KOSZMAR NA KOŚCIUSZKI
Krzyki, kłótnie, kłamstwa, zniewagi, obmowy. Eskalacja konfliktu, który oby nie zaowocował podobnymi wydarzeniami jak w Gdańsku. Po spotkaniu, poświęconym sytuacji w jednym z bloków na osiedlu Kościuszki radni mówili: – Na co czekamy? Aż stanie się tragedia?!!
W ocenie policji i pracowników Pomocy Społecznej winni będą, mimo wszystko nie mieszkańcy, ale ci, którzy nie zareagowali na wnioski o usunięcie kilku aspołecznych lokatorów, nie rokujących żadnej poprawy.
Życie mieszkańców tego bloku to prawdziwa gehenna. Podzielili się na dwa przeciwne obozy. Jedna z tych grup twierdzi i pokazuje dowody, że klatki schodowe zanieczyszczane bywają dość często ludzkimi i zwierzęcymi ekskrementami, wymiocinami i krwią, która – ze względu na tryb życia i więzienną przeszłość kilku osób – może być groźna. Zdjęcia przeraziły urzędników. W jedną z niedziel, końcem lata zeszłego roku, klatka środkowa do drugiego piętra włącznie była cała pochlapana krwią (wyraźne ślady kończyły się na drugim piętrze). Sprzątający, ściągnięci w niedzielę do zrobienia porządku określili widok, jaki tam zastali jako „masarnię” i „rzeźnię”. Dowody (od nagrań po zdjęcia) przedstawione na komisjach rady miejskiej, wywołały poruszenie wśród radnych. Jeszcze zeszłego roku, po publikacji e – Kuriera Dąbrowskiego jeden z problemów rozwiązał się sam. Rodzina zabrała do siebie uczestniczkę libacji alkoholowych, która co kilka dni zmieniała lokale. Podejrzewa się, że znana dobrze policji kobieta świadczyła pewnego typu usługi, choć nie ma dowodów, by przyjmowała z tego tytułu jakieś korzyści majątkowe. Na pierwszej komisji radni zobaczyli zdjęcia. Fotografowani machali do obiektywu aparatu i uśmiechali się. Był wśród nich w tym zmarły kilka miesięcy temu lokator. Podczas poprzedniego posiedzenia komisji przypominano, że w mieszkaniu, które, na kilka miesięcy przed śmiercią, zajmował sam, podczas libacji pozostawiano puste garnki na gazie, albo wręcz odkręcony gaz. Sąsiedzi, czując smród palonych garnków lub specyficzny zapach ulatniającego się gazu, wchodzili do środka gdy lokator i jego koledzy zostawiali otwarte drzwi. Ktoś z mieszkańców anonimowo powiadomił e – Kurier Dąbrowski. Sprawą zainteresował się też i opisał ją tygodnik „Temi”.
Uciążliwy lokator zmarł w okolicznościach, które badała prokuratura. Jego śmierć tylko nieznacznie zmniejszyła skalę problemu. W podobnym stanie jest przecież przynajmniej jeden z żyjących lokatorów bloku.
Jeszcze przed posiedzeniem komisji jeden z błąkających się teraz po mieście mężczyzn, wyrzucony przed laty z innego bloku na os. Kościuszki (tam mieszkańcy, zamiast walczyć między sobą, solidarnie walczyli o usunięcie sprawiającego kłopoty lokatora) notorycznie nocował w bloku, o którym mowa teraz. Zakłócał przy tym ciszę nocną, m.in. włączając w środku nocy alarm. Niedawno przy świadku wyznał osobie trzeciej, że już nie „wynajmuje” na noc pokoju, gdyż go na to nie stać. Jak powiedział – teraz nocuje tam inny mieszkaniec miasta (nie pochodzący z os. Kościuszki, ale dobrze znany w Dąbrowie). Po posiedzeniu komisji proceder został chwilowo ukrócony ale wydaje się, że osobnicy, którym dawniej urząd miasta opłacał bytowanie w znanym w Dąbrowie miejscu, mogą się teraz przenieść do piwnicy opisywanego bloku.
Wiąże się to też z kolejną kwestią – otwieraniem drzwi na oścież, nawet w bardzo mroźne dni, co powoduje znaczną utratę ciepła w budynku. Oczywiście nie stanowi to kłopotu dla lokatorów, którzy nie płacą za rachunki i stają się dłużnikami urzędu miasta. Istnieje duża obawa, że urząd miejski będzie to tolerował, chociaż budżet gminy nie należy do najbogatszych. Z drugiej strony niejednokrotnie trudno uniknąć całodziennego wietrzenia klatek schodowych z powodu odoru, związanego z „nowymi lokatorami”.
