Pierwsze wspólne obrady komisji
Nie zapowiadały się burzliwie i w atmosferze dyskusji, ale dąbrowska rada miasta w nowym składzie może zaskoczyć. Nowi radni na razie przekonali się, że budżetu nie da się zmienić od tak sobie, bez wiedzy merytorycznej na temat mechanizmów jego tworzenia i ograniczeń z tym związanych.
Na właśnie takie ograniczenia formalne natknął się również Andrzej Buśko, który postulował, by pieniądze z funduszy sołeckich przeznaczono w rzeczywistości na ich potrzeby, a nie zadania własne gminy.
Odbyłoby się to kosztem inwestycji wspólnych, prowadzonych wraz z powiatem. Czy to pierwsza zapowiedź popsucia, wzorowych dotąd, stosunków między oboma samorządami? Budżetu wypracowanego przez poprzedni skład rady i „starego” burmistrza nie da się zrewolucjonizować, i może to dobrze, bo nowi radni nie mają na razie takich umiejętności i wiedzy merytorycznej. Na wspólnych komisjach albo milczeli, nie mając odwagi zabrać głosu i narazić się na krytykę opinii publicznej, albo lepiej, by się nie odzywali. Muszą się jeszcze wiele nauczyć, by wiedzieć, jak korzystnie dokonywać zmian w budżecie. Usprawiedliwia ich czas – zbliżają się bowiem dopiero trzecie obrady rady miejskiej, a odbyło się dopiero pierwsze wspólne posiedzenie komisji. Czas będzie działał na ich korzyść, co nie zmienia faktu, że przed „starymi” radnymi niełatwe zadanie – będą musieli powoli wdrażać nowicjuszy do zwykłego toku pracy w radzie miejskiej.
Pierwsze posiedzenie komisji rady miejskiej zwołano wspólnie również dlatego, by ułatwić nowym radnym, którzy w radzie stanowią znaczną część, wdrożenie się w tok prac swoich komisji.
Strach wśród liderów (również tych nieformalnych) o „przejęcie” swoich radnych (zwłaszcza nowych, jeszcze nieodpornych i nieprzygotowanych na taką ewentualność), powoli mija i ustępuje próbie przygotowania nowicjuszy do obrad.
Zwłaszcza wśród koalicji takie „wrogie” przejęcia mogłyby zaburzyć układ sił.
Tak się złożyło, że w mieście to obecna koalicja wprowadziła najwięcej „nowych” do rady (z jej szeregach tylko Barbara Gawle była już radną dwóch kadencji). Opozycja zaś ma w swoich szeregach niemal samych doświadczonych radnych (niezależnie od oceny dokonań niektórych z nich z poprzedniej kadencji), i chociaż osłabiona przez odejście ich prawdziwego lidera Stanisława Początka, dla obecnej koalicji może okazać się „groźna”.
Do rady z KWW PSL dostała się tylko jedna nowa osoba, a Wspólnota (choć znacznie osłabiona bez Początka, którego na burmistrza wystawił właśnie ten komitet) pozostała w starym składzie. Opozycja radzi sobie jednak bez swojego lidera (radnym „weteranem”, który nieformalnie powinien przejąć jego rolę jest były przewodniczący Władysław Knutelski), a zamiarów „przejęcia” radnych z szeregów koalicji nie widać.
Teraz atmosfera powoli się „rozluźnia”, a koalicjanci mniej obawiają się „odbicia” nowych i zmiany układu sił. Nowi jednak, w większości, są zestresowani i raczej unikają zabierania głosu, pokornie podnosząc rękę na znak głosowania.
Ci wyborcy, którzy wierzą w cud natychmiastowej zmiany jakości rządzenia miastem i gminą przez nową ekipę (zwłaszcza tak „odnowioną” radę); czy wyłącznie przez zastąpienie „starych” nowymi, mogliby się bardzo zdziwić, obserwując wspólne komisje. W zachowaniach znacznej części radnych widać tremę, zestresowanie nowym otoczeniem i sytuacją, bierność, niechęć do „wychodzenia przed szereg” i… bezradność.
