Dzisiaj:
Sobota, 23 listopada 2024 roku
Adela, Erast, Felicyta, Klemens, Klementyn, Orestes, Przedwoj

Zapomniane Powiśle Dąbrowskie

1 października 2011 | komentarzy 5

Rozmowa z posłem Edwardem Czesakiem (PiS)

Panie Pośle, w tym roku podobno nie było tradycyjnego odkręcania tabliczek, bo marszałek wręczył posłom na odchodne tabliczki opakowane w gustowne pudełko. Skończył się kolejny sejmowy przesąd, że kto odkręci tabliczkę wróci po wyborach na Wiejską?

Skąd. Ja swoją odkręciłem własnoręcznie, jak zresztą większość moich kolegów. Nie czekaliśmy, aby otrzymać te tabliczki w etui i narażać na dodatkowe koszty Kancelarię Sejmu. Tabliczkę przywiozłem do domu i postawiłem obok tej z kadencji 2005-2007.

A „zielona noc” w hotelu sejmowym i pobliskich restauracjach była?

Było spokojnie. Właściwie nawet za spokojnie. Może ze środy na czwartek było wesoło, bo PSL zorganizował święto wieprzowiny. Na dziedzińcu restauracji sejmowej ludowcy częstowali schabowymi, golonką i polskim piwem wszystkich pracowników obsługujących Sejm i posłów oraz samych parlamentarzystów.

Cztery lata zleciały, jak z bicza trzasnął. Jak Prawo i Sprawiedliwość odnajdywało się w roli opozycji?

W opozycji nie jest łatwo szczególnie w sytuacji, w której chce się przeprowadzić własne projekty ustaw. Niektóre nasze projekty, jeszcze z poprzedniej kadencji, przeleżały spokojnie ostatnie cztery lata w zamrażarce Pana Marszałka. Z tymi, które wnosiliśmy na bieżąco było podobnie.

Były wśród nich takie, które dotyczyły naszego regionu?

Pośrednio tak. Sam byłem zaangażowany w projekt jeszcze z poprzedniej kadencji, który dotyczył finansowania połączeń zjazdów autostradowych z drogami lokalnymi z budżetu państwa. Taki projekt ustawy, gdyby został przegłosowany, odciążyłby poważnie budżety samorządów. Niestety, nie został on poddany pod głosowanie. I to budzi u mnie pewien niesmak, bo dopiero teraz minister Grabarczyk obiecuje coś zrobić w tej kwestii pod naciskiem kampanii wyborczej i samorządów. W opozycji jest na pewno mniej pracy, bo nie jesteśmy dopuszczani do wielu działań. Kiedy rządziliśmy, byliśmy bardzo mocno motywowani przez klub do pracy. Teraz mogliśmy składać pytania i interpelacje.

Dlaczego po raz któryś już nie udało się stworzyć porozumienia posłów tarnowskich ponad podziałami, żeby walczyć o pieniądze dla regionu?

Taka próba była podjęta na początku kadencji przez ministra Grada, ale później myślę, że wewnętrzne ambicje poszczególnych posłów Platformy Obywatelskiej uniemożliwiły realizację tego pomysłu.

Mówi Pan o drugim parlamentarzyście PO mieszkającym na co dzień w Tarnowie?

Można tak przyjąć. Ale było spotkanie w ministerstwie skarbu, gdy w gabinecie politycznym Aleksandra Grada pracował Jerzy Marciniak i on miał być łącznikiem między ministrem Gradem a osobą, która miała gwarantować właściwy bieg spraw dotyczących regionu a załatwianych ponad podziałami. I myślę, że wszyscy byliśmy w tej kwestii zgodni, że takie porozumienie posłów tarnowskich jest potrzebne. Ale kontynuacja tego pomysłu powinna była leżeć po stronie rządzących a nie opozycji.

Jak układała się współpraca z ministrem Aleksandrem Gradem?

