Bolesław Piecha w Dąbrowie
– „Ta instytucja musi przestać istnieć, bo przestała być strażnikiem naszych pieniędzy, ale rozdawnikiem pieniędzy według uznania. I tak zawsze urzędnik „wie lepiej”. Tę instytucję musimy zmienić tym bardziej, że ona nikogo nie słucha, rządzi się sama i tworzy prawo. Skłania do oszustw – powiedział o NFZ senator Bolesław Piecha, który przybył do Dąbrowy Tarnowskiej, by przedstawić propozycję reformy służby zdrowia opracowaną przez PiS.
Nie ma chyba drugiej tak znienawidzonej przez Polaków instytucji, jak NFZ.
Wiedzą to zwłaszcza ci pacjenci, którzy usiłowali wyegzekwować od Narodowego Funduszu Zdrowia zgodę np. na niestandardowe leczenie (zwłaszcza związane z chorobą nowotworową) i polegli w „starciu” z urzędnikami, mimo iż przez całe życie płacili składki zdrowotne. Niektórzy przegrali walkę o życie – jak w przypadku nagłośnionej przez media sprawy Janiny Orczyk chorej na raka nerki, która pozwała NFZ i ministerstwo zdrowia do sądu. Po jej śmierci w mediach pojawiły się informacje takiej treści: „NFZ odmówił leczenia chorej na raka – kobieta zmarła”.
To nie jedyny taki przypadek, o którym rozpisywały się media, ale jeden z tych, które stały się symbolem walki o życie nie tyle z chorobą, co przede wszystkim – chorym systemem, który reprezentuje NFZ.
Na naszym lokalnym „podwórku” powody do narzekania na NFZ mają m.in. dyrektor ZOZ Teresa Kopczyńska i starosta Tadeusz Kwiatkowski, którzy walczyli o kontrakty dla szpitala. Również „polegli” w nierównej walce z urzędnikami, którzy – jak mówił na spotkaniu Piecha – „wiedzą lepiej”. Podobne doświadczenia mają także władze innych powiatowych szpitali.
Pod tym względem program PiS – u (zwłaszcza jego część zdrowotna przygotowana przez doświadczonego lekarza, senatora, a w latach 2005 – 2007 wiceministra zdrowia – Bolesława Piechę) może zyskać poparcie Polaków. Być może znalazłby szersze poparcie wśród dąbrowian, gdyby mieli okazję przybyć na spotkanie z Bolesławem Piechą. Godzina 16, w środku tygodnia, okazała się jednak nietrafiona i zamiast rzeszy mieszkańców, którzy niejednokrotnie dopisywali podczas tego typu spotkań, więcej było radnych i działaczy PiS – u. A szkoda, gdyż Piecha okazał się zręcznym mówcą, który nie tylko bardzo dobrze zna się na służbie zdrowia, ale także potrafi interesująco opowiadać i logicznie przekonywać do swoich racji.
Senator przyznał, że likwidacja NFZ (podstawowy punkt programu Prawa i Sprawiedliwości) przyniosłaby również pozytywny efekt psychologiczny.
NFZ w 2014 r. będzie miał do dyspozycji 67 miliardów zł. 10 lat temu Narodowy Fundusz Zdrowia miał 36 miliardów mniej, ale to obecnie kolejki są jeszcze dłuższe, dostępność świadczeń medycznych fatalna, a zadłużenie szpitali (zwłaszcza mniejszych, powiatowych) rośnie. Między bajki można włożyć tezy, że podniesienie i tak wysokich składek zdrowotnych, przyniosłoby uzdrowienie systemu – prawdopodobnie wręcz przeciwnie, gdyż NFZ jest jak studnia bez dna.
