Dzisiaj:
Sobota, 23 listopada 2024 roku
Adela, Erast, Felicyta, Klemens, Klementyn, Orestes, Przedwoj

Kino „Sokół”:Kubuś Puchatek i Przyjaciele

12 września 2011 | Brak komentarzy

Rok: 2011; Kraj: USA; CENY BILETÓW – 12 zł, ulgowe – 10 zł, film analogowy (taśma 35 mm)

Skarby ze starej szafy

Vintage jest w modzie, choć ciuchów stylizowanych na lata pięćdziesiąte nie widać na każdej sklepowej witrynie. Ci, którzy nie płyną z głównym nurtem wiedzą jednak, w której z bocznych uliczek kryje się stylowy mały butik. Producent „Kubusia i przyjaciół” nie kupuje tego, co maintreamowe kino dla dzieci oferuje dziś w nadmiarze – wygładzonej animacji, trójwymiarowego podkręcania efektów, dynamicznej narracji, wielowątkowej fabuły i dorosłych bohaterów. Najnowsza produkcja animatorów ze studia Disneya przypomina o tym, co w bajkach najcenniejsze było dawniej – o naiwnym świecie, w którym grasują wyimaginowane potwory, ale dzieciom nie może stać się krzywda.

Stumilowy Las (nie – Stuwiekowy! żenująca wpadka twórców polskiej wersji językowej) w filmie Stephena Andersona i Dona Halla jest namalowany akwarelą. Przypomina ilustracje w książkach, które kiedyś czytano dzieciom na dobranoc. Twórcy filmu nie odżegnują się od literackiego pierwowzoru. W akcję wprowadza widzów zewnętrzny narrator budzący Kubusia ze snu. Animacja w bezpośredni sposób nawiązuje do tradycji opowiadania bajek, z której współczesne kino niemal zupełnie zrezygnowało. W produkcji Disneya, to nie bohaterowie, ale narrator jest katalizatorem wydarzeń. To on zwraca uwagę dzieci na Kubusia i głodnemu misiowi pomaga dojrzeć kartkę leżącą pod drzwiami domku Krzysia. O ile twórcy filmu starali się być wierni tekstowi A. A. Milne’a i E. H. Sheparda przekładając słowa na filmową akcję, o tyle Pan Sowa odczytuje i interpretuje wiadomość zostawioną przez chłopca na swój własny sposób. W jego głowie rodzi się więc niegroźne (?) przekłamanie. Mówi zwierzętom, że Krzyś został porwany przez „Bendezara”.

Z imienia potwora dorośli szybko odczytają grę słów, przed oczami dzieci pojawi się jednak wyimaginowany obraz straszydła. Jego cechy charakterystyczne należą do zbioru wszystkiego, czego baliśmy się jako dzieci – ogromnego wzrostu, dzikiego spojrzenia, ciemnej płachty na ramionach, futra na plecach, poskręcanych rudych włosów i tupotu ciężkich stóp w ciemnym, mglistym lesie. Takie potwory kiedyś zamieszkiwały stare szafy. Nie wiem, czy dziś dzieci nadal boją się wystawić nocą stopę spod kołdry lub zajrzeć pod łóżko, bo sypiają tam upiory. Twórcy filmu zapewnili mnie jednak, że Prosiaczek nadal drży przed własnym cieniem, a Kubuś wpada w największe tarapaty pożądając miodu. W filmowo – literackim świecie niewiele się zmieniło. Podobnie jak było w przypadku ostatniego filmu ze stajni Pixara „Auta 2” mam więc wrażenie, że „Kubuś i przyjaciele” – choć ewidentnie zrobiony z myślą o dzieciach – największe emocje zapewnia rodzicom. Kiedy wszyscy w lesie gromadzą siły, żeby uratować Krzysia, dorośli widzowie na sali kinowej rozpływają się we wspomnieniach własnego dzieciństwa. Trudno mi powiedzieć, co w tym czasie robią najmłodsi. Nie są już przyzwyczajeni do powolnej narracji, prostego rysunku i tego, że efekty specjalne zapewnia (sobie samemu) tylko skaczący na własnym ogonie Tygrys.

Jednak właśnie z wymienionych powyżej powodów „Kubuś i przyjaciele” to bajka z rodzaju tych, które chciałabym pokazać swojemu dziecku. Jeśli w kontekście animacji możemy mówić o historii – John Lasseter postawił wiele na to, by twórcy „Kubusia…” przywołali jej najlepsze oblicze. Reżyser uczy najmłodsze dzieci, że wokół są dorośli, od których zależy narracja. Starszym pokazuje litery i uczy śledzić całe zdania pojawiające się na ekranie. Kubuś przeskakuje po nich do kolejnych rozdziałów. W każdym z nich spotyka przyjaciół, którzy nigdy się nie zmieniają, nigdy więc nie rozczarowują. Kłapouchy zawsze narzeka, Pan Sowa się wymądrza, Kangurzyca robi na drutach szaliki, a Królik na każdym kroku ubija interes i co chwilę wpada w szał, bo coś nie idzie po jego myśli. Ich zabawna nieporadność w ratowaniu Krzysia w żaden sposób nie przekłada się na reżyserską niezdarność. O ile chłopca (jak możemy się domyślać) wcale ratować nie trzeba, Anderson i Hall ocalają coś, o czym niewielu już dziś pamięta – urok dziecięcej bajki w jej klasycznej formie.

szczegóły: Kino „Sokół”


Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)