Radni bezradni wobec J. Taraski?
3 lata upłynęły od afery związanej z nieprawidłowymi wyborami na sołtysa Gruszowa, którą zajęła się prokuratura. Dziś radna Józefa Taraska także ma pecha – jej nazwisko pojawia się w kontekście kolejnej sprawy.
Radna piastowała stanowisko kierownika gminnego składowiska odpadów, podczas gdy funkcja ta od roku powinna już nie istnieć. Wygląda więc na to, że pracowała i pobierała pensję w gminnej jednostce, na fikcyjnym stanowisku. Została z tego stanowiska odwołana głosami radnych (także koalicyjnych), i nie tylko sama nie ustąpiła, ale ironicznie podziękowała za „rozwiązanie stosunku pracy”, zarzucając koleżance z rady brak kultury, gdy ta wytknęła jej niewłaściwe postępowanie.
By zatrzeć fatalne wrażenie, jakie wywołała sprawa Józefy Taraski, radni pozbawili ją piastowanego od roku fikcyjnego stanowiska. Konsekwencje zaś może ponieść ten, który jakiś czas temu przekazał radzie do rozpatrzenia pismo zawiadamiające o takim stanie rzeczy, czyli jej bezpośredni przełożony – dyrektor Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej – Zbigniew Kwiatkowski. Jak mówi przewodniczący, Kwiatkowski nie potrafił logicznie wytłumaczyć, dlaczego utrzymywał Taraskę na kierowniczym stanowisku przez rok od zamknięcia gminnego składowiska odpadów, którym radna miała kierować. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że nie tylko Kwiatkowski jest tutaj winien, a konsekwencje poniesie prawdopodobnie wyłącznie on. Również ten temat będzie omawiany na obradach komisji, która podejmie decyzję, co z tym fantem dalej zrobić. Chyba trudno sobie wyobrazić lepszy podarunek dla opozycji przed wyborami (zwłaszcza że kolejna sesja dopiero po wakacjach).
Zaskoczyła również postawa całej rady – nikt bowiem nie zabrał głosu na sesji w tej sprawie. Wytłumaczeniem nie są nawet zeszłotygodniowe komisje, gdzie sprawa była – jak wiemy nieoficjalnie – ostro dyskutowana, gdyż podczas sesji radni długo rozwodzili się nad mniej palącymi problemami. Koalicja prawdopodobnie przeczuwa, że tym razem sprawa Józefy Taraski może stać się dla niej wizerunkowym „minusem” wprost przed wyborami, który trudno będzie odrobić.
Zanim jednak, po ekspresowym głosowaniu nad uchwałami, nadszedł czas na odwoływanie Józefy Taraski z kierowniczego stanowiska, w sprawozdaniu międzysesyjnym burmistrz pochwalił się rankingiem samorządów, sporządzonym przez „Rzeczpospolitą”, w którym Dąbrowa Tarnowska znalazła się w pierwszej setce. Uzyskała 49. miejsce w tzw. „złotej setce” najlepszych samorządów w kategorii gmin miejskich i miejsko – wiejskich. W Polsce tego typu gmin jest 916. Do drugiego etapu konkursu zakwalifikowały się zaś 564 samorządy: 64 miasta na prawach powiatu, 250 gmin miejskich i miejsko – wiejskich oraz tyle samo gmin wiejskich. „Rzeczpospolita” w swoim prestiżowym rankingu oceniała przede wszystkim takie kategorie, jak rozwój gminy (infrastruktura), standard życia mieszkańców oraz stan finansów.
– Bez kwiatków dzisiaj, ale kwiatki będą kiedy indziej, Panie burmistrzu – skwitował wypowiedź Stanisława Początka Władysław Knutelski.