Przy okazji Komisji Skarbu, w której pracowałem była ona ograniczona. Minister skarbu ma określone obowiązki i dlatego rzadko bywał na komisji. Reprezentowali go jego zastępcy, między innymi związany z Tarnowem wiceminister Adam Leszkiewicz, który bodaj najczęściej przychodził na komisje czy Mikołaj Budzanowski pochodzący również z Małopolski. My przyjęliśmy zasadę, że mając ministra z terenu ograniczamy krytykę za wszelką cenę a punktujemy tylko ewidentne potknięcia czy błędy.

A Tarnów zyskał, mając swojego ministra i wiceministra skarbu? W kwestii choćby lobbingu na przykład wobec Zakładów Azotowych czy Zakładów Mechanicznych?

Myślę, że konsolidacja polskiej chemii poprzez podniesienie rangi naszych tarnowskich Zakładów Azotowych i te ruchy, które temu towarzyszyły już od początku poprzez osadzenie jako prezesa swojego zaufanego człowieka…

Ale przecież był obiektywny konkurs na to stanowisko.

Ja nie byłem członkiem komisji konkursowej. Ale faktem jest, że dziś z perspektywy czasu decyzje, które były realizowane przez Jerzego Marciniaka przy, myślę, mocnym wsparciu ministerstwa skarbu i ministra Grada pozwalają powiedzieć, że została wykonana dobra robota, która zostanie wykorzystana dla regionu, dla nas w kontekście rodzimego rynku pracy i dodatkowo jeszcze planowanej autostrady.

Czy to znaczy, że decyzje ministrów Prawa i Sprawiedliwości: Wojciecha Jasińskiego i Pawła Szałamachy odnośnie do ścieżki prywatyzacyjnej Azotów były błędne?

Wtedy były inne uwarunkowania. I powstrzymywanie tych zamierzeń, które zastali minister Jasiński i Szałamacha po rządach SLD były uzasadnione. Bo sygnały, które dochodziły o sytuacji wewnątrz zakładów utwierdzały ich w przekonaniu, że to, co robią było słuszne. Później zmieniła się sytuacja. Oby podobna sytuacja miała miejsce z Zakładami Mechanicznymi.

Idziemy na północ regionu, czyli na Powiśle Dąbrowskie. Droga nr 73 wygląda jak wygląda, co roku nawiedzają ten region powodzie a o „Szczucince” pamięć powoli zanika, a przy tym idea o budowie najkrótszego połączenia kolejowego z Warszawą z nowym mostem na Wiśle. Czy ta część regionu została zapomniana w tej kadencji?

To bardzo boli. I sądzę, że zabrakło ze strony tych, którzy mogli coś w tej kwestii zrobić pewnej determinacji oraz konsekwencji. O modernizacji drogi 73 mówiło się od 2005 roku a nawet wcześniej. Wtedy bardzo mocno atakował nas o przyśpieszenie prac w tej kwestii będący wówczas w opozycji zarówno nieżyjący już świętej pamięci Wiesław Woda z PSL, jak i Aleksander Grad. Minęły cztery lata, możliwości były i nic. To jest bardzo niekorzystne dla Powiśla, że tam, przy tak wysokim bezrobociu nie tworzy się perspektywy komunikacyjnej, która mogłaby wpłynąć na poprawę sytuacji w tym rejonie.

A wierzy Pan w reanimację „Szczucinki”?

Mówi się, że póki tory nie zarosły trawą do końca, to jakaś perspektywa, choćby marna, ale jest. I tyle można teraz powiedzieć.

A co zyskało w takim razie Powiśle w tej kadencji parlamentu?

Kiedy pan pojedzie na jakieś dożynki czy imprezę na Powiślu, to usłyszy pan, że powstało kilka „Orlików”. Natomiast oczekiwania tamtejszych samorządów były i są dużo większe. Szczególnie w zakresie poprawy zabezpieczenia przeciwpowodziowego, budowę przepompowni i większe możliwości reagowania w momencie, kiedy jest możliwość uchronienia jak największej powierzchni od zalania.

Powiśle to także region rolniczy. PSL starał się coś pomóc w tej kwestii?

Nie za bardzo, moim zdaniem. Nie dostrzegłem zbyt wielu działań, które można by przypisać tej koalicji, w tym PSL. Myślę, że szczegółowo na ten temat wypowiedzieliby się sami rolnicy. Opłacalność produkcji rolniczej na tych areałach, które są na tym terenie jest sprawą mocno dyskusyjną.