Reforma systemu zdrowotnego wg PiS – u zakłada, że po likwidacji monopolisty na polskim rynku jakim jest NFZ, świadczenia medyczne będą finansowane bezpośrednio z budżetu, co pozwoli na większą kontrolę finansów, uszczelnienie systemu i ograniczenie wydatków na niepotrzebną biurokrację. Wydatki będą zaplanowane w budżecie państwa, do którego powróci składka zdrowotna. Ministerstwo Zdrowia będzie odpowiedzialne za przygotowanie planu finansowania świadczeń zdrowotnych i podział funduszy między poszczególne województwa. Za rozliczenie i finansowanie świadczeń odpowiedzialni będą wojewodowie, od których łatwiej będzie egzekwować pieniądze. Nie oznacza to oczywiście braku kontroli nad systemem.
PiS planuje stopniowe zwiększenie nakładów na służbę zdrowia po reorganizacji systemu opieki zdrowotnej i zmianie finansowania na budżetowy. Także z budżetu państwa pochodzić będą fundusze na konieczne inwestycje i modernizację zakładów opieki zdrowotnej, gdyż zostanie utworzony w tym celu Fundusz Budowy, Modernizacji i Utrzymania Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej.
Bolesław Piecha opowiedział o genezie systemów opieki zdrowotnej i ich modelach. Pierwszy taki system przygotował „Żelazny Kanclerz” Otto von Bismarck. Model ten, który przyjęły potem niewspółmiernie uboższe kraje, takie jak Polska, zakładał istnienie tzw. państwa opiekuńczego. Już w 1880 r. w Niemczech został wprowadzony program ubezpieczeń społecznych – emerytury, ubezpieczenia od następstw niebezpiecznych wypadków, opieka medyczna itp. Polska przejęła ten system, mimo iż z Niemcami wiążą nas tylko „europejskie” ceny towarów i usług, natomiast dzieli ogromna przepaść w zarobkach i bardzo duży poziom bezrobocia. Stąd system, który w Niemczech sprawuje się dobrze, w Polsce wygląda zupełnie inaczej.
Inny model systemu zabezpieczenia społecznego powstał w Wielkiej Brytanii za sprawą lorda Williama Beveridge’a. Podstawą tych reform było wprowadzenie powszechnej, bezpłatnej opieki medycznej i rehabilitacyjnej (National Health Service – NHS – Narodowa Służba Zdrowia). Ochrona zdrowia miała być finansowana ze źródeł publicznych (podatków), co wiąże się z zaopatrzeniowym (budżetowym) systemem finansowania; w odróżnieniu od systemu składkowego.
Jeszcze inaczej wyglądało to w USA, gdzie nie stosowano przymusowych ubezpieczeń, lecz dobrowolne, ale nieubezpieczony obywatel otrzymywał po leczeniu (zwłaszcza cięższych schorzeń) bardzo wysoki rachunek.
Piecha opowiedział również o genezie służby zdrowia w Polsce od czasów tworzenia szpitali, przez „epokę” Gierka, po współczesność i jej problemy z finansowaniem placówek i usług medycznych. Odniósł się także do programu Platformy Obywatelskiej (propozycja ministra Arłukowicza) o bezkolejkowym i bezlimitowym, szybkim dostępie do onkologów oraz zwiększeniu roli i uprawnień tzw. Podstawowej Opieki Zdrowotnej.
– Trzeba obiecać. Ta władza ma wyjątkowe mistrzostwo w obiecywaniu. Pieniędzy nie ma, ale będą np. w 2024 r. System odłożonych płatności – gdzieś tam się obieca – 2015, 16, 17 rok… (…) „Teraz już limitów nie będzie” – powiedział Arłukowicz. Ja mu nie wierzę, bo on jeszcze niczego nie pokazał. I znam go bardzo dobrze z Komisji Zdrowia – był bardzo dobrym posłem śledczym. On nie powiedział, jak to zrobić. On opowiada bajki. Tymi bajkami również gra – powiedział Piecha i tłumaczył, że jako „winnych” w tym systemie wskazuje się: opozycję („A wyście już rządzili”), lekarzy („Źli lekarze, nic innego nie robią, tylko „drą” z każdego pieniądze”) oraz pacjentów („Źli są pacjenci, bo oni chcą być zdrowi. Ten, kto jest chory, to jest „Moher”, niedobry, zły, roszczeniowy”).
