Dzisiaj:
Niedziela, 17 listopada 2024 roku
Dionizy, Floryn, Grzegorz, Hugo, Hugon, Salomea, Salome, Sulibor, Zbysław

Wspominając Freddiego

24 listopada 2011 | Brak komentarzy

24 listopada 1991 r,  w Kensington w Londynie zmarł Frederic Bulsara – legendarny wokalista zespołu Queen, znany całemu światu jako Freddie Mercury.

Po raz pierwszy usłyszałem Mercury’ego w Polskim Radio latem 1974 roku. Pamiętam, że kawałek Seven Seas Of Rhye (wydany jeszcze na pierwszym dużym krążku zespołu) spodobał mi się na tyle, że nagrałem go sobie na „szpulę”. Moją uwagę wzbudziła dynamicznie grająca kapela jako całość, w mniejszym stopniu natomiast, dość dziwnie brzmiący (jak dla mnie) wokalista o niezwykłych możliwościach.

Albumy sprzed lat- The Doors

15 listopada 2011 | Brak komentarzy

Był to jeden z najbardziej zdumiewających poziomem artystycznym debiutów płytowych w historii muzyki rockowej. To świadectwo niepośledniego talentu i nieprzeciętnych umiejętności muzyków, tworzących tę legendarną grupę.

Nagrania do pierwszej płyty The Doors rozpoczęły się na początku września 1966 roku. Po kilku miesiącach pracy, dokładnie w pierwszym tygodniu stycznia 1967 roku album trafił do sprzedaży. Front okładki przedstawiał artystyczne zdjęcie twarzy Jima Morrisona oraz stłoczone sylwetki pozostałych muzyków: Raya Manzarka, Robby’ego Kriegera oraz Johna Densmore’a.

40 Lat „Czwórki” Led Zeppelin

14 listopada 2011 | 1 komentarz

8 listopada 1971 roku wydany został czwarty album Led Zeppelin. Na początku nie wzbudził szczególnego entuzjazmu krytyków. Z czasem jednak stał się jednym z najważniejszych krążków w historii rocka.

Do dziś nie ustalono ostatecznie jaki jest tytuł krążka (Four Symbols? Zoso?), zresztą o to właśnie chodziło muzykom. Podobnie rzecz ma się z okładką, która z powodzeniem może walczyć o zwycięstwo w kategorii „najmniej mówiące opakowanie płytowe w dziejach rocka”. Jimmy Page tak kiedyś o tym mówił: „Postanowiliśmy, że na czwartej płycie celowo ominiemy nazwę zespołu – na zewnętrznej kopercie nie będzie żadnej informacji. Nazwiska, tytuły i podobne rzeczy nie maja znaczenia… Ważna jest nasza muzyka. Powiedzieliśmy, że chcemy oprzeć się przede wszystkim na muzyce”.

Pastor rock and rolla

6 listopada 2011 | Brak komentarzy

Ma talent i jest bardzo pracowitym facetem. Niegdyś mocno imprezował. W życiu poderwał tyle pięknych, a zrazem słynnych kobiet, że określenie „symbol seksu” pasuje do niego jak ulał.

Jakiś czas temu zdumiał świat oświadczając, że Chrystus jest jego wzorem. Nazywa się Lenny Kravitz. 9 listopada wystąpi na warszawskim Torwarze.

Gene Vincent- skóra, power, rock and roll

16 października 2011 | Brak komentarzy

12 października 1971 roku zmarł na atak serca Gene Vincent. Był jednym z pierwszych prawdziwych rockandrollowców. Dziś powracam do tej postaci.

Przypomina mi się „obrazek” sprzed trzydziestu lat. Oto zimowy wieczór w pewnej górskiej miejscowości. Młodzi ludzie na niezłym rauszu opuszczają restaurację, jeden z gości całkiem sprawnie tańczy na ulicy i do tego zupełnie nieźle śpiewa „Be-Bop-A-Lula She’s My Baby”. Prawdziwy wykonawca tego oldschoolowego hitu nie żył już wówczas od dziesięciu lat, a ten jego słynny evergreen liczył sobie wtedy ćwierć wieku.

