Jan Pospieszalski w Tarnowie
Zagrał na gitarze, zaśpiewał przeboje Czerwonych Gitar, zaprezentował interesujące etiudy filmowe o zapomnianych bohaterach Solidarności i opowiedział o tym zrywie wolnościowym inaczej, niż zwykło się mówić. Spotkanie z Janem Pospieszalskim – znanym dziennikarzem i publicystą – zgromadziło w Sali Lustrzanej tylu tarnowian, że miejsca siedzące były już tylko… na podłodze.
Spotkanie tarnowian z Janem Pospieszalskim trwało ponad dwie i pół godziny, a dziennikarza przywitała i pożegnała burza oklasków. Pospieszalski potrafił zjednać sobie przychylność tarnowian.
Organizatorzy zachęcając do spotkania w Sali Lustrzanej tak zapowiadali swojego gościa:
Są w Rzeczpospolitej ludzie nietuzinkowi. Ludzie, którzy swoim życiem, swoją pracą, będącą w istocie pasją, zadają kłam powszechnie obowiązującym mniemaniom i stereotypom. Do grona tych szczególnych ludzi należy Jan Pospieszalski. Człowiek wielu pasji, wśród których szczególną rolę zajmowała i zajmuje muzyka. Dziś przede wszystkim publicysta wrażliwy na wszelkie przejawy dysharmonii i dysonansu w życiu społecznym i politycznym. Jego programy publicystyczne, szczególnie zaś „Warto rozmawiać” , przełamały dotychczasowy model debaty zdominowanej przez tak zwany „salon”. Zaś film, jaki nakręcił wraz Ewą Stankiewicz pod tytułem „Solidarni 2010” stał się dla wielu Polaków impulsem wyrywającym ich z głębokiego letargu.
Znany z polemicznego programu publicystycznego w TVP Jan Pospieszalski na spotkaniu z tarnowianami potwierdził to, co zapowiadano w zaproszeniu i udowodnił, że jest „człowiekiem wielu pasji”. Przywiózł nawet ze sobą… gitarę, z której zresztą kilkakrotnie korzystał.
Już na kilkanaście minut przed spotkaniem na Sali Lustrzanej zabrakło wolnych miejsc (a nawet dodatkowych krzeseł), za co organizatorzy, już na wstępie, przeprosili. Główny organizator spotkania – prof. Włodzimierz Bernacki (PiS) – zapowiedział Pospieszalskiego jako „jednego z największych krytyków tego stanu rzeczy, który mamy teraz w Polsce, krytyka tej rzeczywistości społecznej”. Pospieszalskiego przywitały gromkie brawa zanim jeszcze wszedł na salę.
– Ja dziś, być może na przekór wszystkiemu, będę się starał powiedzieć coś pozytywnego – zapowiedział dziennikarz.
Ci, którzy oczekiwali spotkania stricte politycznego mogli poczuć się zawiedzeni, bo wątków politycznych było mniej niż patriotycznych i historycznych. Pospieszalski więcej uwagi poświęcił patriotyzmowi i postawom Polaków niż odwołaniom do współczesnej rzeczywistości politycznej.
Opowiadał głównie o fenomenie Solidarności, widzianym jednak od nieco innej strony niż w oficjalnych przekazach. Nie z perspektywy Wałęsy i Jego otoczenia, ale tzw. „Gwiazdozbioru”, czyli ludzi skupionych wokół małżeństwa Gwiazdów. Wymieniał działaczy solidarnościowych, którzy – jak mówił – mimo zasług dla wolności zostali zapomniani, nigdy nie sięgali po ordery, a teraz „w nagrodę” otrzymują najniższe emerytury w przeciwieństwie do tych, którzy służyli tamtej władzy. Nie zabrakło również wątków smoleńskich.