Piecha przywołał również sytuację rodziców dzieci niepełnosprawnych, którzy prowadzą strajk okupacyjny w sejmie. Strona rządowa tłumaczy im, że pieniądze będą, ale w 2016 r. Rodzice zaś powołują się na obietnice złożone przed wyborami, gdy premier jeździł po Polsce „tuskobusem”.
– Dzieci niepełnosprawne „wypchnąć” do zakładów opiekuńczych (poniżej 3 – 3, 5 tys. zł. się nie da zejść), bo tam powstają prywatne domy opieki. Tam się pojawia hasło, które „kręci” Platformę: „zysk”. – mówił Piecha.
Senator odniósł się niezwykle krytycznie, z dużą dozą ironii, do programu bezpłatnego internetu dla bezdomnych, który – jak mówili rodzice niepełnosprawnych dzieci w sejmie – miał pochłonąć 50 mln. zł.
– Ze szpitali zrobiono „przedsiębiorstwa podmiotu leczniczego”, „przedsiębiorstwa opieki całodobowej”. Kazano pod rygorem prawnym zarabiać, pod przymusem. Jeżeli się nie bilansuje, to nie istnieje. Musi rozpocząć przekształcenie w podmiot komercyjny.
W zamiarze ma być lepszy – nikt nie mówi, że tańszy. Wszyscy w świecie wiedzą, że w „przedsiębiorstwach misji publicznej” kryteria ekonomiczne prowadzą do podrożenia usług. Musimy od tego imperatywu zysku odejść. Szpitale nie powinny płacić kapitaliście – zawsze są to instytucje, które nie kreują zysku. Generalnie w Polsce mówi się tylko o „kręceniu lodów”, nie mówi się o misji publicznej. Europa nie chce zarabiać na zdrowiu – musi więc te pieniądze racjonalnie wykorzystać – tłumaczył były wiceminister.
Dlatego podstawą reformy zdrowotnej wg PiS – u ma być likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia.
– Ta instytucja musi przestać istnieć, bo przestała być strażnikiem naszych pieniędzy, ale rozdawnikiem pieniędzy według uznania. I tak urzędnik „wie lepiej”. Tę instytucję musimy zmienić tym bardziej, gdyż ona nikogo nie słucha, rządzi się sama i tworzy prawo. Skłania do oszustw. Oczywiście sama ta instytucja się kontroluje. (…) My ten system chcemy zmienić – ta instytucja musi przestać istnieć.
Piecha zwrócił również uwagę na potrzebę „wychowywania” społeczeństwa do zachowań i postaw prozdrowotnych oraz edukowania w tym zakresie zwłaszcza uczniów. Senator uważa, że ogromnym błędem było pozbycie się ze szkół lekarzy, stomatologów i higienistek.
Po wstępie Bolesława Piechy przyszedł czas na debatę.
Jeden z uczestników spotkania zwrócił uwagę, że dawniej obowiązywał system kontroli społecznej, który uniezależniał obywateli od NFZ i szpitala. Pacjent wybierał lekarza, a płatność można było odliczyć od podatku jako ulgę. Piecha powiedział jednak, że tzw. „bony” nie sprawdzą się w polskich warunkach. Także współpłacenie pacjenta za niektóre usługi medyczne (z dobrym skutkiem realizowane we Francji) na polskim gruncie może prowadzić do wykluczenia uboższej części społeczeństwa z dostępności do służby zdrowia.
Głos zabrali również praktycy w zakresie ochrony zdrowia, czyli dyrektorzy placówek medycznych: dyrektor dąbrowskiego ZOZ – u Teresa Kopczyńska i kierownik SG ZOZ w Żabnie Jerzy Behounek.