A z kim się Panu najlepiej współpracowało spośród posłów PiS. Bo można było odnieść wrażenie, że każdy tarnowski parlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości uprawiał swój własny ogródek. Pan trzymał sztamę z Jóżefem Rojkiem, po drugiej stronie był Michał Wojtkiewicz, nieokreślona była Barbara Marianowska, Jacek Pilch w ogóle przeniósł się do konkurencji…

Oceniać, kto jak funkcjonował w Sejmie i jak pracował będą wyborcy, na bieżąco recenzowały to media. Mnie zawsze się dobrze współpracowało z posłem Józefem Rojkiem. Razem zaczynaliśmy pracę w parlamencie sześć lat temu, znamy się od 1998 roku, od czasów AWS. Razem podróżujemy i mam nadzieję, że nadal podróżować na Wiejską będziemy, byliśmy w tych samych komisjach. Rozumiemy się, zawsze mówimy sobie prawdę w oczy i za to cenię Józefa Rojka. Kiedy się ze mną nie zgadza, mówi to prosto z mostu. I wzajemnie.

Tego nie może Pan powiedzieć o pozostałych kolegach?

Hm… Inni koledzy mają inny charakter. Nie ze wszystkimi kolegami i koleżankami ma się takie same relacje, jak z posłem Józefem.

Zachowałby się Pan tak samo w kwestii układania list samorządowych jak w tamtym roku, kiedy sprawa ich rejestracji była komentowana w całym kraju?

Nie wiem, jak bym się zachował, bo nie byłem przy tym, kiedy sprawy zmierzały do finału, czyli samego zarejestrowania list, co do których zastrzeżenia później mieli i parlamentarzyści i sami samorządowcy, którzy się na tych listach nie znaleźli. Natomiast wiem jedno, że zostały popełnione błędy…

Przez Pana?

Przeze mnie również.

W czym?

Że dałem pełnomocnikom w poszczególnych powiatach dużą swobodę, uważając, że to demokratyczne podejście. Sądziłem, że każdy wie, co ma zrobić, że chodzi nam o jak najlepszy wynik, czyli gramy wspólnie o zwycięstwo. Że chcemy rządzić w sejmiku po kadencji z lat 2006-2010 dla nas też niefartownej, bo po kilku miesiącach straciliśmy w nim władzę. I myślałem, że temu celowi będą służyły działania w powiatach przy tworzeniu list. Pewne uzgodnienia wewnątrzpartyjne były, ale nie zostały zrealizowane. I nie można całej sytuacji oceniać jedynie w kontekście nieuwzględnienia na kilku nazwisk na liście, która została zarejestrowana. Były pewne uchybienia i niewywiązywanie się z deklaracji, które padły i finał był taki, jaki był.

I dlatego pani Lucyna Malec nie kandyduje do Sejmu?

Lista do Sejmu byłą tworzona oddolnie, była ułożona alfabetycznie i przedstawiona władzom partii. One decydowały o ostatecznym kształcie listy.

Chce Pan powiedzieć, że z list skreślili ją osobiście prezes Jarosław Kaczyński lub Joachim Brudziński?

Nic nie chcę powiedzieć, bo tworzenie list to wewnętrzna sprawa każdej partii.

A nie było dla Pana zaskoczeniem czy nawet pewną przykrością, że jedynkę, czyli miejsce biorące otrzymuje osoba debiutująca z polityce, a Pan – jako szef okręgu – jest dopiero drugi?