Głosowania nad zaledwie kilkoma uchwałami przebiegły sprawnie i ekspresowo, nad czym czuwał przewodniczący Knutelski. Większość z nich, to sprawy bieżące, do przegłosowania jeszcze przed wakacjami. A wśród nich m.in. uchwały dotyczące:
– „powierzenia gminie Radgoszcz do realizacji zadania własnego w zakresie odbioru ścieków komunalnych od części mieszkańców miejscowości Lipiny”,
– „zaopiniowania projektu uchwały Sejmiku Województwa Małopolskiego w sprawie wyznaczenia aglomeracji Dąbrowa Tarnowska”,
– „przystąpienia do partnerstwa w ramach projektu pt. „Nowoczesna Administracja Samorządowa” w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki Priorytet: V Dobre rządzenie, Działanie 5.2 Wzmocnienie potencjału administracji samorządowej, Poddziałanie 5.2.1 Modernizacja zarządzania w administracji samorządowej”.
Najwięcej emocji powinien wzbudzić punkt 11. dotyczący „wyrażenia zgody na rozwiązanie z radną stosunku pracy”. Powinien, ale tak się nie stało, bo jak dowiadujemy się od radnych – prawdziwe emocje z tym związane niektórzy okazywali podczas komisji. Doszło nawet do tego, że podczas sesji dezaprobatę wobec swoich kolegów wyraziła Józefa Taraska, zawiedziona głosowaniem radnych. Wszyscy koalicyjni koledzy opowiedzieli się za rozwiązaniem stosunku pracy z radną, za co z ironią podziękowała im sama zainteresowana, która poczuła się dotknięta taką decyzją. Pod adresem Józefy Borowskiej – Marciniak powiedziała nawet:
– Nietaktowne zachowanie świadczy o zero kultury.
Tym „nietaktownym zachowaniem” – jak się potem dowiedzieliśmy od innych radnych, miało być delikatne zwrócenie uwagi, iż radna nie powinna zajmować tego stanowiska (nieistniejącego zresztą od roku), gdyż posiada już odpowiednie świadczenia. Chodziło o to, by namówić Józefę Taraskę, aby z własnej woli zrezygnowała z tej funkcji, ale wydaje się, że było to tylko rozpaczliwe ratowanie honoru rady w świetle potencjalnych strat wizerunkowych przed wyborami. To przedsięwzięcie się nie powiodło – radna prawdopodobnie liczyła na kolegów z koalicji, którzy w obliczu możliwości zaliczenia dużo większej „wpadki”, solidarnie odwrócili się do niej plecami.
O co dokładnie chodziło? Od 1 lipca 2013 r., wg przepisów, przestało istnieć gminne składowisko odpadów, czy też mówiąc ściślej – istnieje, ale zostało zamknięte i nie wolno już z niego korzystać. Logicznym więc jest, że tak samo powinno zostać zlikwidowane stanowisko kierownika tegoż składowiska. Nic bardziej mylnego – funkcja przetrwała do sesji, a uwzględniając 3 – miesięczny okres wypowiedzenia (tylko przy założeniu, że Kwiatkowski jeszcze w tym miesiącu przygotuje stosowny dokument), Józefa Taraska będzie kierownikiem nieczynnego składowiska do 31 października b. r. Straci pracę na kilkanaście dni przed wyborami samorządowymi, które odbędą się 16 listopada.
Koalicjanci nie mieli wyjścia – musieli opowiedzieć się za odwołaniem Józefy Taraski, czy też – ściślej rzecz ujmując – „rozwiązaniem z nią stosunku pracy”. Nawet wobec tak zdecydowanej postawy, podyktowanej sytuacją bez wyjścia, trudno będzie uniknąć negatywnego odbioru społecznego całej tej sprawy.