– Aparat państwa nie był w stanie nie tylko zapewnić bezpieczeństwa prezydentowi państwa, ale nie był nawet w stanie godnie pochować ciał – powiedział w odniesieniu do niedawnej ekshumacji ciała Anny Walentynowicz – Nie wiem, co czuje Pan Janusz Walentynowicz? Co się dzieje w duszy człowieka, który po dwóch latach musi przeżywać, to co przeżywa?
Historia Anny Walentynowicz stała się punktem wyjścia, początkiem opowieści o „twarzach” Solidarności – tych mniej znanych, mniej oficjalnych, a jak twierdzi dziennikarz – bardziej zasłużonych dla Polski i przez to zapomnianych.
– Anna Walentynowicz stoi u źródła, w centralnym punkcie pewnego niesamowitego procesu, który później przerodził się w potężny ruch, który – nie bójmy się tego powiedzieć – zmienił kształt Europy. Fenomen i wielka siła Solidarności została potwierdzona wprowadzeniem Stanu Wojennego. Ponieważ „sztuczki ubeckie” nie zadziałały, trzeba było w końcu wyprowadzić wojsko na ulicę – opowiadał Pospieszalski.
Dziennikarz nawiązał również do postaci lewicowego intelektualisty, który badał i zafascynował się fenomenem Solidarności. – Solidarność była najpiękniejszym doświadczeniem ludzkości drugiej połowy XX wieku. Nigdy i nigdzie nie spotkałem takich pięknych ludzi, jak ludzie Solidarności – miał powiedzieć francuski socjolog Alain Touraine.
Jan Pospieszalski chciał odpowiedzieć na pytanie: „na ile doświadczenie Solidarności może nam pomóc coś zmienić?” Stąd, oprócz interesującego „wprowadzenia”, publicysta zaprezentował także krótkie, równie ciekawe, etiudy filmowe przedstawiające kilka „portretów” ludzi mało znanych, a zasłużonych dla tego ruchu. Filmy zrealizowane przez niego i Ewę Stankiewicz miały być pewną formą „kampanii społecznej” emitowanej kilka razy w telewizji. Miały być, bo jak twierdzi, zostały pokazane tylko raz i „schowane do szuflady”.
Zanim jednak rozpoczął prezentację filmów zrealizowanych dla TVP, „przemycił” kilka dygresji związanych z tematem głównym. Wszystkie dotyczyły, pośrednio lub bezpośrednio, postaw patriotycznych Polaków.
Rozpoczął od tzw. Rajdu Katyńskiego.
– Godzinę temu wrócił do Warszawy Rajd Katyński. O co chodzi? Jak to w ogóle jest możliwe? Na całym świecie tacy motocykliści to raczej gangsterka, łobuzerka. Kontrkulturowa sytuacja. I biało – czerwona flaga na siedzeniu… Dbają o historię. Jadą upamiętniać ofiary Katynia, Bykowni… Kontrkulturowy entourage, a w sercu coś innego. – mówił Pospieszalski – Bardzo podobne doświadczenie przeżyłem kilka lat temu, że mogłem grać z Sewerynem Krajewskim w Czerwonych Gitarach. I była jedna piosenka, że cała sala wstała i wysłuchała utworu wyciągając zapalniczki i urągając bezpieczeństwu przeciwpożarowemu. Chodzi o piosenkę pt. „Biały Krzyż”, którą Pospieszalski zaśpiewał tarnowianom grając przy tym na gitarze.
– To moje zdumienie wciąż trwa. Autorem piosenki jest Krzysztof Klenczon. Jego ojciec – Czesław Klenczon należał do Żołnierzy Wyklętych – poinformował dziennikarz. – Harleyowcy, kibice, bitnicy upominają się o pamięć, o historię. Możemy utyskiwać, narzekać, ale mamy skarb, którego nieraz nie dostrzegamy. „Przestrzeń”, którą wewnątrz nosimy, depozyt, który mamy w sobie. W związku z tym, że to jest tak piękne i tak silne, to nie wszystkim się to podoba. Jesteśmy obszarem, na którym prowadzona jest regularna wojna. Wojna psychologiczna. Jej wyniki, zwycięstwo jest odroczone w czasie, ale bardzo opłaca się ekonomicznie – powiedział Jan Pospieszalski i przywołał książkę Władimira Lisiczkina dotyczącą wojny psychologicznej. Publicysta wymienił i objaśnił niektóre elementy tej walki, a wśród nich: wojnę historyczną i „językową”.
