Na Komisji Zdrowia o bloku na os. Kościuszki
Ostatnie posiedzenie Komisji Zdrowia Rady Miejskiej w Dąbrowie Tarnowskiej zostało zdominowane problemami mieszkańców jednego z bloków na os. Kościuszki. Bezradni mieszkańcy, szukając wszędzie pomocy, skierowali do przewodniczącej pismo, w którym przedstawili swoją sytuację.
Poprosili o pomoc w sprawie trzech bardzo uciążliwych lokatorów, nałogowych alkoholików i beneficjentów Pomocy Społecznej. Przedstawili swoje obawy, zaprezentowali też niezbite dowody w formie zdjęć i nagrań, które wywarły na części radnych duże wrażenie.
Ich reakcja na zdjęcia i nagranie wskazuje, że część z nich prawdopodobnie nie wyobrażała sobie, że w XXI wieku zwykli lokatorzy mogą mieszkać w takim sąsiedztwie. Z racji potrzeby ochrony wizerunków mieszkańców tego bloku, którzy interweniowali u przewodniczącej Bernadetty Mrówki, e – Kurier Dąbrowski nie mógł nagrać przebiegu tych obrad; z pewnością godnych rejestracji filmowej.
Przewodnicząca Komisji Zdrowia Bernadetta Mrówka zaprosiła również przedstawicieli instytucji, które stykają się z ich problemami na co dzień. Przyszli dwaj przedstawiciele Policji, Pomocy Społecznej (w tym dyrektor Katarzyna Hałun, nowa oraz wieloletnia opiekunka sprawująca pieczę nad dysfunkcyjnymi lokatorami w bloku) oraz dyrektor przychodni miejskiej Stanisław Świętek. Głos w obronie bezradnych lokatorów zabrał również Jerzy Żelawski, który na końcu podsumował dyskusje mówiąc, że eksmisja w. w. dysfunkcyjnych lokatorów koniecznie musi dojść do skutku oraz Jacek Świątek, który podpowiedział, że w przypadku zamieszkiwania lokali bez tytułu najmu, gmina być może nie będzie musiała oferować lokali zastępczych.
– Nie możemy udawać, że jest to nam obojętne! Nie możemy mówić, że jest nam obojętny los mieszkańców tego bloku. To nieprawda, że tam mieszkają same „żule” jak się to powszechnie mówi. Musimy pomóc tym uczciwym mieszkańcom, którzy muszą znosić takie sąsiedztwo, bo już dawno nie powinno tak być. Od wielu lat w tym bloku jest taka sytuacja i mówi się o tym w całym mieście – mówiła stanowczo Bernadetta Mrówka i dyscyplinowała niektórych radnych rozmawiających między sobą podczas czytania listu lokatorów bloku.
Jeden z mieszkańców, anonimowo, poprosił o interwencję e – Kurier Dąbrowski tłumacząc, że to ostatnia deska ratunku przed powiadomieniem telewizji. Zwykli lokatorzy są tym bardziej bezradni, iż zachowanie trzech dysfunkcyjnych społecznie osób, zwłaszcza od ostatniego roku (ale też 2 – 3 lat wstecz) zdecydowanie się pogarsza. Ich styl życia i kontakty z sąsiadami dawno przekroczyły granice prawa i przyzwoitości. Mieszkańcy, oprócz listu i postulatów, przedstawili na to niezbite dowody. Przedstawili również wykładnię prawną, na podstawie której już dawno powinno zostać napisane przynajmniej wypowiedzenie w stosunku do uciążliwych lokatorów (art. 13 Ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i zmianie Kodeksu cywilnego).
Lokatorzy ci, jak dowodzą pozostali mieszkańcy, zanieczyszczają klatki schodowe znaczną ilością krwi, co do której „czystości” istnieją bardzo poważne obawy, odchodami i wymiocinami. Organizują libacje alkoholowe, sprowadzając na nie kobiety świadczące okazjonalnie pewnego typu usługi (mieszkańcy na dowód przynieśli na komisje zdjęcia jednoznacznie wskazujące na prowadzony w dwóch klatkach proceder. Nie dysponują jednak materialnymi dowodami potwierdzającymi, że ktoś czerpał dochód z tego procederu). Wyzywają sąsiadów i kierują wobec nich groźby karalne, wszczynają między sobą bójki, spożywają alkohol na ławce przed blokiem, w miejscach publicznych, na klatkach schodowych. Po pobytach w zakładach karnych (zwłaszcza jeden z nich chwali się w sąsiedztwie, że „przesiedział” już łącznie dziewięć lat) stają się coraz bardziej bezczelni. Prawie nie trzeźwieją, a wszelkie wsparcie finansowe i rzeczowe, m.in. od MOPS – u, pożytkują na alkohol i drogie sprzęty RTV (nigdy nie pracowali, a tajemnicą poliszynela jest, że niektórzy z nich nie regulują rachunków mieszkaniowych). Są agresywni i wulgarni; zaczepiają nie tylko swoich sąsiadów; wyzywają opiekunki z MOPS – u, w tym również dyrektor Katarzynę Hałun, czym szczycą się otwarcie na osiedlu. Ich zachowanie w ostatnim czasie do tego stopnia się pogorszyło, że reszta sąsiadów jednej z klatek tego bloku ma uzasadnione obawy, iż budynek może wylecieć w powietrze. Podczas libacji alkoholowych (które przenoszą się raz do jednej klatki, innym razem do drugiej) zostawiają na gazie garnki – czasem bez zawartości – lub włączają gaz, zapominając go podpalić. Czujni sąsiedzi reagują i wyłączają gaz, gdy uciążliwi lokatorzy pozostawiają otwarte drzwi do „meliny”, zasypiając po spożyciu alkoholu. Lokatorzy coraz częściej wzywają Straż Pożarną i Policję. Policjanci są w tym bloku stałymi gośćmi.
Mieszkańcy powiadomili e – Kurier Dąbrowski, że następnego dnia po obradach komisji, do bloku ponownie wezwano policjanta, który – przerażony tym, co tam zastał – udokumentował interwencję fotograficznie i obiecał, że sporządzoną notatkę skieruje do włodarzy miasta. Lokatorzy wyczuli na klatce ulatniający się gaz. Policjanci, którzy zostali zaproszeni na obrady komisji mówili o swoich interwencjach w tym bloku oraz nieskuteczności skierowań na leczenie odwykowe niektórych z wyżej wymienionych. Dodać należy, że wszyscy, których sprawa dotyczy, mają zaawansowane problemy alkoholowe, niestety rzutujące na całe otoczenie i znacznie utrudniające życie sąsiadom.
– Mimo wielokrotnych, sporządzanych przez nas wniosków, pomimo ciągłych interwencji i stosowanych represji, są niedostosowani społecznie i to się nie zmieni – mówił przybyły na spotkanie policjant. – Żadne wnioski odwykowe nie przynoszą żadnego skutku. Przywozi się taką osobę do placówki, a ta osoba o 12 jest już przed blokiem.
Dyrektor MOPSiWR Katarzyna Hałun dowodziła, że Pomoc Społeczna robi wszystko, co możliwe w tej sytuacji i postępuje zgodnie z prawem, łącznie z przyznawaną pomocą socjalną, gdyż opiekunki oraz instytucja nie maja wpływu na to, że wszelkie wsparcie (nawet wykupione lekarstwa) zostają wymienione na alkohol. Mówiła również, że podstaw do eksmisji należy upatrywać w prawie lokalowym. Tym samym, o którym w piśmie wspomnieli mieszkańcy.
– Tak, jak byśmy mieszkali w chlewie. Przepraszam, za słowa, których użyję, ale nie da się tego opisać inaczej. Naplute, nasz…ne, nas…ne, zapaprane krwią… Nie da się mieszkać w tym bloku! Wstyd kogokolwiek zaprosić, bo od razu trzeba się tłumaczyć – mówiła rozgoryczona mieszkanka.
SGZOZ nie ma możliwości zmusić mieszkańców do poddania się badaniom – wyjaśnił dyrektor dąbrowskiej przychodni Stanisław Świętek, który poinformował, że wg przepisów osoby, które nie są ubezwłasnowolnione, muszą wyrazić zgodę na badania. Były już podejmowane interwencje w tej sprawie i okazało się, że jeden z lokatorów, o których mowa, znajdował się pod wpływem alkoholu i nie był w stanie podjąć decyzji.
– 19 września podjęto ponowna interwencję. Kategorycznie odmówił. Jego siostra zobowiązała się do przeprowadzenia z nim rozmowy – mówił Stanisław Świętek.
Jak dotąd, jeżeli w ogóle taka rozmowa się odbyła, nie przyniosła żadnych skutków. Chodzi o badania w kierunku chorób zakaźnych, na które nosicielstwo wskazują objawy tychże lokatorów i ich tryb życia. We wrześniu doszło do zanieczyszczenia dużą ilością krwi prawie całej klatki schodowej i części klatki sąsiedniej.
Burmistrz Krzysztof Kaczmarski nawiązał do poprzedniego spotkania z mieszkańcami, podczas którego dyskutowano na temat możliwych rozwiązań i wyjścia z tej ciężkiej sytuacji. Lokatorzy podsuwali włodarzom rozwiązania prawne. Ale od tego czasu niewiele się w tej sprawie zmieniło. Na szczęście odebrano jednemu z aspołecznych lokatorów piwnicę, w której gromadził dawno przeterminowane, rozkładające się produkty żywnościowe, śmieci, odpady mało i wielkogabarytowe (jak relacjonuje mieszkanka, która otrzymała tę piwnicę, podczas czyszczenia pomieszczenia znaleziono także odpady medyczne: nowe i zużyte wenflony!). (Lokatorka dysponuje zdjęciami piwnicy przed gruntownym sprzątaniem, dezynfekowaniem i remontem).
Ponadto kilka lat temu w skutek działalności tegoż dysfunkcyjnego lokatora i znoszenia zużytych sprzętów elektrycznych, w piwnicy doszło do pożaru; na szczęście w porę ugaszonego przez Strażaków. Również w tym roku, prawie w środku nocy, przed blokiem płonął dużych rozmiarów namiot, należący do jednego lub dwóch z wyżej wymienionych. Nie ma dowodów na podpalenie; są tylko bardzo prawdopodobne przypuszczenia, co do sprawstwa. Ponieważ do podpalenia (?) doszło nocą, wielu mieszkańców było nieświadomych niebezpieczeństwa. Tutaj też obyło się bez tragedii, gdyż Straż Pożarna przybyła w chwilę po zawiadomieniu.
– My podejmiemy szybkie czynności. Pierwszy krok to wymeldowanie tych osób. Wymeldujemy ich decyzją „ donikąd”. Spotkajmy się w takim gronie: zarządca, Opieka Społeczna, Policja – mówił wiceburmistrz Stanisław Ryczek.
Bernadetta Mrówka, która zainicjowała poruszenie tych problemów na Komisji Zdrowia i wprowadziła ten punkt pod obrady, postulowała, by podczas kolejnego spotkania również zaprosić mieszkańców tego bloku. – Szkoda, że mieszkańcy nie napisali tego pisma do komisji wcześniej, ale jeżeli będzie mi dane jeszcze poprowadzić tę sprawę, to na pewno doprowadzę to do końca – do eksmisji tych osób. Nie może być tak, żeby uczciwi mieszkańcy cierpieli w taki sposób przez, w zasadzie, trzy rodziny. Potem mówi się o tym bloku takie rzeczy, „że mieszkają tam wyłącznie „menele””, a tam mieszka tylu uczciwych ludzi, którzy męczą się w takim sąsiedztwie. Absolutnie tak nie może być! – powiedziała e – Kurierowi Dąbrowskiemu Bernadetta Mrówka.
– Nie wierzę w to, że sąd nakazem zmusi takie osoby do leczenia, czy zmiany zachowania i przyniesie to jakiś pozytywny skutek, gdyż najpierw konieczna byłaby zmiana prawodawstwa w tym zakresie. Obecne sprzyja bardziej sprawcom, niż poszkodowanym, a sądy muszą działać w ramach prawa. Nie zawsze mają więc skuteczne narzędzia. Jest tylko jedna skuteczna droga, która da nadzieję mieszkańcom – to rozpoczęcie od jutra procedury eksmisji – powiedział Jerzy Żelawski.
(red.)