Kolejnym problemem, przed którym stoją nie tylko mieszkańcy bloku, ale także urząd miasta, jest pogłębiające się niedostosowanie społeczne niektórych osób błąkających się po Dąbrowie, nawiedzających często urząd i korzystających tam z toalety. Na poprzedniej komisji burmistrz przyznał, że podczas jednej z takich wizyt, „zginęły” kluczyki do samochodu.
Policjant zaproszony przez przewodniczącą Bernadettę Mrówkę przyznał, że żadne środki i argumenty Policji nie działają już na dwóch ww. mieszkańców, a problem stale się pogłębia. To samo potwierdziła dyrektor MOPSiWR Katarzyna Hałun, a policjant dodał jeszcze, że ostatnio tych mężczyzn przyłapano na kradzieżach w Biedronce. Przedstawił repertuar środków, jakie stosuje się wobec takich aspołecznych mieszkańców, ale wiele z nich okazuje się mało dolegliwych i jeszcze mniej skutecznych. Wydaje się, że znaczną winę za taki stan rzeczy ponosi ustawodawca, który skonstruował prawo pozwalające na faworyzowanie osób aspołecznych i „usprawiedliwiające” łamanie norm, których przestrzeganie egzekwuje się z największą surowością wobec uczciwych obywateli. Ale nawet takie przepisy pozostawiają jednak pewien, choć ograniczony, repertuar działań instytucji takich jak MOPS. Stąd dyrektor MOPSiWR Katarzyna Hałun, dostrzegając problemy mieszkańców bloku na os. Kościuszki, odważnie skorzystała z możliwości prawnych, w związku z czym wyżej wymienieni nie otrzymują pieniędzy od pomocy społecznej. Ma do tego prawo w przypadku, gdy beneficjenci nie wykazują woli zmiany zachowania i nie chcą się leczyć, a pieniądze pożytkują na dalsze pogłębianie nałogu.
Kilka miesięcy temu młodszy mężczyzna został pozwany przez ekspedientkę jednego ze sklepów, którą zwyzywał i znieważył publicznie. Takie akcje w jego wykonaniu są codziennością. W taki sam sposób odnosi się do mieszkańców bloku, którzy nie popierają jego agresywnego i aspołecznego sposobu bycia. Zwłaszcza do osób starszych, bezbronnych, które całe życie uczciwie pracowały i nie tolerują takich zachowań. Zaczepki typu: „W tej klatce (w której zresztą sam mieszka – red.) same k… mieszkają!” są na porządku dziennym. Wobec osób młodszych, pracujących, bez nałogów i konfliktów z prawem, o stabilnej sytuacji zawodowej i społecznej, podburzany przez niektóre osoby z otoczenia, stosuje zaczepki typu: „– Patologia! Jesteś bez przyszłości! „
Na takie zniewagi narażona była na komisji (!) jedna z młodych mieszkanek bloku, która zwróciła uwagę na jego niestosowne zachowanie wobec lokatorów również sąsiedniej klatki. Należy nadmienić, że obok problemów alkoholowych ma notoryczne konflikty z prawem i łącznie kilka lat przesiedział w zakładach karnych, często dostając za swoje wybryki – jak przyznał policjant – kilkunastodniowe wyroki więzienia. Najlepszym jednak argumentem za eksmisją ww. było przybycie młodszego z nich na komisję pod wpływem alkoholu i znieważanie niektórych mieszkańców. Po tych ekscesach, po kilkunastu minutach, został wyprowadzony z sali obrad w asyście przybyłych policjantów.
Mieszkańcy poruszali problemy swoich klatek schodowych – od zanieczyszczeń po złośliwości ze strony sąsiadów, a także otwarte niszczenie mienia przez niedostosowane społecznie jednostki. Jednej z lokatorek nieznany sprawca zniszczył (porysował) drzwi na dzień przed posiedzeniem komisji. Innym, starszym mieszkankom, tym razem klatki środkowej, dwaj lokatorzy przyznający się do czynu (powstało nagranie po zdarzeniu!) oblali drzwi farbą i kolorowym proszkiem pomieszanym z moczem! Do zdarzenia, połączonego z wyzwiskami, znieważaniem, agresją słowną i złośliwościami, doszło niedługo po powrocie jednej z lokatorek ze szpitala po przebytym rozległym zawale. Ile jeszcze podobnych zdarzeń miało miejsce? Trudno stwierdzić, zwłaszcza że niektórzy mieszkańcy, przyznając to w rozmowie z redakcją, boją się reagować na chuligańskie wybryki i przekraczanie prawa w obawie przed zniszczeniem mienia. To samo zauważają policjanci, którzy przyznają, że choć w bloku często dochodzi do interwencji, to większość – po anonimowych zgłoszeniach.
