Zza miedzy: spotkanie LGD
W cieniu wielkiej, ogólnokrajowej fety, jaka towarzyszyła przejęciu prezydencji europejskiej z rąk Węgier przez Polskę, w Zakliczynie koło Tarnowa odbyła się niewielka z pozoru, lecz brzemienna w skutki uroczystość.
I tak podczas gdy w Tarnowie swój pożegnalny koncert grali Scorpionsi tu przy wspólnym stole zasiadło łącznie 20 przedstawicieli Lokalnych Grup Działania i samorządów z pięciu krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Polacy, Węgrzy, Słowacy, Rumunii oraz Bułgarzy.
Świętowano 1 lipca ale także dyskutowano o Programie LEADER i na koniec zawiązano międzynarodowe stowarzyszenie Lokalnych Grup Działania z naszej części Europy CEE – LEADER. Organizacja ta stawia sobie za cel walkę z biurokracją dławicą program w naszych krajach jak również zabieganie o interesy Europy Środkowo – Wschodniej na forum Unii Europejskiej w Brukseli. Zawiązanie stowarzyszenia przypada w historycznym dla Polski momencie objęcia sterów UE ale również w dzień po ogłoszeniu dokumentu programowego Komisji Europejskiej dotyczącego prszyłego budżetu, w tym finansowania WPR (Wspólna Polityka Rolna) i w tydzień po uchwaleniu rezolucji Parlamentu Europejskiego zwierającej istotne odniesienia do rozciagnięcia podejścia LEADER w ramach WPR po 2013 roku.
O Programie LEADER zrobiło się głośno kiedy kilka tygodni temu naukowcy z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu opublikowali raport z którego wynika, iż w Polsce rozdęta biurokracja, chaos kompetencyjny oraz nieudolność urzędników prowadzą do dezintegracji tego programu i w konsekwencji do apatii mieszkańców wsi. A to właśnie ci ostatni mieli stać się jego głównymi beneficjentami i to przecież z myślą o nich ten program powstał. LEADER miał być narzędziem, które pobudzi polską wieś do działania. Podobnie jak w krajach „starej 15” miał sprawić, że stanie się ona bardziej konkurencyjna i silniejsza gospodarczo. Miał służyć kreowaniu zatrudnienia i podnoszeniu jakości życia na obszarach wiejskich. Tymczasem z winy biuralistów program więdnie.
Okazuje się przy tym, że więdnięcie LEADERA wykracza szeroko poza polskie realia i dotyka większości tzw. „nowych” członków UE, a więc krajów przyjętych do Wspólnoty po 2004 roku. W większości z nich spotykamy się z podobnymi zarzutami pod adresem władz i urzędników odpowiedzialnych za realizację tego programu. Oto kilka najbardziej jaskrawych przykładów: niejasne reguły gry, zmieniające się bez przerwy przepisy i rozporządzenia, rozmycie odpowiedzialności (typowa piramida strachu: urzędy marszałkowskie zwalają winę na ministerstwo, Warszawa zasłania się Trybunałem Obrachunkowym i zsyła z góry interpretacje, które urzędnicy niższego szczebla traktują w kategorii dogmatu), przesadnie skomplikowane i przewlekłe procedury przyznawania środków, opieszałość w działaniu kadry urzędniczej. „Urzędnicy zachowują się tak jakby co najmniej z własnego portfela wypłacali nam jałmużnę. A przecież to są nasze pieniądze, to są pieniądze wsi.” Mówią mieszkańcy jednej z miejscowości objętej działaniem programu.
Wszystko to sprawia, że LEADER zamiera. Ludzie tracą cierpliwość i rezygnują z aktywności. A Lokalne Grupy Działania, które z założenia miały stanowić autonomiczny motor programu w terenie redukowane są do bezwolnych i pozbawionych inicjatywy delegatur ociężałych urzędniczych centrali w jakie z wolna przekształcają się urzędy marszałkowskie i ministerstwo rolnictwa, odpowiedzialne za nadzór nad programem. W efekcie pieniądze zamiast na roztropne inwestycje w infrastrukturę gospodarczą i na tworzenie miejsc pracy leżą niewykorzystane a potem wracają do Brukseli. Wydawane są na druk bezwartościowej makulatury w postaci niezliczonych ulotek, folderów i przewodników lub na organizację nie przynoszących wymiernych korzyści imprez. W ten sposób zamiast sensownie spożytkowywać tracimy i przejadamy europejską kasę. Nie chciał bym być złym prorokiem ale wszystko wskazuje na to, że jeśli ten niekorzystny stan rzeczy się utrzyma to polskiej wsi w ujęciu LEADERA grozi scenariusz grecki. Klasyczna tragedia.
Z myślą o działaniu na rzecz uzdrowienia tego schorowanego i niewydolnego systemu powstało stowarzyszenie LGD Europy Środkowej i Wschodniej CEE LEADER. Poprzez umacnianie sieci struktur krajowych (LEADER jest siecią), zacieśnienie współpracy, wymianę informacji, piętnowanie negatywnych oraz wskazywanie przykładów dobrych praktyk i rozwiązań stowarzyszenie na poziomie każdego kraju i ponad granicami dążyć będzie do poprawy stanu Programu LEADER i przywrócenia wiary oraz entuzjazmu mieszkańców wsi, jego naczelnych adresatów.
Na koniec tego roku zaplanowano opublikowanie raportu na temat kondycji LEADERA w Europie Środkowo – Wschodniej. Dokument ten przygotowywany jest wspólnie w gronie międzynarodowych partnerów. Ma on wyświetlić absurdalne praktyki urzędników i obnażyć słabości aktualnego systemu zarządzania. Na poziomie każdego kraju stowarzyszenie będzie zabiegać o sformowanie komitetu roboczego przy właściwym ministerstwie, który w gronie ekspertów i przedstawicieli środowisk lokalnych w imię zasady „nic o nas bez nas” zajmie się pracą nad udrożnieniem działania programu LEADER. Z kolei na forum europejskim poprzez swoich przedstawicieli w Brukseli stowarzyszenie będzie lobbować na rzecz interesów krajów naszej części Europy. Posiadanie silnego i skutecznego lobby jest dziś powszechną praktyką. O konieczności posiadania takich rzeczników na szczeblu europejskim przekonuje fakt niedawnej porażki polskiej propozycji odejścia od systemu historycznych płatności, na rzecz tworzenia równych szans dla rolników wszystkich krajów UE. Z Polską wygrała opcja utrzymania status quo forsowana przez Niemcy i Francję oraz pozostałe kraje „starej 15”. W wyniku tej decyzji, polscy rolnicy i rolnicy z pozostałych krajów Europy Środkowo – Wschodniej nie mogą liczyć na wyrównanie dopłat bezpośrednich w najbliższych latach (2013-2020), co oznacza, że przez kolejne lata będą musieli zmagać się z nierówną konkurencją. Posiadanie przedstawicieli w Brukseli pozwoli również trzymać rękę na pulsie i zagwarantuje dostęp do bieżących informacji, dzięki czemu polscy urzędnicy nie będą mogli już dłużej zasłaniać się mglistym argumentem typu „bo tak kazała Bruksela.”
Paweł Czaja (LGD Dunajec-Biała)