Dzisiaj:
Niedziela, 22 grudnia 2024 roku
Beata, Drogomir, Flawian, Franciszka, Gryzelda, Honorata, Ksawera, Ksaweryna, Zenon, Zenona

Ocalić od zapomnienia

9 czerwca 2011 | Brak komentarzy

Na prośbę naszych Czytelników prezentujemy pracę konkursową na temat „Katyń- Małopolska-Pamiętamy”, Pana Mieczysława Misiewicza ze Świebodzina o zamordowanym w Charkowie poruczniku Stanisławie Kaczówce.

Ocalić od zapomnienia


Po ogłoszeniu konkursu „Katyń-Małopolska-pamiętamy” z inicjatywy europosła Pawła Kowala pomyślałem,  że ja mógłbym ocalić od zapomnienia chociaż jednego człowieka z tych „Co nic nie mają … prócz pamięci naszej” (Or-Ot,  „pięciu poległych”).

Zbyt wielu Rodaków, męczenników wolności narodowej, do dziś nie doczekało się należytego miejsca i czci u potomnych, którzy wzrośli z ich bezcennej krwi. Kto utrwali ich imiona? Na pewno nie ci co najchętniej zatarliby po nich wszelki ślad. Istnieje tym bardziej nagląca potrzeba przywoływania bohaterów,  że upływ czasu działa na ich niekorzyść, gdyż odchodzą z grona  żywych naoczni świadkowie tamtych tragicznych wydarzeń, a  wraz z nimi pamięć o ich uczestnikach.

Do tych uczestników należy również zamordowany w Charkowie porucznik Stanisław Kaczówka., którego sylwetkę pragnę dla nas żyjących ocalić , w myśl poetyckiej refleksji Józefy Radzymińskiej:

Jest jeden czas miłości, jest jeden czas wiary Dla tych, którzy odeszli, dla tych, co zostają. Wszystko staje się jednym: żywe i umarłe,  wszystko splata się w jedną NARODOWĄ PAMIĘĆ.  Ona przeszłości i przyszłości sięga przez serce żywe, co w piersiach nam bije, BO WOLNOŚĆ TO JEST TYLE, ILE NAS POLEGŁO, I WOLNOŚĆ TO JEST TYLE, ILU NAS DZIŚ ŻYJE.

Kolejnym impulsem do podjęcia trudu zebrania bodaj okruchów wspomnień i informacji była  świadomość,  że porucznik Stanisław Kaczówka pochodził z mojej rodzinnej miejscowości, czyli ze Świebodzina oraz fakt, iż łączy nas więź pokrewieństwa. Ś.p. porucznik Stanisław nie ma własnej mogiły, ale może i powinien zachować prawo do naszych serc i pamięci tym bardziej, że jego życie i śmierć budzą w nas poczucie dumy.

Kim był Stanisław Kaczówka?

Stanisław Kaczówka (foto archiwum rodzinne autora)


Urodził się 3 kwietnia 1911 roku w Świebodzinie, w powiecie Dąbrowa Tarnowska jako trzeci z kolei syn Franciszka Kaczówki i Marii Burgieł, pochodzącej z Tonii, która tak jak Świebodzin należała do rzymsko-katolickiejparafii pod wezwaniem Św. Wojciecha w Bolesławiu.

Rodzice Stanisława utrzymywali się z pracy we własnym gospodarstwie rolnym. Ponadto jego ojciec Franciszek Kaczówka kilkakrotnie wyjeżdżał zarobkowo do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Ich dom, zbudowany na początku małżeństwa, był w tamtych czasach ostatnim domem przy drodze w zachodniej części Świebodzina.

Z własnego dzieciństwa pamiętam jak, obecnie nieżyjąca już moja mamusia, Maria Misiewicz, w rozmowach z moim ojcem Władysławem wyrażali uznania dla całej rodziny Kaczówków za ich pracowitość, zgodność, religijność. Pamiętam też zadowolenie moich rodziców, gdy z młodszą siostrą mojego ojca ożenił się w miejscowości Kanna kuzyn Stanisława – Kazimierz Kaczówka, tworząc dobre, szczęśliwe małżeństwo.

