Czytelnicy pytają, e–Kurier odpowiada
Mieszkańcy Dąbrówek Breńskich są zaniepokojeni przebiegiem budowy drogi w ich miejscowości. Jedna z Czytelniczek zaalarmowała nas, że przy modernizacji odcinka drogi powstają, widoczne gołym okiem, nieprawidłowości.
Na nawierzchni bardzo długo utrzymuje się woda podeszczowa, zaś niektóre rozburzone podjazdy do domostw zostały zrekonstruowane w ten sposób, iż uniemożliwiają otworzenie bram wjazdowych. Interwencje na miejscu i u urzędników nie przynoszą oczekiwanego skutku.
Remontowany odcinek drogi w Dąbrówkach Breńskich nie ma nawet 2 km, a koszt inwestycji – po przetargu – wyniósł ponad 2 miliony 600 tys. zł. A i tak jest to najtańsza z ofert przetargowych. Mimo że prace trwają już jakiś czas, nic nie wskazuje, że szybko się zakończą. Firma, która wygrała przetarg (nie podajemy celowo jej nazwy, choć do takich informacji można dotrzeć m.in. poprzez BIP) raczej tak szybko nie zgłosi zakończenia inwestycji. Sami mieszkańcy, którzy nie są specjalistami w tej tematyce, potrafią dostrzec, że z drogą jest „coś nie tak”. Wskazują na to m.in. długo utrzymujące się kałuże po deszczu.
– Drogę zaczęto budować gdzieś w połowie czerwca, z terminem do końca sierpnia. Zebranie w tej sprawie zorganizował sołtys. Potem przyszli wykonawcy – nawozili kamyka i kostki, i zaczęło się. Nie podobało się nam już, jak zaczęli układać krawężniki. Nie było nawet widać nadzorujących osób. Dzwoniłam w tej sprawie dwa razy do Pana Janika [Marek Janik – dyrektora Zarządu Drogowego w Dąbrowie Tarnowskiej – red.] – relacjonuje przebieg budowy drogi jedna z mieszkanek Dąbrówek Breńskich. Kobieta rozmawiała z innymi mieszkańcami, którzy również dostrzegają nieprawidłowości w przebiegu inwestycji.
– Rozburzyli w całości wjazdy do domów, również betonowe, u mnie i u sąsiada. Nawet nie chcieli zlikwidować betonowego przepustu. Trzeba to było dosłownie u nich wyżebrać. Rzucili tę kostkę. Wyszło tak, że należy się tylko na małą bramkę, a na dużą: „to sobie sami radźcie”. Zrobili zjazd z kostki, ale nie do samej bramki, mimo że do budowy drogi rozebrali całość.
Jak mówi nasza Czytelniczka, przed rozpoczęciem inwestycji obiecywano mieszkańcom, że zostaną złagodzone ostre zakręty na drodze. – Drogę zamknęli do oddania. Ani nie wyprostowana ta droga, ale jeszcze większe „serpentyny” wyszły.
– „Proszę się nie martwić. Tam są kierownicy i Zarząd Budowlany. Wszystko będziecie mieć jak trzeba” – każda rozmowa z Zarządem tak wyglądała. – opowiada kobieta.
– Po deszczu ogromne kałuże stoją na poboczu i nie spływają. Zarząd Drogowy rozpoczął od warstwy asfaltu. Wyszło Panu Janikowi, że asfalt jest za cienki o 4 – 5 cm. Wywalili wszystkie zjazdy z kostki od nowa. Wyszło mi tak, że po ułożeniu kostki moja brama się nie otworzy. Zostawili mi takie „falbanki poszczerbione” z betonu i podsypali mi kamykiem. Niech każdy sobie radzi sam. Mnie się nie należy, bo jest pas drogowy, a innemu robią wjazd na samo podwórko. Nikt się o to nie prosił, a robią takie wjazdy na działki. – mówi nam mieszkanka, która kilkakrotnie interweniowała m.in. w Zarządzie Drogowym. – Pan Janik nawet nie wie, z kim rozmawiał.
– To dziadostwo; nawet nie wiem, jak to inaczej nazwać. Zaczęli tę drogę poprawiać. Poprawka jest gorsza od oryginału. Wykonawca teraz pewnie traci na tej inwestycji, więc tak to robią, jak „włoski strajk”. I to jest coś nieprawdopodobnego. Pozostawili kupę gruzu. Pozasypywali przepusty, a tu w 2010 r. była powódź. Tej „burzówki” absolutnie nie powinno się zasypywać. Jeżeli drogę jeszcze podniosą, to woda wleje się na wszystkie podwórka, bo nie ma rowu po bokach. Projektanci podobno przysłali projekt z Warszawy, ale mieszkańcy domagali się, żeby projektanci się tu pojawili na miejscu. Informacja była taka, że mają urlop. Podobno wykonawcy mieli podwykonawców: co to byli za ludzie – nikt nie wie. Jacyś z Dębicy? Ludzie tu już mają tego wszystkiego dosyć. To jest tylko ok. 1800 metrów drogi, a tego nikt nie potrafił nadzorować prawidłowo za pierwszym razem. Inwestor przyszedł dopiero, jak asfalt był wylany. Teraz podnoszą wszędzie krawężniki. Woda z jezdni będzie spływać na podwórka, bo zlikwidowali rowy. Pytaliśmy: „dlaczego likwidujecie?”. „Bo tu na mapie nie ma żadnego rowu.”. Ale przecież był! – przekonują mieszkańcy.