To nie było zaskoczeniem w sensie takim, że miałem przekonanie, iż może zostać zawarte porozumienie z różnymi środowiskami, które chcą mieć odpowiednie miejsce na liście. Taki wariant przerabialiśmy pięć lat temu przy okazji wyborów samorządowych. I wtedy mnie osobiście się nie podobało, że w wyniku porozumienia z PSL-Piast pierwsze miejsce otrzymała, skądinąd bardzo sympatyczna, Barbara Kosińska-Geras. W kontekście tego, że nasz kandydat ubiegał się o prezydenturę w Tarnowie, uważałem, że to błąd, bo twierdziłem, że liderem wówczas powinna być osoba rozpoznawalna w świecie samorządowym. Tutaj, w przypadku listy poselskiej, o tyle nie jest to zaskoczenie, że liderem listy nie jest klasyczny spadochroniarz. To członek Prawa i Sprawiedliwości, członek komitetu w Proszowicach, a to nasz okręg wyborczy, profesor, stojący na czele tworzącego się ruchu pamięci Lecha Kaczyńskiego w Małopolsce, wiceszef tego gremium w kraju. Podstawy do jego liderowania były.

A Pańskie ambicje?

Znamy się nie od dziś i wie Pan, że nigdy nie byłem chorobliwie ambitny i nie rzucałem się na oślep do przodu…

To po co Panu było to przewodniczenie Tarnowskiem okręgowi PiS. Tylko siwych włosów Panu przybyło.

Nie przybyło, bo jak pan widzi moje zdjęcia na plakatach, to tam włosów w ogóle nie ma (śmiech). Ale zdrowia, owszem, mnie to kosztowało, bo to pobudziło tutaj wewnątrzpartyjne ambicje, żale, afekty. I to wszystko uderzało we mnie. Ale było, minęło.

Co Panu zapadło najbardziej w pamięć z ostatnich czterech lat?

Na pewno tragedia smoleńska była tym czasem, który najbardziej utkwił mi w pamięci. Na tylu pogrzebach nigdy nie byłem i nie będę. Myśmy tę katastrofę wszyscy naprawdę mocno przeżyli. W naszej partii szczególnie, bo to od nas odeszło najwięcej przyjaciół. Ale także nasz okręg stracił świętej pamięci Wiesia Wodę. Bardzo przeżyłem jego śmierć, bo dwa dni przed katastrofą jechałem z nim pociągiem. Jako jedyny parlamentarzysta z okręgu byłem na lotnisku, gdy przywieziono trumnę z jego szczątkami, mogłem osobiście oddać mu hołd i pomodlić się za jego duszę jeszcze tam, w Warszawie. Pełniłem też wartę honorową przy trumnie pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Później było mi trochę przykro, gdy przy odsłonięciu tablicy poświęconej Wiesławowi Wodzie przy Alei Solidarności ktoś zapomniał mnie o tym fakcie poinformować.

Tradycyjne pytanie na koniec. O ile mandatów walczycie?

O pięć do Sejmu na pewno i obydwa senackie. I to będzie dobry wynik. Ale każdy ma apetyt na więcej.

(Materiał wyborczy sfinansowany ze środków KW Prawo i Sprawiedliwość)


Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Internautów. Administrator portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin - zawiadom nas o tym (elstertv@gmail.com).

Komentarze

  1. 1 października 2011 o 12:39
    arek :
    Pan poseł chyba nie zauważył, że tory "Szczucinki" zarosły nie tylko trawą ale i drzewami.
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +5 (w sumie : 5)
  2. 2 października 2011 o 01:49
    kbkak :
    Czy Pan poseł wie wogle gdzie leży Dąbrowa?:) hehe odsyłamy do wikipedii :)
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +3 (w sumie : 3)
  3. 3 października 2011 o 22:20
    Andy :
    Panie Czesak - Pana lider Jarosław ponosi klęskę na każdym kroku, a dzisiaj znowu u Tomka Lisa w programie (fragment wpisu usunięty)
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +2 (w sumie : 4)
  4. 4 października 2011 o 10:26
    KTOŚ :
    Do Andy; Powiem jedno że Pan Lis zachowywał się niepoprawnie-to żenada i wstyd że popierasz takich Redaktorów magistrów-Pozdrawiam
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: -3 (w sumie : 5)
  5. 6 października 2011 o 14:01
    wyborca :
    Czy Pan poseł Czesak był kiedykolwiek na jakiejś radzie gminy albo radzie powiatu? Raz był poseł Wojtkiewicz. Przypomniał sobie o powiecie dąbrowskim tuż przed wyborami. Dlatego nie opłaca się głosować na ludzi spoza Powiśla.
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +1 (w sumie : 1)

Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)