Na tle innych „nowych” wyróżnia się, jak na razie, jedynie Leszek Szymański, który dość często zabiera głos – co nie oznacza, że zawsze merytorycznie. „Stara” ekipa jednak spieszy z pomocą swoim nowym kolegom i koleżankom. Na pierwszych komisjach taką pomoc w objaśnianiu zawiłości budżetowych świadczyli przede wszystkim Władysław Knutelski (prawdziwy „weteran” w radzie i jednocześnie najstarszy radny) oraz nowy przewodniczący (ale w radzie od wielu lat) Jacek Sarat. Dużo tłumaczyła również skarbnik Małgorzata Bąba.
W planach obrad komisji znalazło się zaledwie kilka punktów i niewiele uchwał do zaopiniowania:
- Omówienie i zaopiniowanie projektu uchwały budżetowej gminy Dąbrowa Tarnowska na 2015 r. oraz Wieloletniej Prognozy Finansowej gminy na lata 2015 – 2022,
- Omówienie i zaopiniowanie materiałów na najbliższą sesję rady miasta,
- Opracowanie i zaopiniowanie planu pracy komisji na rok 2015 r.,
- Zaopiniowanie pism skierowanych do rady miejskiej,
- Sprawy bieżące,
- Wolne wnioski.
Posiedzenie komisji otworzył i prowadził Andrzej Giza, o opiniowanie i wstępne głosowanie nad uchwałami prosili przewodniczący poszczególnych stałych komisji rady miejskiej: Andrzej Buśko (rewizyjna), Marcin Grabka (budżetowa), Andrzej Giza (gospodarki komunalnej), Bernadetta Mrówka (zdrowia), Jerzy Żelawski (oświaty).
W toku dyskusji (przede wszystkim nad uchwałą budżetową, bo inne punkty posiedzenia nie budziły żadnych kontrowersji) Andrzej Giza, przyzwyczajony do porządku, musiał opanować zdenerwowanie, gdyż nowi radni zabierają głos bez upoważnienia prowadzącego obrady. Posiedzenie komisji rządzi się oczywiście swoimi prawami i przebiega w „luźniejszej” atmosferze, w porównaniu do obrad sesji. Aby jednak zapanować nad radą i zachować porządek, to przewodniczący lub prowadzący posiedzenie komisji, udziela głosu. Andrzeja Gizę, nie złośliwie, ale przez nieznajomość obowiązujących procedur i zachowań zwyczajowych, po prostu lekceważono.
Giza zwrócił uwagę radnym: – Przepraszam bardzo, ale ja udzielam głosu.
Został jednak, w ferworze dyskusji, zignorowany przez, pochłoniętych „zmaganiami” z budżetem, radnych.
Małgorzata Bąba szczegółowo przedstawiła plan wydatków budżetowych na 2015 r. Omawiała niektóre punkty budżetu i wyjaśniała wątpliwości radnych.
Andrzej Buśko podzielił się swoimi uwagami nt. budżetu, a właściwie jednego z jego punktów (funduszu sołeckiego).
– Zamiast wydatkować fundusz sołecki na zadania dla mieszkańców, wrzucamy remonty dróg gminnych, zakup regałów dla przedszkoli (…). – tu radny wymienił różne inwestycje, które jego zdaniem powinna finansować gmina, a nie „szczupły” fundusz sołecki. Dzieje się jednak inaczej.
– Wydaje mi się, że to jest w gestii gminy. A „dotacje dla powiatu” prawie na 290 tys. zł. Dotacje do budowy dróg? Trzeba ten fundusz zostawić mieszkańcom. Z funduszu sołeckiego zakup sprzętu do sprzątania szkoły? – dziwił się Buśko, który postulował, by zadania typu: remont drogi, czy budowa parkingu itp., były finansowane przez gminę, fundusz sołecki zaś zostałby przeznaczony na inne potrzeby sołectw. Wymienił m.in. np. „upiększenie otoczenia”.
– Ale jest ustawa o funduszu sołeckim. Do 30 września sołtysi mieli obowiązek zadeklarować, na co przeznaczone zostaną środki z funduszu sołeckiego. A jeżeli sołtysi rozważają to ze swoimi mieszkańcami, tutaj nic się nie da zmienić. Ani im nie zwiększymy, ani nie zmniejszymy. To już jest uwaga na przyszłość. Najwyżej 30 marca możemy zawnioskować, że nie tworzymy funduszu sołeckiego, tylko co innego – Bąba wyjaśniała, jak wygląda fundusz sołecki od strony proceduralnej, i czego nie da się, z powodów formalnych, zmienić.