Nasza Czytelniczka nie zarzuca firmie realizującej inwestycję jakichś niedociągnięć, gdyż wie, że inwestorem, który będzie za to płacił i rozliczał, jest Zarząd Drogowy w Dąbrowie Tarnowskiej. Poza tym firma wykonawcza realizuje tylko dany projekt drogi.
– To jest ważna droga powiatowa. Jak jest wypadek w Dąbrowie na Warszawskiej, albo drodze na Szczucin, to naszą drogą jest objazd i jest potężny ruch tędy. 1800 metrów dziadostwa z trzema „gwiazdkami” za takie pieniądze – dziwi się mieszkanka Dąbrówek Breńskich, która, jak inni w tej miejscowości, jest poirytowana przedłużającą inwestycją i piętrzącymi się problemami.
– Orobili się ci robotnicy strasznie, ale robili, jak im kazano. Nie mogli nic zrobić, bo taki projekt mieli. Jeden z domów w Dąbrówkach jest „w dołku”, najniżej, to go podtopi, jak przyjdą większe ulewy. Było tak, że każdemu ma się należeć jeden zjazd, a sąsiadowi zrobili trzy. Jednemu się należy tyle, drugiemu tyle. A wszyscy byli zgodni co do budowy tej drogi i skłonni do ustępstw. Choćby to było kosztem działek, ludzie zgłaszali, że się godzą, tylko żeby były ścięte te zakręty. Wszystkim zależało, żeby droga była zrobiona dobrze. Z wielkimi bólami dokładali mi zjazd do bramki. Teraz jedno przęsło bramki otwiera się, ale „drapie” po kostce, a drugie uchyla się na jedną nogę. Rowerem można wyjechać, ale nie samochodem – skarży się mieszkanka.
O problematyczną inwestycję, której wykonanie, jeszcze na długo przed oddaniem, budzi zastrzeżenia, zapytaliśmy zastępcę starosty Marka Kopię.
– Inwestycja jest w trakcie. W najbliższych tygodniach powinna być oddana – mówi nam wicestarosta, który jednocześnie otwarcie przyznaje, że przy budowie drogi popełniono błędy.
– Są jakieś błędy geodezyjne: krawężniki nieprawidłowo położone, nieprawidłowo wykonana nawierzchnia – wylicza Kopia – Może tam były drobne usterki. Na etapie projektowania nie wszystko zostało uzgodnione.
Wicestarosta zaprzecza jednak obawom mieszkanki, że w Dąbrówkach Breńskch, po zakopaniu bocznych rowów i podwyższeniu drogi, może dochodzić do zalewania domostw podczas większych opadów czy ulew. – Ale tam jest kanał – rów kryty. Nie ma więc niebezpieczeństwa zalań.
Marek Kopia przyznaje jednak, że starostwo nie odbierze drogi w takim stanie, jak obecnie. Mówi również, że przekazano firmie uwagi na temat wykonania inwestycji.
– Jak zgłoszą gotowość do odbioru, to sprawdzimy, jak to zostało wykonane. Ale na razie, po tych naszych uwagach, firma nie odważyła się zgłosić gotowości odbioru – zaznacza wicestarosta.
Nieco inaczej widzi to dyrektor Zarządu Drogowego w Dąbrowie Tarnowskiej Marek Janik, który w tej sprawie mówi mało i wydaje się, że problemu nie dostrzega.
– Nam firma nie zgłosiła zakończenia robót. My nie mamy podstaw wejścia w teren, bo firma nie zgłosiła nam zakończenia prac. – ucina Janik.
Niechętnie przyznaje, w przeciwieństwie do Marka Kopii, że przy pracach pojawiły się nieprawidłowości. Po naciskach przyznaje jednak, że były interwencje mieszkańców w sprawie drogi:
– Jakieś bramki się nie domykają. – mówi dyrektor Zarządu Drogowego.
Mamy nadzieję, że po naszej interwencji problemy zgłaszane przez mieszkańców Dąbrówek Breńskich z remontem drogi zostaną pomyślnie rozwiązane. Marek Kopia uspokaja, że wszystko będzie zrobione, jak należy. Chcemy w to wierzyć, gdyż to nie wykonawca, ale zleceniodawca będzie na końcu odpowiadał za tę inwestycję. Zleceniodawca również musi dopilnować wykonawcę i odebrać inwestycję dopiero wtedy, gdy zostanie wykonana jak należy. Wydaje się, że droga w Dąbrówkach Breńskich, w obecnym stanie, nie nadaje się ani do „odebrania”, ani do użytkowania; zwłaszcza za takie pieniądze.
Ula Skórka