Podczas posiedzenia komisji niektórzy lokatorzy – półgłosem lub otwarcie – próbowali negować kłopoty mieszkańców klatki środkowej. Próbowano utrudnić wypowiadanie swoich opinii i uwag niektórym mieszkańcom. Zagłuszano najmłodszą mieszkankę – dziewczynkę, która płacząc wyznała, że obawia się jednego z sąsiadów. Przewodnicząca była zmuszona do reakcji, gdy sąsiedzi wzajemnie przerywali sobie wypowiedzi. Generalnie blok podzielił się na dwa już otwarcie wrogie „obozy”, co tylko potwierdziło się na komisji. Widoczna eskalacja konfliktu i wyrażanie otwartej wrogości, może przerodzić się w coś gorszego. Coraz częściej pojawiają się groźby.
Podczas komisji burmistrz usiłował się wycofać z obietnicy zeznawania przed sądem w sprawie o eksmisję dwóch aspołecznych mieszkańców, mimo że sprawa jest mu znana od dawna (jeszcze w poprzedniej kadencji wpływały podania do komisji zdrowia; z dowodami zapoznali się radni i samorządowcy), widział i słyszał niepodważalne dowody, sam boryka się z następstwami zachowań tychże lokatorów, którzy nawiedzają urząd bez przestrzegania norm społecznych. Ponownie swoją zgodę na złożenie zeznań wyraził zaś Stanisław Ryczek. Mieszkańcy mogą liczyć także na pomoc dyrektor MOPSiWR Katarzyny Hałun oraz pracowników pomocy społecznej i przewodniczącej Komisji Zdrowia Bernadetty Mrówki, która jako pierwsza pochyliła się nad sprawą i problemami lokatorów, poświęciła tej kwestii już trzecią komisję. Nie wyraziła zaś zgody, co zaznaczyła na komisji, na zorganizowanie spotkania z mieszkańcami na klatce schodowej.
Nic do sprawy nie wniosły wypowiedzi Zofii Lechowicz z Referatu Mienia Komunalnego, która gorąco zaprzeczała jednym doniesieniom, nie potrafiąc ustosunkować się do innych i przerzucając odpowiedzialność na zarządczynię bloku. Ta zaś, mimo zaproszenia na komisję, nie stawiła się na spotkaniu z mieszkańcami, co spowodowało – pierwszy raz zgodny wniosek wszystkich mieszkańców, przewodniczącej i zgromadzonych – o jej odwołanie, z którym musi się liczyć. Mieszkańcy oskarżają ją o zaniedbania i niedopełnienie obowiązków. Zwierzchnik Zofii Lechowicz nie przybył na spotkanie – jak się dowiadujemy, miały go zatrzymać jakieś obowiązki.
Radni zaś otwarcie przyznawali rację, gdy poruszono sprawę niebezpieczeństwa wystąpienia podobnych zdarzeń, jakie miały miejsce w Gdańsku, ale w toku komisji nie byli pomocni mieszkańcom. Jedynie przewodnicząca Bernadetta Mrówka naciskała wszystkie strony, by próbowały rozwiązać problemy lokatorów bloku na os. Kościuszki. Radna monitorowała tę sprawę od samego początku – jeszcze w poprzedniej kadencji. Ostatnia komisja nie podważyła problemów, z którymi zgłaszali się mieszkańcy podczas dwóch poprzednich spotkań, ani planu dalszych działań urzędników. Dodała tylko kolejne i ujawniła międzysąsiedzki konflikt. Pokazała także wstydliwe oblicze tej małej wspólnoty i podziały, które nie są powodem do dumy. Przyznać jednak należy, że mieszkańcy zgodzili się co do jednego – potrzeby zmiany zarządcy.
Sprawa o eksmisję dwóch aspołecznych mieszkańców trafi do sądu. Obaj odebrali już przedsądowe pisma z urzędu, ale cała procedura na pewno się przeciągnie z racji okresu ochronnego.
e – KD.