Rock made in Hungary

15 października 2011 | komentarze 2

W latach siedemdziesiątych madziarski rock cieszył się u nas sporym powodzeniem. Węgierskie kapele często występowały w Polsce, ich płyty, przynajmniej niektóre, były i u nas wydawane, a polscy fani często spierali się między sobą o wyższość jednych nad drugimi.

Po latach przychodzą na myśl przynajmniej dwie ważne formacje – z tamtych, nieco już zamierzchłych czasów – Omega oraz Locomotiv GT. W gruncie rzeczy jednak, stanowiły one jedynie czubek węgierskiej góry rockowej.

Lennon – wielki nieobecny

8 października 2011 | Brak komentarzy

Dla wielu był najwybitniejszym z Beatlesów. Jeszcze za życia zajął poczesne miejsce w panteonie popkultury. Bez wątpienia mógł uchodzić za mentalnego lidera grupy. 9 października przypada 71-rocznica jego urodzin.

Gdy byłem dzieciakiem, John Lennon nie był mi szczególnie bliskim Beatlesem. Bliżej mi było raczej do „spanielowatego” McCartneya, a już z całą pewnością do najcichszego z nich – George’a Harrisona.

„Hey Joe” – historia standardu

23 września 2011 | Brak komentarzy

Przyjmuje się, że 23 września 1940 roku urodził się Tim Rose – amerykański piosenkarz i kompozytor, uważany za współtwórcę słynnego numeru Jimi’ego Hendrixa – „Hey Joe”. Tima Rose’a nie ma wśród nas od ośmiu lat (zmarł 24 września 2002 roku), Hendrixa nie ma od czterdziestu. Utwór – jako rockowy standard – pozostanie na zawsze.

Zdaniem Dave’a Marsha – cenionego amerykańskiego dziennikarza, krytyka i kronikarza muzycznego – geneza „Hey Joe” jest bliska przemianom, jakim podlega tradycyjna pieśń ludowa. Utwór, znany także pod tytułem „Blue Steel.44”, przypisuje się przeważnie Billy’emu Robertsowi, który w 1962 roku zarejestrował do niego prawa autorskie.

Jimi Hendrix – wspomnienie

18 września 2011 | Brak komentarzy

Kiedy 18 września 1970 roku umierał miał zaledwie 28 lat. Po dziś dzień nikt nie ma wątpliwości, że był genialny. Tym razem więc szczypta wspomnień o Jimim, ale o tym mniej znanym.

Matka Jimi’ego – Lucille nie wykazywała specjalnego zainteresowanie swoim synem, kiedy był jeszcze małym dzieciakiem podrzucała go sąsiadom, sama zaś znikała na długie tygodnie. Freddie Mae Gautier, dziewczyna z sąsiedztwa, tak wspominała pierwsze lata Jimi’ego:

Marc Bolan – niekoronowany król glam rocka

16 września 2011 | 1 komentarz

16. września 1977 roku, tuż przed wyjściem do szkoły, usłyszałem w radio wiadomość: „dzisiaj rano w wypadku samochodowym w okolicy Londynu zginął Marc Bolan – założyciel i lider zespołu T.Rex. Mini morris, który prowadziła przyjaciółka Bolana, Gloria Jones, zjechał z szosy i uderzył w drzewo”.

Dokładnie miesiąc wcześniej zmarł król rock and rolla – Elvis Presley. Dla mnie jednak było to mniej dojmujące wydarzenie niż śmierć Marca Bolana, który w sierpniu 1977 roku, powiedział: „dobrze, że nie przyszło mi umierać w tym samym czasie co Presleyowi. Gdyby tak się zdarzyło, nikt nie zauważyłby mojego odejścia”.