W rozmowie z Kurierem burmistrz unikał niewygodnych stwierdzeń i nie chciał przyznać, że sytuacja z utrzymywanym sztucznie stanowiskiem nie wygląda najlepiej. Przy większości pytań odsyła nas do Zbigniewa Kwiatkowskiego. Na nasze pytanie odpowiada, że z dyrektora „nikt nie zrobił kozła ofiarnego”, choć przyznaje, że wobec Józefy Taraski nie można wyciągnąć żadnych konsekwencji, a o utrzymywaniu tego stanowiska decydował Kwiatkowski. Pod względem PR – owskim burmistrz wypowiada się niemal perfekcyjnie; zaistniały jednak pewne nieścisłości. Na nasze pytanie, czy radna Taraska pracowała na fikcyjnym stanowisku odpowiada:
– Nie wiem, czy na fikcyjnym stanowisku, ma mniejszy zakres obowiązków. Była na stanowisku kierownika gminnego składowiska. Istnieje to składowisko, ale jest zamknięte, bo od 1 lipca ubiegłego roku, wg przepisów, takie składowisko nie może przyjmować odpadów.
Pytamy więc, czy w świetle tej wiedzy, że od 1 lipca ubiegłego roku, składowisko odpadów jest zamknięte, powinno istnieć stanowisko kierownika tej jednostki.
– Oczywiście, że funkcja winna wygasnąć od 1 lipca. – przyznaje burmistrz – Sądzę, że radna już nie kierowała tym wysypiskiem, bo nie miała czym kierować. Gdyby dyrektor nie miał zakresu pracy, to by Jej nie „trzymał”.
Zupełnie inaczej wypowiada się o tej sytuacji, dla Kuriera, przewodniczący rady miejskiej, który – omijając PR – owskie „zagrywki” – mówi szczerze i nie owija w bawełnę, o czym można się przekonać słuchając jego wypowiedzi. Władysław Knutelski od razu przyznał, że ta sytuacja nie była w porządku i potwierdził tym samym nasze obawy.
Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.
– Była kierowniczką wysypiska śmieci, a wysypisko od lipca ubiegłego roku jest zamknięte – nie ma stanowiska, nie ma pracy. – powiedział stanowczo przewodniczący
– Były rozmowy, [ze Zbigniewem Kwiatkowskim – red.] jak można utrzymywać stanowisko i pogrążać zakład w długach. (…) Mając pracownika, który nie spełniał żadnej roli. (…) Dla nas to była niezrozumiała sprawa, jak można utrzymywać takie stanowisko. Czym się sugerował Pan dyrektor – nie wiem. (…) Rok czasu Pani radna i kierownik nie miała nic do roboty. Knutelski dodał, że wyjaśnienia Kwiatkowskiego w tej sprawie były niejasne. Nie było więc mowy o tym, by „bronić” koalicyjną koleżankę przed zwolnieniem z kierowania zamkniętym wysypiskiem.
Jakie jest stanowisko Zbigniewa Kwiatkowskiego – okaże się już wkrótce, podczas zwołanej również w tej sprawie komisji (wtedy też w Kurierze pojawi się szerszy, oddzielny artykuł na ten temat). Jak mówi nam przewodniczący rady miejskiej – radni zwołują komisje także w celu opracowania zmian zarządzania Gminnym Zakładem Gospodarki Komunalnej, restrukturyzacji tej jednostki, „ale w szczególności po to, by z panem dyrektorem porozmawiać”.
Radni, zarówno koalicyjni, jak i opozycyjni, wykazali się dużą aktywnością w punkcie dotyczącym „zapytań i interpelacji”. Pytali: Józefa Taraska, Józefa Borowska – Marciniak, Stanisław Król, Jacek Ryczek, Józef Lizak, Kazimierz Pinas, Andrzej Giza, Władysław Knutelski i Bogusława Serwicka. Zapytania dotyczyły różnych spraw mieszkańców miasta i gminy: od oczyszczania rowów melioracyjnych, dobudowy kanalizacji, budowy dróg, aż po wycięcie zarośli w pobliżu dróg oraz dyżury przedszkoli w okresie wakacyjnym. Było również pytanie dotyczące dalszych losów firm – podwykonawców oszukanych przy budowie synagogi i związanej z tym sytuacji gminy.
Kazimierz Pinas pytał zaś o, coraz bardziej wirtualną, obwodnicę, w sprawie której zapewnienia pojawiły się nawet podczas finału Dni Dąbrowy Tarnowskiej.
