ZAPOMNIANA HISTORIA RADGOSKIEGO LIBERATORA
Od czasów II wojny światowej minęło ponad 70 lat. Żyją już tylko nieliczni naoczni świadkowie wydarzeń, jakie miały wtedy miejsce.
Najczęściej byli oni świadkami ludzkich tragedii, nieszczęść i cierpień, ale często byli też świadkami ludzkiego bohaterstwa, poświęcenia, solidarności i pomocy, jaką jedni nieśli drugim. O tych czynach bohaterskich, o osobach, które poświęciły życie walcząc z niemieckim okupantem o wolność naszej ojczyzny nie możemy dzisiaj zapominać.
Jednym z takich wydarzeń, o którym winniśmy pamiętać jest historia zestrzelenia w nocy 16 października 1944 roku nad gminą Radgoszcz samolotu Liberator nr KH-152 „F” lecącego z bazy lotniczej w południowych Włoszech do Polski z zaopatrzeniem dla Armii Krajowej.
Powyższe zdarzenie wpisuje się w historię lotów, jakie w 1944 roku podejmowali lotnicy polscy, brytyjscy, kanadyjscy i południowoafrykańscy, startujący z południowych Włoch do Polski z pomocą najpierw dla walczącej Warszawy, a później z zaopatrzeniem dla oddziałów Armii Krajowej. Te loty ze zrzutami nad Polskę były szczególnie niebezpieczne i trudne, piloci bombowców startujących z lotnisk we Włoszech z pełnym ładunkiem i paliwem mieli do pokonania w obydwie strony dystans ponad 2800 km, w tym ponad 10 godzin lotu nad terytorium wroga, który dysponował artylerią przeciwlotniczą, jednostkami nocnych myśliwców i systemami naprowadzania radarowego. Lotnicy mieli świadomość, że loty te są ekstremalne i niemal samobójcze, mimo to podejmowali ryzyko i lecieli z pomocą walczącej z okupantem Polsce, ponosząc przy tym ogromne straty w ludziach i maszynach. Mimo tego nie brakowało ochotników, którzy podejmowali się tej misji.
Tak samo było w dniu 16 października 1944 roku, o godz. 16.30 z lotniska Celone koło Foggi w południowych Włoszech wystartował bombowiec Consolidated B-24 „Liberator” nr KH-152 „F”, należący do 34 Dywizjonu Bombowego SAAF ( Południowoafrykańskie Siły Powietrzne). Jego zadaniem było dostarczenie zaopatrzenia w postaci broni, amunicji, lekarstw, umundurowania dla polskich oddziałów partyzanckich Armii Krajowej usytuowanych w rejonie Radomska.
W skład załogi Liberatora wchodziło 8 osób, w tym 5 Południowoafrykańczyków :
– d-ca porucznik James Arthur Lithgow ( I pilot)
– porucznik Keit Brennand MacWilliam ( II pilot)
– porucznik Evan Colbert ( nawigator)
– porucznik Graham C. Dicks ( radiotelegrafista)
– porucznik Samuel Isaak Fourie ( tylny strzelec)
uzupełnionych o 3 Brytyjczyków z RAF ( Królewskie Siły Powietrzne) :
– sierż Tom Myers ( bombardier)
– sierż Geoffrey Frederick Ellis ( strzelec)
– sierż. William Francis Cowan ( strzelec)
Początkowo lot odbywał się bez zakłóceń, jednak około godz. 20.30., gdy samolot zbliżał się już do Wisły, na wysokości 3100 m został on zaatakowany przez niemiecki nocny myśliwiec. Był to myśliwiec Junkers Ju-88 pilotowany przez Karla Maisha z 2 eskadry 100 pułku nocnych myśliwców Luftwaffe, stacjonującego na Górnym Śląsku. Według jego meldunku skutecznego zestrzelenia dokonał o godz. 20.34 w odległości 30 km na północny wschód od Tarnowa, pilotowany przez porucznika Lithgowa bombowiec rozbił się w miejscowości Łęg na terenie gminy Radgoszcz. Jak wynika z relacji dwóch uratowanych członków załogi, po zestrzeleniu załoga nie opuściła natychmiast samolotu, lecz próbowała ratować transportowany ładunek, wyrzucając go z płonącego samolotu, spowodowało to znaczne obniżenie lotu maszyny i skrócenie czasu na wyskoczenie i otwarcie spadochronów. W efekcie 3 członków załogi nie zdążyło wyskoczyć z samolotu przed jego rozbiciem, a 2 kolejnym nie zdążyły się otworzyć w pełni spadochrony. Pozostałych trzech uniknęło śmierci, szczęśliwie lądując z otwartymi spadochronami. Niestety jeden z nich dostał się do niemieckiej niewoli, natomiast dwóch lotników zdążyło się ukryć w lesie w Bukowcu koło Szczucina. Następnie zaopiekował się nimi polski ruch oporu.