Andrzej Buśko obstawał przy swoim twierdząc, że inwestycje, które powinny być realizowane z budżetu gminy, obciążają fundusz sołecki, który – jego zdaniem – winien być przeznaczony na najważniejsze potrzeby sołectwa, a nie remont dróg. Zaznaczył jednocześnie, że nie chce likwidować funduszu. Zależy mu na zwiększeniu środków przeznaczonych dla sołectw.
– Co do zasady, to powinno być na inne cele dla sołectwa. A nie na remont dróg. – mówił Buśko.
– To na zebraniach wynikało. Ledzie to zgłaszali. – tłumaczyła skarbnik.
Dyskusja zmierzała w kierunku, dziwnej w tym miejscu, konfrontacji stron, podczas gdy wszyscy, bez wyjątku, mieli na uwadze dobro sołectw. Chodziło o wypracowanie takiego rozwiązania, by sołectwa otrzymały jak najwięcej pieniędzy, których wykorzystanie na daną inwestycję, zależałoby przede wszystkim od mieszkańców. Obie strony jednak nie zrozumiały swoich intencji, co rodziło konflikt interesów tam, gdzie tak naprawdę go nie było.
Andrzej Buśko natrafił też na pierwsze przeszkody formalne – pieniądze z funduszu sołeckiego, wg ustaleń, wyższych od rad instancji, nie mogą być wykorzystane na szereg realnych potrzeb mieszkańców wsi. Inwestycje te muszą być bowiem zgodne z zadaniami gminy, bo tylko w ten sposób można dostać częściowy zwrot pieniędzy od państwa. Poza tym realizacja potrzeb, które zgłaszają mieszkańcy wsi, nie daje gwarancji, że budżet gminy pokryje inwestycje typu: remont drogi czy budowa chodnika. Sama istota przyznawania tych środków opiera się więc na dość sztywnych zasadach, których nie da się ominąć czy zakwestionować. Kwota też jest stała i samorząd nie może jej podwyższyć. Dodatkowo pieniądze te zależą od ilości mieszkańców danego sołectwa, co może, de facto, formalnie dyskryminować nawet większe miejscowości, lecz o mniejszym zaludnieniu. Dlatego też postulat przedwyborczy burmistrza Krzysztofa Kaczmarskiego: „więcej środków dla sołectw i rad osiedlowych”, może być trudny do realizacji. Chociaż widać, że taka wola ze strony większości rządzącej pojawia się już na początku kadencji. Nie wiadomo tylko, czy dobre chęci nie rozbiją się o mur procedur formalnych.
Bogusława Serwicka roztropnie stanęła zarówno po stronie Andrzeja Buśko, jak i sołtysów, którzy latami zajmują się zarządzaniem na terenie swoich miejscowości, i często zderzali się z murem urzędniczych ograniczeń.
– Sołtysi się będą w tym zakresie wypowiadać. Te fundusze są rzeczywiście bardzo małe. Rozdział polega na tym, że zawsze wyszukuje się te największe bolączki, na które zwykle nie ma pieniędzy w budżecie. – mówiła radna.
Wydaje się więc, że większy problem nie jest w tym, na co zostaną przeznaczone te pieniądze (czy na zadania gminne, czy na potrzeby sołectwa), chodzi raczej o znikomą kwotę, która niewiele zmienia, a w dodatku piętrzą się różne ograniczenia wytworzone nie przez uchwałę – a więc prawo miejscowe – ale ustawę; o realnych zmianach można więc na razie zapomnieć. Sołtysi obawiają się więc, by tych, i tak małych, pieniędzy nie odebrać ich miejscowościom, bo w budżecie gminy może zabraknąć np. na naprawę dróg i budowę chodników na terenach wiejskich. Stąd poczuli zagrożenie, gdy Buśko – również w dobrej wierze – dywagował na temat ewentualnych rozwiązań poza funduszem sołeckim.
Głos zabrał sołtys Nieczajny Górnej Jan Sojka.
– My, cztery sołectwa (Nieczajna, Smęgorzów, Szarwark, Gruszów Wielki) jesteśmy pokrzywdzeni, jak idzie na mieszkańca. A moim zdaniem – szkoła, przedszkole to jest zadanie gminy. Za te pieniądze, to tylko taką „kosmetykę” można robić. To musi być na placu gminy, na terenie gminy wykonywane.