Kopczyńska zwróciła uwagę na praktyczne problemy dąbrowskiego szpitala, liczne błędy NFZ, kontraktowanie uzależnione od lekarzy specjalistów, których na polskim runku brakuje (cierpią na tym zwłaszcza szpitale powiatowe i przychodnie gminne) oraz groźby przekształcenia placówek medycznych po przekroczeniu limitu, bez jednoczesnego zagwarantowania odpowiednich funduszy na ich funkcjonowanie.
Jerzy Behounek tłumaczył, że przejęcie podziału środków na funkcjonowanie służby zdrowia przez wojewodów, będzie sprzyjać upolitycznieniu, przed którym – jego zdaniem – nie będzie można się skutecznie obronić. Oznaczać to może, że większe fundusze na szpital dostanie dyrektor placówki „sympatyzujący” z ekipą, która akurat będzie sprawować w Polsce władze.
Piecha nie obawiał się również „uderzyć” w swoje środowisko – nie polityczne, lecz zawodowe, medyczne. Odpowiadając rozmówcom na pytania, powiedział m.in., że „dzisiaj pieniądze wypływają strumieniami wszędzie. Wszyscy dyrektorzy, którzy chcieli wprowadzić „e – recepty” wylatywali, bo łatwiej wywalić jednego dyrektora, niż 50 lekarzy”. (Chodziło o sprawowanie kontroli nad „e – receptami”, które powinny być wystawiane w czasie pracy w szpitalu, a nie w prywatnym gabinecie).
– Nie może być tak, że lekarze pracują publicznie i prywatnie. Nie można mieszkać pieniędzy prywatnych z publicznymi – mówił Piecha. Powiedział również, że „korupcja to dzisiaj nie doktor G., który ma kieszenie nie zaszyte, ale to kwestia, jak przeskoczyć miejsce w kolejce”. Takim „przekrętom” mają sprzyjać niejasne kryteria.
Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Krzysztof Kaczmarski zapytał, jaki pomysł PiS ma na rozwiązanie problemu braku lekarzy – na rynku polskim istnieje duży deficyt lekarzy (nie tylko specjalistów).
Piecha uważa, że należy zwiększyć nabór na studia medyczne, ale nie kosztem umiejętności (jego zdaniem „mieszanie” przy specjalizacjach nie jest dobrym wyjściem).
Teresa Kopczyńska poddała propozycję powrotu do dobrych i sprawdzonych rozwiązań – czyli sprawozdań, ilu lekarzy, jakiej specjalności, i w jakim regionie brakuje. Na tej podstawie można później kształcić medyków, którzy zasilą polski rynek.
Narzekała również na absurdalne wytyczne NFZ – u dotyczące „obłożenia” przychodni specjalistami.
– Wiek średni lekarzy geriatrów jest właśnie geriatryczny. (…) Chcemy spełnić oczekiwania, ale nie dajemy narzędzi, jak to zrobić – mówiła Kopczyńska, która zwróciła uwagę, że brakuje przede wszystkim geriatrów i specjalistów medycyny ratunkowej,
a wytyczne NFZ spowodowały, że niedługo w poradniach gminnych zabraknie nawet… ginekologów, bo dla nich przyjazd na 4 godziny (zamiast 8.) nie opłaca się; to również problem dla pracujących pacjentek, którym łatwiej dopasować wizytę, gdy lekarz przyjmuje w pełnym wymiarze godzin.
– Nam się coś narzuca przy braku lekarzy. Czy Państwo macie na to jakieś konkretne rozwiązanie? – pytała Kopczyńska.
Dyrektor ZOZ – u zwróciła również uwagę, że obecnie nie trzeba nawet przekroczyć pewnego progu ostrożnościowego, ale wystarczy niższy wynik finansowy na koniec roku, by pojawiło się realne zagrożenie przekształcenia szpitala (co w praktyce wygląda tak, jakby NFZ dążył do prywatyzacji placówek medycznych, o czym informował podczas jednej z sesji, Wiesław Krajewski).