– Trzeba było być na wystąpieniu w niedzielę pod „Dąbrowiakiem”, to by Pan wiedział, a nie z żoną w domu siedzieć – zwrócił uwagę, żartobliwie, przewodniczący. Bez humorystycznych podtekstów o obwodnicy wyraził się burmistrz, który w tym momencie jest w tej sprawie umiarkowanym optymistą. Nie chce składać obietnic, dopóki nie będzie miał gwarancji – czyli decyzji GDDKiA na piśmie. Taka decyzja ma podobno zapaść po wakacjach, ale sądząc po obietnicach ministerialnych i w ogóle – politycznych, składanych obficie przed wyborami, i tym co potem z nich pozostaje – na razie nie można obiecywać, że obwodnica z „wersji papierowej” przerodzi się w realną inwestycję.
P. S.:
Koalicja w radzie miejskiej prawdopodobnie przeczuwa „straty wizerunkowe”, które może ponieść w związku ze sprawą fikcyjnego (?) stanowiska, które przez rok (a licząc z okresem wypowiedzeniem – dłużej) sprawowała, i jeszcze przez kilka miesięcy sprawować będzie, ich koalicyjna koleżanka. Pod hasłem „straty wizerunkowe” nie kryje się nic innego, jak niezadowolenie potencjalnych wyborców. Mamy przecież do czynienia z regionem, w którym panuje duże bezrobocie, a jednak przez rok udało się ocalić jedno stanowisko pracy (co prawda wirtualne, ale wypłaty były jak najbardziej realne) – kierownika zamkniętego składowiska odpadów. Najbardziej pokrzywdzona w tej sytuacji czuje się sama zainteresowana, co można było odczytać po tonie i sposobie wypowiedzi, w której wylała swoje „gorzkie żale” zwłaszcza w stosunku do koalicjantów, którzy chcąc ratować siebie, odwrócili się do niej plecami i odwołali ją z kierowniczego stanowiska na – jak nazwał to przewodniczący – „wysypisku śmieci”. Obawiamy się jednak, że – metaforycznie – na takie wysypisko mogą trafić koalicyjni radni, jeżeli będą fundować swoim wyborcom, na krótko przed finalną datą 16 listopada, takie „niespodzianki”, jak utrzymywanie wirtualnych stanowisk pracy dla radnych. Dodajmy – dla sprawiedliwości – że wg obowiązującego prawa radna mogła sprawować stanowisko, nawet kierownicze, w podległej samorządowi jednostce (nie działającej na majątku gminy), takiej jak Gminny Zakład Gospodarki Komunalnej. Pod warunkiem, że takie stanowisko, czy też jednostka którą kierowała, istniała i działała. Wiemy już, po roku utrzymywania takiej, co najmniej dziwnej sytuacji, że tak nie było. Prawdopodobnie nie będzie w tym przypadku żadnych sankcji prawnych, bo nie o prawo tutaj chodzi, ale raczej o etykę, rozsądne gospodarowanie pieniędzmi podatników i dbanie o jednostki podlegające gminie, które mają pracować dla wspólnego dobra. Czy tak się stało – okaże się podczas wyborów. Ocenią to wyborcy i podatnicy. Na razie jedno jest pewne – jako jedynego winnego wskazano Zbigniewa Kwiatkowskiego, a Józefa Taraska nie poniesie żadnych konsekwencji, nie będzie musiała nawet zwracać pieniędzy, bo – według prawa – miała umowę o pracę i jakieś obowiązki pełniła. Bo problem polega na tym, czy radna pracowała na jakimś, bliżej nieokreślonym, stanowisku i otrzymywała za to mniejsze niż kierownicze wynagrodzenie, czy piastowała stanowisko kierownika nieczynnego wysypiska i pobierała za to regularną pensję? Teraz trudno będzie dojść do prawdy. Burmistrz przekonuje, że radna musiała mieć jakieś zajęcie, skoro była zatrudniona w Gminnym Zakładzie Gospodarki Komunalnej. Przewodniczący twierdzi stanowczo, że sytuacja jest niezrozumiała, radna otrzymywała wynagrodzenie za pracę wykonywaną na stanowisku, które już od roku nie istnieje. W ten sposób zakład gminny, który – jak mówił Knutelski – i tak jest w trudnej sytuacji finansowej, ponosił dalsze straty, a co za tym idzie – w niewłaściwy sposób były wydawane pieniądze podatników. Niestety prawdopodobnie ta druga wersja – Knutelskiego – jest bliżej prawdy. Trudno będzie teraz pozamiatać tę sprawę pod dywan, bo nagromadzone przez rok „śmieci” właśnie ujrzały światło dzienne i wypłynęły w najgorszym momencie – przed wyborami.