Dom rodzinny Stanisława Kaczówki w Świebodzinie (foto własna autora)


W 1918 roku Stanisław Kaczówka rozpoczął naukę w miejscowej Szkole Podstawowej w Świebodzinie, którą ukończył w 1923 roku.

Szkoła Podstawowa w Świebodzinie (foto własna autora)


W 1924 roku podjął dalszą naukę w Prywatnym Gimnazjum Koedukacyjnym im. Tadeusza Kościuszki w Dąbrowie Tarnowskiej na wydziale nowoklasycznym. W tym czasie zamieszkał u Jana Pękali w tym mieście przy ulicy Rynek 67.

Dane te oraz kilka innych informacji pochodzą z niekompletnie zachowanych „katalogów okresowych”, które udało się odnaleźć mojej kuzynce Zofii Borowskiej (z domu Chwałek) w archiwach obecnego Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w Dąbrowie Tarnowskiej.

 

 

Liceum Ogólnokształcące w Dąbrowie Tarnowskiej (foto z lat 70 archiwum własne autora)

Gimnazjalista Stanisław Kaczówka był jednym z niewielu uczniów pochodzenia chłopskiego. Z katalogu ocen z lat 1929/30 wynika, że należał do dobrych uczniów, a z przedmiotów takich jak : ćwiczenia cielesne, muzyka, śpiew, religia i kultura klasyczna nawet do bardzo dobrych. Miał przy tym nienaganne zachowanie i kilkanaście godzin opuszczonych, usprawiedliwionych.

Z informacji Zdzisława Kaczówki syna Władysława (najstarszego brata Stanisława) wynika, że w starszych klasach Stanisław zamieszkiwał u profesora, będącego równocześnie jednym z założycieli Gimnazjum-pana Władysława Tryby.

Od znanego mi osobiście lek. med. Mieczysława Siudzińskiego, mieszkańca i cenionego badacza dziejów miasta i okolic Dąbrowy Tarnowskiej dowiedziałem się, że wspomniany wyżej prof. Władysław Tryba cenił takie wartości jak: rodzina, życie duchowe, edukacja, patriotyzm, sport, zaangażowanie w organizacjach świeckich i kościelnych.

Właśnie w takim środowisku wchodził w dorosłe życie Stanisław Kaczówka. Warto nadmienić jeszcze, że w tym czasie syn profesora,  Bronisław studiował w Wyższej Szkole Wojskowej. Atmosfera domu profesora Tryby prawdopodobnie miała wpływ na wybór dalszej drogi życiowej przez Stanisława, bowiem po  ukończeniu Gimnazjum, rozpoczął studia w Wyższej Oficerskiej Szkole Wojskowej.

Z ustnych przekazów Zdzisława(syna Władysława) wynika, że była to Wyższa Szkoła Oficerska we Lwowie.

Moja wujenka Helena Chwałek z domu Świąder urodzona w Odmęcie koło Szczucina zachowała  wiele wspomnień o Stanisławie Kaczówce z okresów jego studiów wojskowych oraz po podjęciu przez niego pracy. Otóż mama wujenki po śmierci pierwszego męża wyszła ponownie za mąż za kuzyna Stanisława Kaczówki– noszącego także imię Stanisław. Stąd w ich domu rodzinnym w Odmęcie Stanisław wielokrotnie gościł. Po raz pierwszy wujenka Helena poznała Stanisława Kaczówkę, gdy po zdaniu matury przyjechał do ich domu.

Dzielił się wówczas radością, że dane mu jest rozpocząć studia wojskowe we Lwowie.

Podczas wakacyjnych odwiedzin w Odmęcie namawiał również swego kolegę tam mieszkającego do wstąpienia do Szkoły Oficerskiej.

Wujenka zapamiętałą, że ilekroć Stanisław ich odwiedzał, zawsze wyrażał zadowolenie z obranej drogi życiowej.

Również po ukończeniu studiów i podjęciu pracy nadal odwiedzał krewnych. Opowiadał wtedy, że ceni sobie dobrą pracę w Jednostce Wojsk Ochrony Pogranicza w Stryju. Podczas ostatnich odwiedzin tuż przed wojną w 1939 roku mówił, że został dowódcą plutonu w Batalionie  Korpusu Ochrony Pogranicza. Twierdził, że ma wymagającą i odpowiedzialną pracę, która daje mu jednak wiele satysfakcji. Cieszył się też autorytetem i posłuchem u swoich podwładnych.