– O funduszu sołeckim decyduje zebranie. Decydują mieszkańcy. I teraz już nic nie możemy zrobić – zauważył Jacek Sarat.
– Takie jest życie. Mieszkańcy decydują – powiedziała Małgorzata Bąba.
– Remont dróg należy do gminy. A nie żebyśmy chcieli od mieszkańców sołectw dokładania do remontu dróg, czy zakupu sprzętu do sprzątania. – argumentował Buśko.
– Nie próbujmy naprawiać tego, co jest dobre. Prawda Państwo sołtysi? – dopytywał Władysław Knutelski, który – jako najdłużej obradujący radny – zna mechanizmy i ograniczenia budżetowe. Knutelski otrzymał potwierdzenie od sołtysów.
– To w ogóle może nam nie dajcie tych pieniędzy? – padł zarzut ze strony sołtysów, choć i w ich gronie, zdania na temat funkcjonowania funduszu sołeckiego były podzielone.
– Wszyscy sołtysi rozmawiali z Panią skarbnik. Nie jest to tak, że można pieniądze przeznaczyć, na co sołtys chce. Tylko to musi być zgodne z zadaniami gminy. „Upiększanie” – to jest pojęcie względne. Co będziemy upiększać? Jak się uzgodniło coś nie tak, niezgodne z zadaniami gminy, to trzeba powtarzać zebranie – mówiła Józefa Borowska – Marciniak, radna poprzedniej kadencji i sołtys. Poparli ją inni sołtysi, którzy również mieli takie doświadczenia z powtarzaniem zebrań wiejskich, bo zadania poparte przez mieszkańców w ramach realizacji z funduszy sołeckich, okazały się niezgodne z zadaniami gminy. A takie nie mogły być sfinansowane.
– Rada sołecka przygotowuje plany zadań. Idziemy z tym do Pana burmistrza. – objaśniał sołtys Sojka.
Na posiedzenie komisji przyszedł mieszkaniec Dąbrowy Józef Borowski, dobrze znany radnym z obu stron sceny politycznej. To jeden z tych mieszkańców „niewygodnych” dla władzy, którzy zadają trudne pytania, bez względu na to, która strona sceny politycznej aktualnie rządzi. Właśnie takie osoby są w pewien sposób „testerami” demokracji i „sprowadzają na ziemię” władzę pod każdym szyldem partyjnym. Ponadto są również „testerami” samych polityków lokalnych – kto nie potrafi odnieść się konstruktywnie do jego zarzutów, a swoim zachowaniem nie kryje irytacji, powinien się dobrze zastanowić, czy piastuje odpowiednie stanowisko z korzyścią dla ogółu. Mieszkańcy mają prawo do uczestnictwa w obradach rady. Demokracja nie jest ustrojem ludzi wyłącznie zadowolonych, popierających władzę i nie zgłaszających żadnych zastrzeżeń. Trzeba się przyzwyczaić, że rządzi się również tą grupą społeczeństwa, która nie popiera ślepo każdej decyzji władzy.
Tym razem Józef Borowski zapytał o zasadność istnienia komitetów osiedlowych w obecnej formie, które – Jego zdaniem – nie sprawdzają się.
– Czy jest sens wydawania pieniędzy na komitety osiedlowe, jak to nie działa w ogóle? Może najpierw je odbudować, a potem dawać pieniądze? Nie ma w ogóle ogłoszeń przed takimi spotkaniami. Kiedyś na takie spotkanie przyszło bardzo dużo mieszkańców, bo mieszkańcy się interesują. I mówili o swoich problemach. Robiło się od tego czasu wszystko, by nie ogłaszać – mówił Józef Borowski, należący do komitetu osiedlowego nr 1. Takie zastrzeżenia do funkcjonowania komitetów osiedlowych docierały również do nas.
Andrzej Giza wyjaśnił, że ogłoszenia są wywieszane; są też powiadomienia w mediach i na stronie internetowej urzędu. Nie zgodził się więc z Józefem Borowskim, że mieszkańcy nie wiedzą o spotkaniach.
Wrócono do opiniowania budżetu.