– Dyrektor dziś nie zajmuje się zarządzaniem szpitalem, ale spełnianiem wymogów NFZ – przyznał Piecha – System należy uprościć i sprowadzić na ziemię. Nie da się tego zrobić w prosty sposób. Wszystko się zatomizowało. Lekarze nie umieją pracować w zespole. Musi być taki przepis, by udawać, że racjonalnie wydaje się pieniądze. Jeżeli tego systemu NFZ – owskiego nie przewrócimy, to ginekologa nie będzie nawet w miastach powiatowych. Wtedy ten szpital nie będzie miał szansy się zbilansować. Ten system jest przeregulowany; bez deregulacji tego systemu to jest niemożliwe. Ten system stworzył coś takiego, że lekarzy nie opłaca się szkolić.
Głos zabrała dr Danuta Kulik, która poruszyła bardzo istotną kwestię – wyjazdów młodych lekarzy po studiach za granicę. Kulik słusznie zauważyła, iż państwo polskie finansuje te studia, ale z wykształcenia medyków korzystają inne kraje. Może uda się więc wprowadzić przepisy, które nakazywałyby zwrócić, opuszczającym Polskę lekarzom, koszty studiów.
Zaskoczeniem mogło być jednak stwierdzenie dr Danuty Kulik, która uważa, że najwięcej złego robią… media. W jaki sposób media wpływają na sytuację służby zdrowia – trudno powiedzieć, gdyż jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Niemniej jednak to nie media, lecz służba zdrowia, była tematem debaty.
Ula Skórka
P. S.:
Gdyby to media były jednak przedmiotem debaty, wiele osób mogłoby z przykrością stwierdzić, że w mediach jest mniej nieprawidłowości niż w służbie zdrowia, a sytuacja tej drugiej bardziej wpływa na zdrowie i życie pacjenta, niż przeczytanie gazety bądź oglądanie telewizji (nie ma przecież obowiązku korzystania z mediów, a większość osób, wcześniej czy później, będzie musiało skorzystać z usług medycznych).
Największą „winą” mediów jest m.in. nagłośnienie takich potężnych nieprawidłowości, jak np. „czarna seria” we włocławskim szpitalu (wszyscy wiemy, o co chodzi właśnie z mediów). Dzięki informacjom dziennikarzy, nieprawidłowościami, prowadzącymi bezpośrednio do zagrożenia zdrowia i życia pacjenta, zajął się NFZ i prokuratura.
Na szczęście – gdyż bez odpowiedniej kontroli (również mediów – przypominamy, że obywatele mają konstytucyjne prawo do informacji), sprawę zapewne umiejętnie „zamieciono by pod dywan”. Najlepiej na ten temat wypowiedzą się sami pacjenci, którzy – jako pierwsi – zwykle informują o nieprawidłowościach w szpitalach, gdyż często ponoszą ich konsekwencje. W następnej kolejności powinni to nagłaśniać pracownicy, ale w praktyce często mają podstawy obawiać się konsekwencji ze strony przełożonych. Czy lepiej żeby media nie informowały o nieprawidłowościach? – to pytanie retoryczne, gdyż odpowiedź jest dziecinnie prosta.
Jeżeli zaś chodzi o dąbrowski szpital – gdyż można przypuszczać, że zarzut w kierunku mediów ma taki właśnie podtekst – winnych tych sytuacji można szukać raczej w szpitalu (bynajmniej nie wśród szeregowych pracowników) i, w jeszcze większym stopniu, wśród lokalnych polityków, którzy ten szpital rozgrywają dla własnych korzyści.
Lekarze natomiast powinni się skupić bardziej na szukaniu ewentualnych rozwiązań trudnej sytuacji w szpitalnictwie i zapewnieniu najlepszej opieki medycznej pacjentom (gdyż do tego są powołani), niż na mediach (bo na tym, jak widać, nie muszą się znać) lub wskazywaniu kozła ofiarnego. Obawiamy się, że żadne media nie pozwolą zrobić z siebie kozła ofiarnego, którego można obwinić o sytuację dąbrowskiego szpitala, gdyż wszyscy wiemy, gdzie szukać prawdziwych winnych.