Wtedy też radził ojczymowi Heleny, by nie zatrzymywał jej w domu lecz wysłał do szkół, choćby tylko na naukę kucharstwa. Przyobiecał, że gdy pasierbica skończy szkołę kucharską, zabierze ją do Stryja do pracy w kantynie wojskowej, na co ojczym chętnie się zgodził. Jednak wybuch wojny pokrzyżował te plany.

Wujenka zapamiętała jeszcze, że Stanisław zwierzał się wtedy z planów osobistych, a mianowicie, że pokochał studentkę medycyny z Łodzi i mają wobec siebie poważne zamiary.

Wujenka wspominając Stanisława Kaczówkę z tamtych lat, opisywała go jako przystojnego bruneta o niebieskich oczach, a przy tym skromnego, rozsądnego, bardzo rodzinnego i towarzyskiego mężczyznę. Ani wykształcenie, ani kariera wojskowego nie miały wpływu na stosunek do środowiska chłopskiego, z którego się wywodził. Nigdy nie wynosił się nad innych, mniej wykształconych czy gorzej sytuowanych.

Z przekazów innych mieszkańców rodzinnej wsi Świebodzin wynika, że Stanisław w czasie pobytu na urlopach w domu chętnie pomagał rodzinie w pracach polowych oraz wspierał swych najbliższych finansowo. Zakupił np. dla swojego brata Władysława nową bryczkę, którą w okresie międzywojennym wożono miedzy innymi nowożeńców na uroczystości zaślubin i wesela.

Z dzieciństwa zachowałem w pamięci opowiadania mojego wuja Kazimierza Kaczówki o wyczynach porucznika Stanisława w walce na szable, o jego udziale w różnych zawodach, o jego sukcesach odnoszonych w turniejach na szczeblu województwa lwowskiego.

Podobne relacje usłyszałem kilka lat temu od Stanisława Morawca, który jako chłopiec  i sąsiad rodziny Kaczówków przyglądał się z podziwem wyczynom kapitana Stanisława. Wspominał jak porucznik podchodząc do rosnącego drzewa z szablą, najpierw wybierał i znaczył gałęzie położone od siebie w różnych odległościach, a potem z dużą precyzją ścinał te gałęzie w miejscach zaznaczonych.

Wszystkie te opowieści budziły we mnie dumę ze „Świebodzińskiego Wołodyjowskiego” jakim w moim odczuciu był Stanisław Kaczówka.

Po wybuchu wojny rodzina Kaczówków straciła kontakt z kapitanem Stanisławem, a kiedy po zakończeniu wojny nie wrócił i nie dawał znaku życia, jego brat Antoni podjął starania, by go odnaleźć. Pomagała mu w tym lekarka z Łodzi, najprawdopodobniej narzeczona Stanisława. Poszukiwania, niestety okazały się bezskuteczne. Wówczas Antoni skorzystał z pomocy jasnowidza, który powiedział, że jego brat Stanisław zginął w Charkowie.

Po wielu latach ta wskazówka okazała się trafna, gdyż na liście zamordowanych przez NKWD jeńców wojennych pojawiło się również nazwisko kapitana Stanisława Kaczówki.

Jednak w pierwszych latach po wojnie Charków nie był znany jako miejsce kaźni Polaków.

Z biegiem czasu do rodziny zaczęły docierać skąpe informacje o zaginionym kapitanie Stanisławie.

Z zapisów historycznych dotyczących Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Dederkały” wynika, że batalion ten został włączony w struktury rezerwowej 38 Dywizji Piechoty jako 3 Batalion 98 pułku piechoty. Nazwa batalionu pochodzi od wsi Dyderkały na Wołyniu,  gdzie urodził się Hugo Kołataj. Batalion ten wszedł w skład Pułku Korpusu Ochrony Pogranicza „Równe” i po 17 września 1939 roku brał udział w obronie ówczesnej wschodniej granicy państwa polskiego przed sowieckim  agresorem.

