Z inspektor Barbarą Studzińską nie udało nam się skontaktować.
Czas leci. Konflikt trwa już cztery lata, a rozwiązania dalej nie widać, mimo że sąd przyznał Chrzanom rację. W tej sprawie poszkodowane czują się obie strony. Rodzina Chrzanów czuje się oszukana przez firmę i narzeka na opieszałość Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Właściciel żwirowni twierdzi, że został wprowadzony w błąd przez rodzinę Chrzanów i narzeka na adwokatów, którzy obiecywali mu, że sprawa jest tylko formalnością i rozstrzygnie się na jego korzyść.
Mężczyzna na konflikcie traci, Chrzanowie nic nie zyskują. On ma zablokowany dojazd do kopalni, oni – nie mają z tego żadnych korzyści. Tracą tak naprawdę wszyscy, a właściciel firmy mówi, że jeżeli sprawa nie wyjaśni się w przeciągu kilku tygodni, będzie musiał zwolnić z pracy ponad 20 osób, bo nie będzie go stać na ich utrzymanie. Firmy jednak nie zamknie, tylko ograniczy działalność i będzie czekał na „lepsze czasy”.
Kto ma rację w tym konflikcie? Naszym czytelnikom pozostawiamy osąd sytuacji, a do sprawy wrócimy, jeżeli tylko zapadną jakieś wiążące decyzje.
Ula Skórka