Wbrew pozorom słowa uznania należą się tym razem przewodniczącemu, który wyłożył kawę na ławę i bez owijania w bawełnę przedstawił trudną dla koalicji sprawę, ratując tym samym nieco wizerunek rządzących. Powiedział, że zakład jest w trudnej sytuacji finansowej, a zadłużenie powiększało utrzymywanie stanowiska „wirtualnego” kierownika. Potwierdził, że wobec przynajmniej jednego z winnych mogą być wyciągnięte jakieś konsekwencje. Przewodniczącego można różnie oceniać – przyznać mu jednak należy, że postawił sprawę jasno i nie uciekał od tematu. Nie próbował także uników w stylu: radna pracowała, ale nie wiadomo, czy na takim stanowisku; może zakres czynności był ograniczony; widocznie była potrzebna, gdyż kierownik zdecydował o utrzymaniu etatu itp. Uratował w ten sposób honor rady, a zwłaszcza koalicji, która w tej sprawie dyplomatycznie milczała. Tłumaczenie, że spory o fikcyjne (?) stanowisko radnej przebrzmiały podczas komisji, jest niewiarygodne, bo trudno się oprzeć wrażeniu, że radzie zależało, by na tej komisji nie było mediów… Poza tym nikt nie zabrał głosu po ironicznych podziękowaniach radnej i przytykach w kierunku Józefy Borowskiej – Marciniak, a tego wymagała sytuacja.
Także opozycja nie wykorzystała należycie „podarunku” w postaci ujawnienia „wirtualnego stanowiska kierowniczego”. Już widzimy reakcję powiatowych radnych, z dwóch zresztą stron sceny politycznej, gdyby taka sytuacja przydarzyła się ich przeciwnikom. Byłaby to dla nich nie lada gratka i powód do przytyków na kilka najbliższych sesji – a na pewno nie przepuścili by tego w taki sposób, jak zrobiła to opozycja w gminie. Ta szansa raczej została zmarnowana, a druga taka przed wyborami prawdopodobnie się nie powtórzy. Wałkowanie tego na następnej radzie, albo na komisji, już po ukazaniu się tego komentarza, może być odebrane jak odgrzewanie mocno już nieświeżych kotletów, bo z takich okazji korzysta się od razu, gdy się pojawiają, albo… wcale. „Odkopywanie” potem tych spraw zahacza o śmieszność, a ośmieszają się ci, którzy – straciwszy szansę wcześniej – próbują zbić na tym, poniewczasie, kapitał polityczny.
Na koniec ostatnia uwaga będąca smutną konstatacją w tej sprawie – los jest mściwy i przypomina o sobie w najbardziej nieodpowiednim momencie (dla radnych – przed wyborami). Przypomnijmy bowiem, że Józefa Taraska była jednym z przedstawicieli rady, którzy wnioskowali o usunięcie niezależnego Andrzeja Buśko. Tym razem sama stanęła przed obliczem rady, a jej koledzy solidarnie zagłosowali za pozbawieniem jej stanowiska kierowniczego. To, co zrobiła wcześniej, wróciło do niej jak bumerang. Rykoszetem „oberwali” również wszyscy radni, bo jak się teraz tłumaczyć, że rada przez rok nic na ten temat nie wiedziała…
Ula Skórka