Batalion „Dederkały” w dniu 19 września 1939 roku został otoczony i zmuszony do kapitulacji pod Dubnem. Właśnie tam kapitan Stanisław Kaczówka dostał się do niewoli sowieckiej i został osadzony w obozie jenieckim utworzonym w klasztorze w Starobielsku. Tam kapitan Stanisław Kaczówka wraz z innymi jeńcami przebywał w bardzo trudnych warunkach. Bez bieżącej wody, w wieloosobowych celach, oficerowie spali na słomianych siennikach. Jeńców nękały choroby, wielu zmarło na tyfus. Pomimo trudnych warunków panujących w miejscu odosobnienia, jeńcy trwali w patriotyzmie. Przykładem tego było nazywanie przejść pomiędzy celami symbolicznie „alejami” i nadawanie tym alejom nazwisk sławnych  Polaków.  Wszyscy jeńcy Starobielska niezależnie od pogody byli zmuszani do pracy jako tragarze na stacji kolejowej w odległości około trzech kilometrów od klasztoru. Kapitan Stanisław Kaczówka pozostał w obozie około pół roku. Nikt z jeńców przebywający w obozach jenieckich nie wiedział, że w dniu 5 marca 1940 roku Stalin wydał pisemny rozkaz  wymordowania wszystkich polskich oficerów przetrzymywanych na terenie sowieckiego imperium.

Po rozkazie Stalina w dniach od 5 kwietnia do 12 maja 1940 roku jeńcy z obozu Starobielska w grupach zostali wywiezieni do siedziby NKWD w Charkowie. Tam w budynku NKWD kolejno byli mordowani strzałem w tył głowy. Ciała zamordowanych polskich oficerów były wywożone do uprzednio przygotowanych dołów w ziemi w lasku na terenie wsi Pietichatka położonej na północnych rubieżach Charkowa.

A przecież w akcie kapitulacji Lwowa dla wszystkich polskich oficerów obiecana była im wolność.

 

Cmentarz w Charkowie (foto archiwum własne autora)


Analizując wspomnienia krewnych i innych mieszkańców powiśla Dąbrowskiego śmiało mogę stwierdzić, że kapitan Stanisław Kaczówka był wspaniałym człowiekiem i dzielnym żołnierzem, z godnością przeżywającym czas pokoju oraz czasy wojennej zawieruchy i pogardy.

Dziś wypada nam z całą stanowczością domagać się ujawnienia pełnej prawdy, z pietyzmem przechowywać w pamięci bohaterów, którzy za życia i po śmierci byli nieludzko traktowani, a Boga prosić przez pośrednictwo Maryi, by te bolesne rany wydały owoc pokoju dla żywych i zmarłych – słowami modlitwy:

 

Matko BOLESNA – w łagrach objawiona Kolczastym drutem wydłubana w drzewie.…. Na ustach brata, gdy w Katyniu konał, Zastygłaś – w ostatnim tchnieniu.

Królowo Anielska! Nie daj nas zabijać Matko Kozielska. Zdrowaś Maryja! Litanię imion zamkniętą w ciemności Dołów katyńskich – zachowaj dla Polski. I każ nam wierzyć i żyć tą nadzieją,

Zbierzesz zbłąkane z tej ziemi ponurej Naszymi łzami nasycone chmury By mogły opaść kroplami ciepłymi,

Na polską ziemię Do stóp Jasnej Góry!

Wacław A. Chmielewski-Bądź pozdrowioną. Modlitwa w40 rocznicę zbrodni w Katyniu „Dziennik Polski”).


Pragnę serdecznie podziękować Wszystkim, którzy życzliwą pomocą wspierali moje przedsięwzięcie i wydatnie przyczynili się do powstania wspomnienia o kapitanie  Stanisławie Kaczówce.

Kapliczka przydrożna w Świebodzinie Matki Boskiej Niepokalanej (foto własna autora)

 

Dla upamiętnienia bohaterskiego syna wsi Świebodzin  kapitana Stanisława Kaczówki, zamierzam obok kapliczki przy drodze ze Świebodzina do Bolesławia postawić skromny obelisk wraz z tablicą pamiątkową.

 

autor: Mieczysław Misiwicz

 

Post Scriptum

W dniu 22 kwietnia 2010 roku w Alei Dębów Katyńskich w Tarnowie  naprzeciwko kościoła p.w Chrystusa Dobrego Pasterza  został poświęcony Dąb Pamięci ku czci kapitana Stanisława Kaczówki.

(foto www. Portal tarnow.pl)

 

 


 


Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)