W tym miejscu należy bliżej przedstawić sylwetki członków bohaterskiej załogi zestrzelonego Liberatora KH-152 „F”, którzy zginęli podczas tego lotu, niosąc pomoc walczącej Polsce praktycznie z końca świata, wystartowali bowiem prawie 1400 km od miejsca, do którego mieli dotrzeć, czyli z południowych Włoch, natomiast pochodzili z jeszcze o wiele dalej położonego kraju, bowiem z Republiki Południowej Afryki. Zginęli wtedy:
– porucznik James Arthur Lithgow, nr ewid. 79528V, lat 23, pochodził z Johannesburga w RPA (wtedy Związek Południowej Afryki), służył jako pilot w 34 Dywizjonie Południowoafrykańskich Sił Powietrznych, w dniu 26 sierpnia 1942 roku był jednym z dowódców wyprawy bombowej, która zatopiła na Morzu Śródziemnym włoski tankowiec „Prosperina”, płynący z zaopatrzeniem dla armii feldmarszałka Rommla w Afryce, miało to ważny wpływ na wynik bitwy pod Alamein w Zachodniej Saharze, za powyższe osiągnięcie został odznaczony Krzyżem D.F.C. ( Krzyż Wybitnej Służby Lotniczej) , z kolei w nocy z 10/11 września 1944 roku odbył pierwszy lot nad Polskę z pomocą dla powstańczej Warszawy, z którego wrócił szczęśliwie do bazy we Włoszech. Drugi lot nad Polskę w nocy 16 października 1944 roku był jego ostatnim. Po zestrzeleniu jego bombowca przez niemieckiego myśliwca i wyrzuceniu ładunku zdążył wyskoczyć ze spadochronem z płonącego już samolotu w rejonie Brzezówki, gmina Szczucin. Jego martwe ciało znaleziono na gruncie własności Władysława Szarka w Brzezówce. Było podziurawione od pocisków, z połamanymi nogami, ale jego spadochron był rozwinięty. Okoliczności jego śmierci budzą wątpliwości, czy został zastrzelony przez Niemców jeszcze w powietrzu podczas lądowania na spadochronie, czy też już po wylądowaniu jako rannego Niemcy zabili go po ściągnięciu z drzewa, na którym zawisł ze spadochronem. Po zabraniu jego dokumentów Niemcy pogrzebali zwłoki w miejscu jego śmierci, starannie usuwając wszelkie ślady zbrodni. Mieszkańcy na miejscu pochówku bohaterskiego pilota usypali mogiłę i opiekowali się nią do dnia ekshumacji.
– porucznik Keit Brennand MacWilliam, nr ewid. 117609V, lat 21, również pochodził z RPA, zdołał wyskoczyć z płonącego Liberatora, z uwagi jednak na niską wysokość jego spadochron nie zdążył się rozwinąć, spadł na grunt własności Szymona Dziekana w Brzezówce, ponosząc śmierć na miejscu. Jego ciało zostało znalezione dopiero następnego dnia, także jego dokumenty zabrali Niemcy. Zwłoki zostały pochowane w miejscu śmierci przez Władysława Knutelskiego ze Słupca i syna właściciela gruntu Bronisława Dziekana z Brzezówki.
