Za ratunek na… posterunek (FILM)
Za dobry uczynek można zostać ukaranym przez wymiar sprawiedliwości . Tak uważa 70 – letni Stanisław Misiaszek, mieszkaniec Skrzynki koło Szczucina. Uratował jastrzębia, a jego syn został skazany za przetrzymywanie zwierzęcia objętego ochroną.
Wszystko zaczęło się 13 września, gdy Stanisław Misiaszek wraz z synem i sąsiadem znaleźli na działce należącej do Misiaszków młodego, wycieńczonego ptaka. Postanowili zabrać go do domu. Ptak pod troskliwą opieką 70 – latka i jego rodziny dochodził powoli do zdrowia. Stanisław Misiaszek kilka dni po tym zdarzeniu powiadomił leśniczego Kazimierza Żuchowicza z Nadleśnictwa w Dąbrowie Tarnowskiej. Leśniczy nie zdążył jednak nawet obejrzeć ptaka, bo u rodziny Misiaszków pojawili się dąbrowscy policjanci, którzy szukali skradzionych w okolicy uli.
Posłuchaj wypowiedzi Stanisława Misiaszka:
Funkcjonariusze zauważyli ptaka i orzekli, że jest to chroniony gatunek jastrzębia. Skąd posiadali tę wiedzę ornitologiczną?
Zastępca Komendanta KPP w Dąbrowie Tarnowskiej Andrzej Kupiec tłumaczy, że zawyrokowali „na podstawie wiedzy ogólnej, bo ustawa o ochronie przyrody nie precyzuje, jaki to ma być gatunek jastrzębia”. Poza tym na miejscu było trzech policjantów i żaden z nich nie miał wątpliwości, że zwierzę jest pod ochroną. Leśniczy Kazimierz Żuchowicz twierdzi, że policja się z nim w tej sprawie nie kontaktowała. Wygląda więc na to, że wiedza funkcjonariuszy rzeczywiście musiała być „ogólna” i raczej nie poparta wnikliwym dochodzeniem.
W Polsce występują tylko dwa gatunki jastrzębi. Ptaki te są objęte ochroną gatunkową ścisłą (pełną prawną ochroną). Przeciętnemu człowiekowi trudno jednak nawet podać nazwę ptaka, nie każdy zna również gatunki chronione, a już mało kto wie, jak postępować w przypadku znalezienia takiego zwierzęcia. Kazimierz Żuchowicz, który chciał pomóc Misiaszkom, radzi by w takiej sytuacji powiadomić urząd miasta lub gminy (jednostkę, o której mowa w ustawie o ochronie przyrody).
– I wtedy oni powinni nadać tok sprawie – wyjaśnia leśniczy. W momencie oficjalnego powiadomienia odpowiedniej jednostki przerzucimy na nią odpowiedzialność za dalszy los zwierzęcia, a sami unikniemy odpowiedzialności prawnej.
Mimo, że decyzję o ratowaniu jastrzębia podjął Stanisław Misiaszek, na posterunek policji wezwano jego syna, Bogdana. Obwiniono go o to, że „…w okresie (…) od 13 do 20 września 2011 roku w miejscowości Skrzynka woj. małopolskie na terenie budynków gospodarczych (…) przetrzymywał ptaka Jastrzębia objętego ochroną gatunkową, tj. o wykroczenie z art. 127 ust. 2 pkt. E w zw. z art. 52 ust. 1 pkt. 1 A Ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 roku o ochronie przyrody.„(pisownia oryginalna)
Sąd, w świetle dostarczonych przez policję dowodów uznał „…obwinionego Bogdana Misiaszek za winnego popełnienia czynu zarzucanego mu wnioskiem o ukaranie stanowiącego wykroczenie z art. 127 ust. 2 pkt e Ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 roku o ochronie przyrody i za to na mocy powołanego przepisu wymierza mu karę grzywny w kwocie 100 (sto) złotych” (pisownia oryginalna). Do tego doszło jeszcze 50 zł na rzecz Skarbu Państwa i 30 zł opłaty. Tzw. wyrok „nakazowy” umożliwił mężczyźnie odwołanie.
Okoliczności sprawy i wina Bogdana Misiaszka w opinii sądu nie budzą wątpliwości, bo sąd oparł się na dowodach zgromadzonych przez policję. Do tego, jak informuje sędzia Andrzej Franczyk – przewodniczący Wydziału II Karnego Sądu Rejonowego w Dąbrowie Tarnowskiej mężczyzna nie wyjaśnił, dlaczego przetrzymuje na posesji jastrzębia i przyznał się do winy. Nie wyjaśnił również, że o sprawie powiadomił leśniczego
Posłuchaj wypowiedzi sędziego Andrzeja Franczyka:
Takie samo zdanie w tej sprawie ma zastępca komendanta policji – Andrzej Kupiec. „Nie mogliśmy podjąć innej decyzji” – twierdzi. Ale podkreśla, że policjanci przeprowadzili „postępowanie zwyczajne”, aby sąd podjął decyzję, co dalej z ptakiem zrobić.
Co dalej zrobić z tym „fantem”? Sąd jeszcze takiej decyzji nie podjął. Policja – choć oskarżyła Misiaszka o przetrzymywanie objętego ochroną ptaka – nie odebrała mu jastrzębia. Zwierzę zostało w „depozycie” w klatce na posesji Stanisława. Na tym polega absurd prawa. Zastępca komendanta policji wyjaśnia jednak, że funkcjonariusze i tutaj mięli „związane ręce”. „Policjanci w postępowaniu karnym zabezpieczają przedmioty (dowody) w różnej formie. Nie wszystkie rekwirują. Zabierają tylko te, które mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia (np. broń)”. A jastrząb do niebezpiecznych „przedmiotów” widocznie nie należy.
Mężczyzna odwołał się od wyroku. Jeżeli uzupełni zeznania i wyjaśni, że uratował ptakowi życie i zaopiekował się nim, wyrok może się zmienić. Tym razem sąd będzie musiał ustalić, co dalej zrobić z ptakiem, który stał się bohaterem kuriozalnej historii, albo zwykłego… nieporozumienia. Bo trudno inaczej określić to zdarzenie. Mężczyzna, który ratuje zwierzę zostaje za to ukarany, bo przyznaje się do winy i nie wyjaśnia, że uratował ptaka.
Stanisław Misiaszek nie żałuje jednak, że uratował jastrzębia. Prawdopodobnie zrobiłby to ponownie, mimo że ludzie na wsi dziwią się. Pomógł przecież zwierzęciu, a poniósł za to konsekwencje prawne.
Jastrząb przebywa w klatce pod winogronem na posesji Misiaszków i tak pozostanie do rozstrzygnięcia sądu, bo ptak jest w depozycie. Stanisław dba o niego jak może, codziennie dostarcza mu świeże pożywienie. Obawia się tylko, że ta historia może rzutować w przyszłości na postępowanie innych ludzi, którzy – bojąc się kary – nie będą chcieli ratować zwierząt pod ochroną.
Mamy nadzieję, że sprawa znajdzie pozytywny finał dla Stanisława Misiaszka i jego syna; i że jastrząb zostanie zabrany do schroniska, bo mimo dobrej opieki, jako drapieżnik wymaga innych warunków życia.
Ula Skórka
Obejrzyj też pełny materiał filmowy: