Sesja: bolesne fakty o oświacie i „familia” z Oleśnickiej
Znacznie ciekawiej niż w powiecie (i pierwszy raz – w znacznie gorętszej atmosferze) przebiegały obrady miejskie. Radni opozycyjni chyba przejęli się naszym komentarzem, że w radzie miejskiej (w przeciwieństwie do powiatu) nie ma opozycji i zaczęli wychodzić z cienia – próbować udowadniać, że jednak istnieją i coś znaczą.
W widoczny sposób, po obu stronach sceny politycznej: tej mocnej „proPoczątkowej” z silnym przywódcą, i tej opozycyjnej – bez wyraźnego lidera, rozpoczęła się kampania wyborcza.
Z drugiej strony – po tak wyraźnej „wpadce” grupy rządzącej w gminie (jak ta z bezradnością wobec spraw GZGK i koalicyjnej radnej), która odbiła się szerokim echem i wywołała duże rozbawienie – koalicja „nadrabia punkty”. Za sprawą burmistrza i jego wyważonych, acz ironicznych wypowiedzi oraz kilku trafnych decyzji. Ale czy to wystarczy?
Poparcia może przysporzyć burmistrzowi np. decyzja w sprawie ul. Piłsudskiego (piszemy o tym poniżej), którą oklaskami nagrodzili przedstawiciele mieszkańców tej ulicy. Jako wprawny PR – owiec burmistrz odniósł się do zarzutów padających na radzie miejskiej ze strony opozycji (słaba gminna opozycja, zwłaszcza bez Andrzeja Buśko, nie ma z burmistrzem szans w starciu na argumenty) i zarzutów pojawiających się w nieprzychylnych burmistrzowi publikacjach.
O samej oświacie, której przygotowanie do roku szkolnego zaaprobowali radni, było niewiele. Poza tym, że dyrektor ZOSiP Marian Gajda na pytanie opozycyjnego radnego o przyczyny znacznego zmniejszenia liczby uczniów w najstarszym dąbrowskim liceum, odpowiedział bolesną dla wielu prawdą, którą potwierdzali mu uczniowie – wybierają tarnowskie szkoły m.in. z powodu atmosfery panującej zwłaszcza w „1”, która – dodajmy – wynika także z usilnego upolityczniania takich instytucji jak szkoła czy szpital. Otrzymał za to gromkie brawa przede wszystkim od dyrektorów placówek oświatowych, których nie brakowało na sesji.
Walka polityczna pod publikę (czytaj: pod wybory) rozgorzała tak naprawdę w drugiej części obrad, w której Jacek Sarat dowodził, że SGZOZ jest w tragicznej sytuacji, a burmistrz i nowy dyrektor tej placówki dementowali te spostrzeżenia. „Tragifarsą” zaś można by określić przepychankę słowną między starostą, który przybył gościnnie na obrady miejskie, a Tadeuszem Gubernatem o ulicę Oleśnicką, w sprawie której radny wysłał pismo także do gminy. Nie chodzi bynajmniej o meritum sprawy. Starosta i radny udowadniali sobie nawzajem, że nie wiedzą przy jakiej ulicy mieszkają, a potem zaczęli się „licytować”, czyja „familia” mieszka w tych okolicach: Kwiatkowskiego czy radnego powiatowego Prawa i Sprawiedliwości – Lesława Wieczorka. Takiego gromkiego śmiechu wszystkich zgromadzonych nie pamiętają chyba najstarsi bywalcy sesji…
Kampanię wyborczą czas zacząć…
Kampania wyborcza w wykonaniu burmistrza jest spokojna, wyważona i nie opiera się na atakach przeciwników politycznych, przynajmniej bezpośrednich i rzucających się w oczy na sesji. Nie wiadomo jednak, jak potoczy się dalej, i jak to wygląda „zakulisowo”. Na razie Stanisław Początek po prostu wymienia inwestycje, które zostały już zrealizowane, trwają, i te, które są jeszcze w planach. I tak burmistrz pochwalił się siłowniami zewnętrznymi obok Centrum Konferencyjno – Sportowego oraz podobnymi w parku miejskim. W tym drugim przypadku siłownie zostaną jeszcze dodatkowo oświetlone. Gminie udało się pozyskać na ten cel fundusze, które – w znacznej części – pokryły inwestycję.
Stanisław Początek chwalił się również dotychczasowym wykonaniem budżetu, który jest realizowany zgodnie z planem.
Radni aktywni przed wyborami
Magdalena Ryczek, która rzadko zabiera głos na sesji, tym razem się uaktywniła. Radna wystąpiła w obronie mieszkańców ulicy Piłsudskiego i Zagumnie, którym życie utrudnia sąsiedztwo. Magdalena Ryczek apelowała, by „sprawę postawić konkretnie i stanowczo”. Mieszkańcy wnioskowali, a właściwie nawet prosili, zmęczeni przedłużającą się sytuacją, o uwzględnienie w budżecie wydatków na przejęcie spornej drogi. Okazuje się, że jeden z wielu spadkobierców kawałka drogi ma utrudniać sąsiadom życie – przynajmniej tak pisali wnioskodawcy. „Trudne” sąsiedztwo uniemożliwia remonty drogi, a te prowizoryczne ma niszczyć. Złożyli nawet pismo, że nie życzą sobie żadnych remontów drogi.
Mieszkańcy informują, że przy tej ulicy mieszka człowiek chory na SM, który wymaga czasem pomocy. Podczas jednej z takich akcji karetce spieszącej do chorego urwało się zawieszenie. Sanitariusze, brnąc w błocie po kostki, biegli do pacjenta. Uciążliwi sąsiedzi – jak czytała radna – mieli też wzywać policję po każdej próbie poprawienia stanu drogi i utrudniać przejście. Mieszkańcy wnioskują więc o wywłaszczenie i nabycie tego terenu, gdyż gminie dotąd nie udało się tego dokonać polubownie.
Wniosek złożony przez Magdalenę Ryczek poparły też dwie inne radne: Józefa Borowska – Marciniak i Barbara Trzpit.
Radna Józefa Taraska zadała pytanie, ale tradycyjnie nie było jej słychać. Nie było słychać także innych jej wystąpień podczas rady miejskiej. Ten problem dotknął nie tylko jej, ale też innych radnych, co oznacza, że nagłośnienie na sali obrad skutecznie utrudnia odbiór treści przez zaproszonych gości.
Pytali również: Jacek Sarat, Tadeusz Gubernat i Tomasz Budyn.
„Przegląd prasy” w wykonaniu radnych
Czy pomysłem opozycji na kampanię wyborczą na sesji jest „przegląd prasy”? Wątek miejsca gminy w określonych rankingach i naboru do szkół ponadgimnazjalnych (należący, notabene, do zmartwień powiatu a nie gminy) jest żywce zaczerpnięty z publikacji mediów lokalnych. Radni udowodnili więc, że są na bieżąco z przeglądem prasy.
O populizm „zahaczył” Andrzej Giza:
– Czy wraz z przeniesieniem Pani minister (Elżbiety Bieńkowskiej – red.) do Brukseli, obwodnica Dąbrowy też wyjechała do Brukseli?
Radny pytał też o lekarzy – emerytów pracujących w SGZOZ. To akurat rzeczywiście jest bolączką – niekoniecznie populistyczną, a jak najbardziej realną, podmiotów medycznych w mieście. Giza chciał się dowiedzieć również, dlaczego – jego zdaniem – SGZOZ zaprzepaścił pieniądze z NFZ na kontrakty stomatologiczne.
Józef Lizak, równie populistycznie, ale znacznie gorzej stylistycznie, usiłował dopytywać o wyniki gminy w rankingach, posiłkując się doniesieniami medialnymi. Radny pytał, dlaczego gmina Dąbrowa Tarnowska, w piśmie samorządu terytorialnego „Wspólnota”, jest prawie na samym końcu.
Również Stanisław Król jest na bieżąco z przeglądem prasy:
– Co się stało z młodzieżą, która skończyła gimnazjum? Wyjechała do Londynu czy do Dublina, że w starym liceum (LO nr 1 – red.) są tylko dwie klasy?
Bolesne fakty o szkołach
Tutaj do sprawy odniósł się dyrektor ZOSiP Marian Gajda. Nikt się chyba nie spodziewał tak trafnej przemowy, wycelowanej m.in. wprost w różne osoby, które przyczyniły się do takiego stanu rzeczy. Oberwało się dyrektorom szkół i nauczycielom. Ale to oni najgłośniej klaskali po odpowiedzi Gajdy, choć można się spodziewać wielu niezadowolonych (zapewne polityków), którzy nie będą go za to chwalić:
– Pytanie dotyczy młodzieży ponadgimnazjalnej – to nas nie dotyczy. Każda szkoła zabiega na własną rękę, żeby mieć jak najlepszy nabór. Wpływu nie ma na to radny. Od wielu, wielu lat sygnalizowałem ten problem naszym dyrektorom. Mniej więcej półtora klasy uczniów od nas jest w Tarnowie – to są najlepsi uczniowie. Ja podpowiadałem dyrektorom, żeby prowadzili taki nabór, żeby się starali. Dopóki było dobrze dyrektorka jedna, druga były zadowolone i przespali ten czas, gdy można było coś zrobić. Ja ten problem już wcześniej przewidywałem. Prawie każdy z 16. uczniów, którzy otrzymali nagrody burmistrza za wybitne osiągnięcia w nauce, idzie do Tarnowa. Jak się ich pytałem, dlaczego idą do Tarnowa, to powiedzieli: „bo tu jest taka atmosfera” (…). Nauczyciele muszą się zastanowić nad tym. Dyrektorzy szkół też. Od czego zacząć? Od atmosfery w szkole! Nie można udawać, że ta atmosfera przedtem była wspaniała, a teraz jest zła. Cały czas była fatalna. Ilu nauczycieli tam uczących daje swoje dzieci do dąbrowskich szkół? Nawet dyrektorki posyłają swoje dzieci do Tarnowa. Jaki dajemy przykład? Zastanówcie się, kogo chcecie uczyć tu, i jak… Najlepsi uczniowie uciekają do najlepszych. Oni mówią, że nie mają co tutaj robić… – mówił Marian Gajda.
To nie my zapomnieliśmy o Oleśnickiej
Starosta odniósł się do listu Tadeusza Gubernata w niemal identycznych słowach (choć znacznie mniej zręcznie) jak burmistrz.
– Co komu przychodzi na myśl, że jest zapomniana ulica Oleśnicka. Ulica Oleśnicka jest bardzo dobrze zadbana. Nie chciałbym, aby formułować takie wnioski do wyborców. Mieszkańcy mówią, że nie wiedzieli, co podpisują, że to było pismo o kanalizację. Ja na ulicy Oleśnickiej mieszkam i wiem, jak tam jest. – mówił Tadeusz Kwiatkowski.
Tadeusz Gubernat – „święty na Oleśnickiej”; i kto „torpedował” nazwanie ulicy
– To Pan torpedował tę ulicę w Komisji Nazewniczej. W trzech stronach świata jest drogowskaz „Oleśnicka”. Chodnik jest tylko do Energetyki. Końcówka jest nieoświetlona. Proszę tu nie wprowadzać publiczności w błąd, że wszystko jest oświetlone. (…) Jest to kłamstwo, które tu Pan próbuje powiedzieć. Niech się Pan wstydzi tej wypowiedzi. – pouczał Kwiatkowskiego Tadeusz Gubernat.
Przepychanki słowne między radnym a starostą były obliczone na sprowokowanie drugiej strony. Udawało się, gdyż Kwiatkowski i Gubernat zarzucali sobie kłamstwo. Temperatura sporu rosła i chociaż nie było tego słychać po tonie głosu, to radny i starosta działali na siebie jak czerwona płachta na byka. Tadeusz Kwiatkowski powiedział nawet o swoim imienniku w radzie miejskiej – „Pan jest święty na ulicy Oleśnickiej”.
– Odnośnie nazwy, to Pan torpedował nazwę tej ulicy. To z Pana opcji był człowiek w Komisji Nazewniczej. To jest pokazywanie pod publikę, jaki Pan jest święty na ulicy Oleśnickiej. Nawet nie wie Pan, do kogo kierować te Pańskie postulaty. Należy wiedzieć najsampierw, gdzie zgłaszać te postulaty, a potem je do kogoś kierować – Kwiatkowski nie pozostał dłużny Gubernatowi.
„Pan nie wie, gdzie Pan mieszka” – ciąg dalszy sprawy ulicy Oleśnickiej
Na kłótnie starosty i radnego zareagowała Magdalena Ryczek, która została powołana do pracy w tejże komisji (jak wszyscy jej członkowie – na „przymusowego” ochotnika), a dotknęły ją komentarze przedmówców. Dowodziła, że Kwiatkowski i Gubernat mówią o czymś, o czym nie mają pojęcia, gdyż nawet nie zapoznali się z raportem komisji na temat ulic.
– Niepotrzebne było to poruszanie sprawy Komisji Nazewniczej. Nie jest mi przyjemnie słuchać takich zarzutów. Żaden z Panów nie pracował w tej komisji, a wydajecie opinie o naszej pracy. Trzeba się było najpierw zapoznać z wynikami pracy komisji, poczytać raport z przebiegu prac – mówiła Magdalena Ryczek.
Kiedy już radny i starosta odpuścili sobie Komisję Nazewniczą, skupili się na próbach ośmieszania się nawzajem. Zaczęło się od tego, że… nie wiedzą, przy jakiej ulicy mieszkają. Który z nich mieszka przy Oleśnickiej, a który przy Oleśnickiej bocznej? Oto jest pytanie wprost na obrady rady miejskiej.
– Pan radny Gubernat nawet nie wie, przy jakiej ulicy mieszka – atakował ironicznie Kwiatkowski.
– To Pan też nie wie, że tam takiej ulicy nie ma! – przekonywał Gubernat.
Trudno jednak było przewidzieć, że dyskusja obierze taki kierunek – radny i starosta zaczęli się licytować, czyja „familia”… mieszka przy ulicy Oleśnickiej.
Zagadka sesyjna (przedwyborcza): czyja „familia” mieszka przy ulicy Oleśnickiej?
– Trzy budynki to jest Pana familia. Żeby nie było politycznej sprawy. – ironizował Tadeusz Gubernat.
– Wszyscy mi przypisują nie moją familię. A to jest familia nie moja, tylko Pana Lesława Wieczorka z PiS – u. Pan redaktor już tam na Oleśnickiej był. Myślę, że Pan też tam był – zaatakował starosta.
Kwiatkowski zdementował rewelacje pojawiające się m.in. pod jednym z naszych artykułów, że p. o. dyrektora szpitala Łukasz Węgrzyn jest jego rodziną. Poinformował, że to rodzina radnego powiatowego Lesława Wieczorka z Prawa i Sprawiedliwości.
W sytuacji nie do pozazdroszczenia musi być Łukasz Węgrzyn, któremu – po pierwsze – przypisuje się publicznie jakieś koligacje rodzinne (któreś z nich są prawdziwe, pytanie czy aby nie oba?), a tym samym – w podtekście – również polityczne (gdzie dyrektorowi bliżej: do PiS – u czy PSL – u?). Czy któryś z wymienionych polityków obawia się przyznać do niego (i do pozostałej „familii” z ulicy Oleśnickiej)? Po drugie – ofiarą tego sporu staje się rodzina starosty/Wieczorka (?), gdyż niepotrzebnie upublicznia się ją na sesji. Czy „licytowanie się” rodzinami stanie się stałym elementem kampanii wyborczej, i do jakiego poziomu zmierza ta kampania – okaże się już 16 listopada.
Głośny śmiech wśród zgromadzonych wywołały jednak – przywołane przez starostę – „wizyty Pana redaktora” na ulicy Oleśnickiej. Tadeusz Kwiatkowski, zaprawiony w powiatowych „bojach” między koalicją a opozycją nie daje tak łatwo za wygraną.
Początek nagrodzony brawami przez mieszkańców Piłsudskiego i byłą radną
Przed wyborami trzeba pokazać, że pomaga się mieszkańcom rozwiązywać najtrudniejsze nawet problemy – jak te zasygnalizowane w piśmie mieszkańców ulicy Piłsudskiego. Przyznać należy, że próby tej pomocy (nieudane ze względu na poważne przeszkody prawne) rozpoczęły się długo przed kampanią wyborczą. Ale sukces można „odtrąbić” a właściwie „wyklaskać” na przedostatniej prawdopodobnie sesji przed wyborami. Burmistrz Początek otrzymał oklaski od przedstawicieli mieszkańców ulicy Piłsudskiego (a wśród nich dawnej radnej, a obecnie dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Dąbrowie Tarnowskiej, Anny Fido).
– Szkoda tych ludzi, którzy tam mieszkają. Jeżeli droga sądowa nie przyniosła skutku, została nam tylko jedna droga – wywłaszczenie na cel publiczny, na rzecz gminy, za odszkodowanie. Nie naszym zmartwieniem jest ustalenie tych ludzi, gdyż na 10 lat zakłada się konto depozytowe, i stamtąd ci wszyscy właściciele będą mogli pobierać pieniądze, a jak nie pobiorą, to potem przejdą te pieniądze na skarb państwa. A szkoda by było, żeby z nich nie skorzystali, bo to gmina płaci. Ta sprawa będzie załatwiona. To nie oznacza, że w 2015 r. już będzie asfalt, bo procedura jest bardzo długa, ale jeśli nie zrobi się tego pierwszego kroku, to sprawa się sama nie rozwiąże – deklarował burmistrz.
Burmistrz wyjaśniał również, czy Elżbieta Bieńkowska zabrała ze sobą do Europarlamentu dąbrowską obwodnicę (jak to ujął radny), czyli – innymi słowy – czy Dąbrowa doczeka się wreszcie realizacji tej inwestycji. Przypomnijmy bowiem, że nawet znacznie mniejszy i mniej liczący się ośrodek jak Lisia Góra, ma już pozytywną decyzję w tej sprawie, a GDDKiA w dalszym ciągu lekceważy dąbrowski samorząd lokalny. Burmistrz przed wyborami nic już w tej kwestii nie obiecuje. Za wiele razy sam się zawiódł na ministerialnych obietnicach.
– Nasze starania na temat obwodnicy nie przepadły całkowicie. Przygotowywany jest dokument, że pod koniec września ma być w tej sprawie decyzja finansowa. Ja uwierzę w to, jak przeczytam dokument i załącznik do niego nr 7, bo 6 już było i tam się nie znaleźliśmy. Nas wszystkich powinno ucieszyć, jeżeli tak się stanie. Daję przykład urzędniczego optymizmu – mówił burmistrz.
Burmistrz dementuje – czyli słowne „sprostowanie”
Nie będzie łatwo opozycji w gminie także dlatego, że mają za przeciwnika bardzo zręcznego PR – owca, doświadczonego urzędnika z 20 – letnim stażem pracy na jednym „stołku” i człowieka, który potrafi dementować różne doniesienia z łatwością. Zawsze w taki sposób, by wyszło na korzyść samorządu.
Przeciw sobie ma słabą i mało sprawną opozycję, osłabioną tym bardziej po usunięciu Andrzeja Buśko. Słabość opozycji ogołocił z całą bezwzględnością przypadek radnej i jej wytężonej pracy – w ostatnim roku – na rzecz GZGK. Nawiązując także do tej samej radnej i jej, szeroko komentowanego, sprostowania można zauważyć, że burmistrz też stosuje instytucję „sprostowania”. Tyle tylko, że w formie monologu – z uwzględnieniem argumentów, logicznie i spokojnie. Burmistrz deklaruje gotowość do polemiki.
Stanisław Początek bardzo krytycznie odniósł się do pisma Tadeusza Gubernata.
– Naprawdę nie chciałbym, by wmawiać ludziom, że gmina zapomniała o Oleśnickiej. Jeżeli ktoś zapomniał, może się teraz zreflektował, to na pewno nie my. Chciałbym, żeby nie mówić tego, co jest nieprawdą. – apelował burmistrz.
Burmistrz zdecydował się odpowiedzieć na publikacje „Prawdę Mówiąc”. Nie bezpośrednio, ale jednak.
– Proszę Państwa, ja też czytam rankingi – burmistrz odniósł się do zapytania radnego – i staram się czytać ze zrozumieniem. Czytam prestiżowe rankingi ogólnopolskiej prasy – „Gazety Prawnej” i „Rzeczpospolitej”, i czytam również naszego dwutygodnika samorządowego „Wspólnota”. Wg „Rzeczpospolitej” znaleźliśmy się w tzw. „złotej setce samorządów” na kilka tysięcy samorządów polskich. Może dla kogoś to jest „piasek w tryby”, ale trudno – dodał ironicznie Początek. – Ja się sam tak wysoko nie sklasyfikowałem. Jest coś ogólnopolskie – żeby tego nie porównywać – burmistrz tłumaczył różnice między ogólnopolskimi, opiniotwórczymi mediami, a samorządowymi pismami, i wyjaśniał odmienność wybranych do porównania kryteriów – Jest też ranking Związku Powiatów Polskich – w nim gmina od wielu lat mieści się w pierwszej 10. na 2, 5 tys. gmin. Jeżeli ktoś potrafi być wyżej – życzę powodzenia. Czytelników zasypuje się różnymi rankingami, a jeszcze lokalnie się to próbuje po swojemu interpretować. Czy ja tu przez te 20 lat mówiłem, że jesteśmy gminą bogatą? Nie! Ale jesteśmy oszczędni i gospodarni – i to wychodzi w rankingach. Ale proszę wziąć inny ranking, o którym komuś nie chce się napisać, bo by musiał o samorządzie napisać dobrze, a lepiej jest pisać źle – bo tak jest dialektycznie. Nie wiem, co chcą autorzy wmówić, że co? Że mówiłem, że jesteśmy bogaci, a nie jesteśmy??? Nigdy tak nie mówiłem. Gmina jest rolnicza, (…) nie ma kopalni odkrywkowej, złóż, (…) nie leży koło Warszawy, gdzie są bogatsze samorządy. Nie boję się stanąć do debaty na temat rankingów – potrafię je interpretować. Jeżeli ktoś błądzi, źle to interpretuje, to mu współczuję – to nie jest łatwe zadanie. Te ogólnopolskie rankingi wychodzą dla nas korzystnie – nic na to nie poradzę. – ironizował burmistrz – To nie tylko moja zasługa. Mamy dobry skład rady, że nie mamy kłótni, żeby jakąś gminę utrącić.
W jakiej kondycji jest SGZOZ?
Stanisław Świętek, nowy dyrektor SGZOZ, który objął stanowisko po Władysławie Wcisło, odniósł się do pytań radnych dotyczących kontraktu na stomatologię dla przychodni oraz pracujących lekarzy z uprawnieniami emerytalnymi.
– Ogólne zasady kontraktowania określa ustawa. W Dąbrowie są trzy podmioty świadczące usługi stomatologiczne – dwa niepubliczne i nasz publiczny. Dostaliśmy środki na jeden etat stomatologa, a specjalistyka rządzi się innymi prawami. U nas jest dwóch stomatologów. Do wcześniejszego zarządzania przychodnią się nie odniosę. Jeżeli chodzi o szkolenia – już są ogłoszone: ktoś z pracowników podejmie i ja sam skorzystam też. W tej chwili jest ciężko pozyskać nowych lekarzy do placówki. Prowadziłem już rozmowy z dwoma lekarzami; będą jeszcze dyskusje na ten temat. Jest również ogłoszenie na naszej stronie, na stronie gminy i na stronie Izby Lekarskiej. W dalszym ciągu restrukturyzacja trwa. Nastąpiło też oddzielenie Radgoszczy od naszych struktur – mówił Stanisław Świętek.
W sprawie SGZOZ – u pytanie zadał Jacek Sarat, który uważa, że sytuacja Zakładu jest fatalna i przychodnia zmierza ku upadkowi.
– Dzisiaj to, co się dzieje zagraża funkcjonowaniu tej placówki. Te parkingi, które tak szybko musieliśmy budować 4 lata temu, a które były zawsze wypełnione, są już niepotrzebne. Nie ma lekarzy, lekarze odchodzą. Zawsze pytaliśmy, czy w czymś mamy pomóc dyrektorowi (Władysławowi Wcisło – red.). Zawsze mówił, że daje sobie radę. Dziś przychodnia jest w stanie krytycznym. To, co się dzieje to jest też, poniekąd, nasza wina. Myślę, że razem znajdziemy jakieś rozwiązanie. Myślę, że wyjaśnimy to na kolejnej sesji – apelował Jacek Sarat.
Sprawę natychmiast, spokojnie i zdecydowanie, zaczął dementować burmistrz.
– Nie możemy teraz tak tego zostawić, że przychodnia jest w stanie krytycznym. Przedtem był Pan specjalistą od długości dachu na szkole (nawiązanie do pytania radnego – red.) teraz widzę, że jest Pan specjalistą od sytuacji SGZOZ. Nie jest prawdą, że SGZOZ jest w jakimś stanie krytycznym! Jeżeli 16 tysięcy mieszkańców zapisanych po odejściu Radgoszczy, to jest stan krytyczny, to jak jakaś przychodnia ma 3 tysiące, to jest w stanie przedkrytycznym? A wiele takich przychodni jest. Proszę porównać z Radgoszczą, Żabnem. Najpierw zapoznajmy się z faktami, a potem możemy się wypowiadać. Jeżeli chodzi o stomatologię, potrzeby mieszkańców są zabezpieczone. W Dąbrowie jest jeszcze Pani dr Zdanowska („Unident”) i na Spadowej 6 – Pani dr Surowiec (córka dr Maciąg). Jeżeli nie mamy tyle punktów, to trudno – tamte przychodnie przyjmą, bo też mają kontrakty z NFZ, i mieszkańcy są zabezpieczeni. Nie jest źle. Dyrektor poprzedni i obecny cały czas szuka lekarza rodzinnego. Nie jest z tym łatwo. Ale proszę zobaczyć, ile pacjentów ma dr Kulik, dr Wielusinski czy dr Siudziński. Ta wypowiedź jest nieprawdziwa. My nie twierdzimy, że wszystko, co robił Pan dyrektor było idealne. Mimo wszystko przeprowadził tę przychodnię obronną ręką przez okres transformacji. Słuchajmy jednym i drugim uchem. Wykorzystujmy wszystkie narządy, przede wszystkim rozum, do oceny sytuacji, a nie wydawajmy pochopnych opinii. Dopóki to jest 16 tys. populacji, to ta publiczna struktura się sprawdza. Część z nich się wypisało, bo myślało, że w niepublicznych będzie lepiej, że nie będzie kolejek, że będzie na każdą minutę. A teraz wracają, bo było dużo gorzej niż w naszej przychodni. Przecież przychodnia nie przyniosła żadnych strat. Zanim wypowiemy na forum publicznym takie słowa, to bądźmy uprzejmi zasięgnąć opinii – dementował burmistrz.
Doniesienia radnego, że z SGZOZ – em jest źle, dementował też dyrektor tej placówki. Wyjaśniał, jak dużo badań, w stosunku do innych placówek, przychodnia wykonuje pacjentom dzięki własnej analityce, która okazuje się tańsza, niż zamawianie analiz z zewnątrz.
– Stan finansowy nie jest wcale krytyczny. My mamy własną analitykę. Dla porównania: my oferujemy 134 rodzaje badań (większość własnych, mała część zakupionych – red.), a Żabno kupuje (bo nie ma własnej analityki) 68 typów badań. Z tych badań, które oferuje Żabno, ponad 2/3 u nas jest tańsze (zwłaszcza jeżeli chodzi o te droższe, bardziej zaawansowane badania – u nas one wychodzą taniej). Jestem zdania, że lepiej żeby lekarz zlecił o dwa badania za dużo, niż jedno za mało. W większości przypadków niepubliczne ZOZ – y w kraju się nie do końca sprawdzają. Ja się cieszę, że ten SGZOZ jest publiczny, a nie prywatny. – tłumaczył Stanisław Świętek.
– Nie zabierajmy głosu w takich dyskusjach, że oszczędzamy na zdrowiu – sugerujemy oszczędzanie – apelował przewodniczący rady miejskiej.
– Chciałam podziękować Panu Wciśle i Panu Świętkowi, że wykonują jak najwięcej badań. Tam są długoletni pracownicy, w tej przychodni. W dobie „zagłębia bezrobocia”, jakim jest Dąbrowa, trzeba każde miejsce pracy szanować – mówiła Barbara Trzpit.
Jacek Sarat, inicjator dyskusji o SGZOZ, która wywołała taką burzę i natychmiastowe dementi Początka, poczuł się urażony przede wszystkim wypowiedzią burmistrz, a słowa przewodniczącego odczytał jako próbę ucięcia dialogu, a rozpoczęcia kampanii wyborczej.
– Jak już kampania wyborcza się zakończy, to ja się wypowiem, bo teraz czynimy sobie tylko złośliwości. My nie czytamy nic, my nic nie znamy, nie wiemy. Jestem zaszokowany pierwszą częścią Pana wypowiedzi, Panie burmistrzu. – mówił radny.
Ula Skórka