– sierż William Francis Cowan, nr ewid. 1902826, lat 31, Irlandczyk pochodzący z Belfastu. Po rozbiciu się samolotu jego ciało zostało odnalezione na gruncie Kazimierza Łachuta w Brzezówce przez Polaków, którzy zabezpieczyli jego dokumenty ( niestety w późniejszym czasie te dokumenty zaginęły), a zwłoki pochowali w miejscu ich odnalezienia.
– natomiast dwaj Brytyjczycy sierż Geoffrey Frederick Ellis, nr ewid. 2207411 (strzelec) oraz sierż Tom Myers, nr ewid. 629511 (bombardier) ponieśli śmierć wewnątrz samolotu , ich zwłoki zostały odnalezione we wraku samolotu, który rozbił się na gruncie Franciszka Szczupaka w Łęgu. Tam też w miejscu rozbicia samolotu zostali pochowani przez mieszkańca wsi Franciszka Nogę. Szczątki rozbitego bombowca zostały rozebrane przez okolicznych mieszkańców i były przerabiane na różnego rodzaju narzędzia gospodarstwa domowego (motyki, siekiery, wiaderka), z materiału spadochronów, na których był zrzucony ładunek szyto koszule męskie. Niestety zawartość zrzuconych ładunków w zdecydowanej większości dostała się ręce Niemców, którzy z uwagi na bliski front stacjonowali w okolicznych domach i początkowo nie dopuścili mieszkańców do miejsca rozbicia samolotu. Do dziś w Muzeum Drogownictwa w Szczucinie przechowywana jest część kadłuba tego samolotu.
Grobami wszystkich poległych lotników po wojnie opiekowała się młodzież Koła Polskiego Czerwonego Krzyża przy Publicznej Szkole Powszechnej w Zabrniu. W maju 1947 roku kierownik szkoły Stanisław Krajewski powiadomił Powiatowy Oddział PCK o miejscu pochówku zestrzelonych lotników Liberatora. Przybyła na miejsce brytyjska komisja dokonała ekshumacji ciał wszystkich pięciu poległych lotników i przeniosła je do kwatery brytyjskich lotników na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, gdzie spoczywają do dziś.
Pozostali trzej członkowie załogi zdążyli wyskoczyć na spadochronach z płonącego samolotu i szczęśliwie wylądować. Ich losy potoczyły się jednak różnie.
– porucznik Samuel Isaak Fourie, Południowoafrykańczyk, pełniący funkcję tylnego strzelca, wylądował niefortunnie w rejonie folwarku Bukowiec w Lubaszu koło Szczucina, gdzie kwaterowało dowództwo niemieckiego pułku, w efekcie dostał się do niewoli. Nie do końca są znane okoliczności jego dostania się do niewoli, według jednej z wersji spadł w lesie i poszukując możliwości obmycia się i opatrunku udał się kierunku świateł okien folwarku, napotkał tam jednego z mieszkańców, który jednak nie rozpoznał go jako lotnika alianckiego i nie mogąc się z nim porozumieć uznał, że jest to Niemiec i skierował go prosto w ręce kwaterujących tam Niemców, którzy następnie przekazali go żandarmerii, która doprowadziła go do dowództwa dywizji. Dalszy jego los pozostaje nieznany.