Bardzo rozsądnie do uchwały dot. zatwierdzenia budżetu podszedł Jacek Sarat. Wiedział, jako doświadczony radny, że pod koniec roku nie da się zrewolucjonizować budżetu, albo stworzyć innego, m.in. przy pomocy nowych radnych, którzy dopiero uczą się obradowania.
– Ten budżet jest dobry. Wyższy o 2 miliony 200 tys. zł. od poprzedniego budżetu. Jest prorozwojowy i zabezpiecza potrzeby wszystkich mieszkańców. Należy go przyjąć, szanując radnych poprzedniej kadencji, którzy go uzgadniali – mówił przewodniczący rady miejskiej, mając zapewne na uwadze, że znaczna część poprzedniego składu rady, która i tym razem zyskała zaufanie mieszkańców, opiniowała taki kształt budżetu, a zanegowanie go, to przekreślenie tej pracy.
Pod koniec roku jest to prawie niewykonalne; zwłaszcza mając do dyspozycji aż tylu nowych radnych. Taka możliwość pojawi się w marcu, przy okazji korekty budżetu, a wtedy „nowi” nabiorą już „szlifów” samorządowych i będą mogli racjonalnie decydować o kształcie budżetu.
Nie chodzi oczywiście o „rewolucję budżetową”, ale taką korektę, która umożliwiałaby burmistrzowi Krzysztofowi Kaczmarskiemu zmianę stylu rządzenia oraz „zmianę toru jazdy” i przyspieszenie tej „lokomotywy”, o której mówił w swoim „expose”.
– Ci, którzy już byli radnymi wiedzą, że prawie co sesję wprowadza się zmiany do budżetu, bo przybywają jakieś pieniądze. – zauważył Knutelski.
Niektórzy nowi radni chcieli wykorzystać okazję posiedzeń komisji do zgłoszenia problemów swoich okręgów wyborczych oraz mieszkańców miasta i gminy ogólnie (na taką odwagę zdobył się Leszek Szymański, który dopytywał o możliwość budowy chodnika od Gruszowa Wielkiego do Dąbrowy). Sama intencja szczytna (to ich obowiązek: reprezentować wyborców i ich potrzeby), natomiast moment nie najlepszy. Do takich uwag służy punkt obrad dot. „zapytań i interpelacji radnych”. Zadając wówczas pytanie radny może mieć pewność, że jego postulat zostanie rozpatrzony.
Niektórzy nowi radni (zwłaszcza ci, którzy mieli mimo wszystko odwagę zabrać głos, wiedząc, że mogą być oceniani) jeszcze nie zdają sobie sprawy, że nie wszędzie da się bez trudu wybudować chodnik, i że jedyną przeszkodą nie są finanse. Większe problemy przysparza prawne uregulowanie własności, a bez tego żaden samorząd nie rozpocznie inwestycji. Ale takie posiedzenia mają również niezaprzeczalny walor edukacyjny dla nowicjuszy, którzy uczą się od swoich bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek funkcjonowania w radzie miejskiej.
– Nie rzuca się tak tematów – mówił Jacek Świątek, który był jednym z radnych, wprowadzających nowych kolegów w „tajniki” obrad – Każda inwestycja musi być przygotowana i sprawdzona. Nie da się zaprojektować chodników na cudzym terenie. Gmina robi na gruncie swoim.
– Gmina nie może inwestować na terenie nie uregulowanym prawnie – potwierdził słowa poprzednika Jacek Sarat.
Bardzo rzeczowo zawiłości związane z tego typu inwestycjami tłumaczył Władysław Knutelski, który przez długi czas był przedsiębiorcą i zna „parametry techniczne” takich inwestycji.
W końcu jednak jednogłośnie zaopiniowano budżet, który w takim kształcie trafi pod obrady rady miejskiej jeszcze przed świętami.
Starosta wystosował do rady miejskiej list z prośbą o wystawienie ochotnika do Rady Społecznej ZOZ. Trzeba ponownie skompletować skład rady, gdyż jej kadencja już się kończy. W skład rady wchodzi jedenaście osób – starosta zaprasza więc do współpracy burmistrzów i wójtów.
Radni wysunęli kandydaturę burmistrza Krzysztofa Kaczmarskiego, który przyjął propozycję i zasiądzie w nowej Radzie Społecznej ZOZ.
Ula Skórka