Więcej szczęścia mieli pozostali dwaj Południowoafrykańczycy porucznik Evan Colbert nr ewid. 102502V, lat 30, pochodzący z Johannesburga i porucznik Graham Dicks nr ewid. 313340V. Wylądowali na spadochronach w lesie w Bukowcu i widząc poruszających się Niemców nie ruszali się z lasu, pozostając w ukryciu. Następnego dnia zostali oni odnalezieni przez miejscowy ruch oporu, jednego z nich znalazł napotkał osobiście komendant obwodu AK kapitan Franciszek Wiatr ps. „Duch” pochodzący ze Świdrówki, drugiego z lotników napotkał kapral Władysław Duda ps. „Sarna”. Jako tłumacz do znalezionych lotników został sprowadzony Szymon Dziekan z Brzezówki, który urodził się w Stanach Zjednoczonych, stąd znał język angielski z czasów swojego dzieciństwa. Ponieważ teren znalezienia lotników był mocno penetrowany przez patrole niemieckie, istniała pilna potrzeba ewakuowania i ukrycia uratowanych lotników. Rozkaz przygotowania odpowiedniej meliny otrzymał adiutant placówki AK „Stanisława” Jan Orszulak. Miał on przejąć lotników w punkcie kontaktowym na granicy lasu Skrzynka i Wólka Mędrzechowska, gdzie miał ich doprowadzić zastępca komendanta placówki AK Franciszek Dzięgiel ps. „Zygzak”. Przeprowadzenie lotników omal nie zakończyło się ich wpadką w ręce Niemców, podczas udawania się w wyznaczone miejsce ścieżkami leśnymi natknęli się niespodziewanie na patrol niemiecki, ponieważ było już za późno na wycofanie i ukrycie się poszli dalej przechodząc obok tego patrolu, który o dziwo nie zatrzymał ich, ani nie wylegitymował. Gdy się odwrócili po przejściu kilkudziesięciu metrów patrolu niemieckiego już nie było. Następnie do końca wojny uratowani lotnicy byli ukrywani przez Placówkę Armii Krajowej „Malwina” w miejscowościach Kanna i Bolesław, przechowani byli m.in. w dworku Krzysztofa Sroczyńskiego, w domu wójta Bolesławia Pawła Kochanka. Następnie w domu rodziny Hudyków, a potem u Tadeusza Babiarz ps. „Sodalis”. Ukrywanie ich było bardzo trudne, z uwagi na bliski front stacjonowało w tym rejonie dużo niemieckich wojsk i kilkakrotnie omal nie wpadli w ręce Niemców. Wraz z nimi było jeszcze ukrywanych dwóch pilotów amerykańskich z innego zestrzelonego bombowca. Po wyzwoleniu , które nastąpiło na terenie gminy Bolesław w styczniu 1945 roku porucznik Colbert dostał się do Odessy i stamtąd w marcu 1945 roku odpłynął statkiem do Wielkiej Brytanii. Z kolei porucznik Dicks dostał się do Moskwy i stamtąd samolotem w lutym 1945 roku poprzez Kair odleciał do Południowej Afryki. Tak szczęśliwie dla nich zakończyła się ich wyprawa lotnicza nad Polskę z pomocą dla walczącego z Niemcami polskiego ruchu oporu.
Uważam, że o bohaterskiej postawie lotników południowoafrykańskiego Liberatora KH-152 „F”, który rozbił się na terenie gminy Radgoszcz po zestrzeleniu przez niemieckiego myśliwca nie możemy zapomnieć, pamięć o nich powinniśmy przekazywać następnym pokoleniom. Dziś w miejscu, gdzie się rozbił nie ma praktycznie żadnych śladów świadczących o tym zdarzeniu, jest tylko mała tabliczka ukryta w zaroślach. Wydaje się , że informacje o ich bohaterskiej śmierci powinny być upamiętnione bardziej okazałą i widoczną pamiątkową tablicą i działania w tym celu należy jak najszybciej podjąć. Zwracam się również z apelem do Rady Gminy w Radgoszczy o nazwanie „Ulicą Lotników Liberatora” odcinka drogi łączącego skrzyżowanie ul. Witosa i Szkolnej z ulicą Okrężną w Radgoszczy-Łęgu, zwłaszcza , że droga ta przylega do miejsca katastrofy Liberatora. Należy dodać, że taka ulica o nazwie „Ulica Lotników Halifaxa” jest w Dąbrowie Tarnowskiej, upamiętniając bohaterską śmierć brytyjskich lotników lecących z pomocą powstańczej Warszawie, a zestrzelonego w okolicy Dąbrowy Tarnowskiej w nocy 4/5 sierpnia 1994 roku.
tekst i foto Andrzej Kupiec