Ta pierwsza polega na „relatywizacji, lub przemilczaniu dokonań bohaterów, a wywyższaniu kanalii”.
– Komu zależy, żeby nie WF, ale historię eliminować z programów nauczania w szkole? – pytał dziennikarz.
Drugi element, to wojna „językowa” – czyli takie dobieranie pojęć, by kreowały rzeczywistość w określony sposób. Jako przykład Pospieszalski przywołał swoje spotkania z uczniami.
– Nikt nie wie, co to są Wydarzenia Grudniowe, ale jak mówimy: Zbrodnia w Jedwabnem, to nagle wszyscy wiedzą, co to jest. Bo taka jest narracja. Andrzej Przewoźnik znalazł na miejscu naboje niemieckie, ale nikt o tym nie mówił. Mówimy: Obrona Częstochowy, Cud nad Wisłą, Wiktoria Wiedeńska, ale mówimy: Wydarzenia Grudniowe. Ktoś zadbał o to, żebyśmy nie wiedzieli… – wyjaśniał Pospieszalski
– Mówimy: Pogrom Kielecki, ale mówimy: Poznański Czerwiec (a tam było więcej ofiar). Nikt nie wie, co się stało w Poznaniu. A to było powstanie w obronie Polski. To ma wszelkie znamiona prowadzenia wojny psychologicznej przeciw patriotyzmowi, narodowi, historii.
Wśród zasłużonych dla Solidarności, których postaci znalazły się w etiudach filmowych Pospieszalskiego i Stankiewicz, wymienić można m.in.: Ewę Kubasiewicz (nazwaną przez Pospieszalskiego Sumieniem Solidarności), Andrzeja Bulca, Alicję Kowalczyk, Mieczysława Gila, Andrzeja Michałowskiego, Jerzego Bogumiła, Adama Borowskiego („który do dziś jest wierny”), Zofię Romaszewską i Stanisława Fudakowskiego.
Pospieszalski nie zapomniał również o negatywnych postaciach współczesnej historii, mediów i kultury. W ten sposób „oberwało się” sędziemu Piotrowi Wachowiczowi, „który wziął lewe zaświadczenie lekarskie, by nie osądzić zbrodniarzy grudniowych”. Pośrednio „dostało się” również reżyserowi Andrzejowi Wajdzie, za film o Wałęsie sponsorowany „za pieniądze złodzieja” (Marcina P. – właściciela firmy Amber Gold).
– Facet, który mówi, że jest wojna polsko – polska chce udokumentować tę historię, a na końcu okazuje się, że finansuje to złodziej – skomentował Pospieszalski.
Do grona „czarnych charakterów” zaliczył również pośrednio Wałęsę (nawiązując do procesu przeciw Krzysztofowi Wyszkowskiemu o rzekome zniesławienie), Olgę Lipińską (która w nagrodę za „haniebną postawę” dostała stanowisko dyrektorskie w Teatrze „Komedia”) i Adama Michnika (oraz środowisko związane z „Gazetą Wyborczą”).
Pospieszalski przywołał zresztą esej Michnika pt. „Trzy fundamentalizmy”.
– Trzy fundamentalizmy (religijny, moralny i narodowy) są przeszkodą, by w Polsce było lepiej. Fundamentalizmy, które odczytałem jako… Bóg, Honor, Ojczyzna. To, co konstruowało naszą tożsamość okazuje się, że jest tą przeszkodą.
Wśród mediów (popularnie zwanych mainstreamowymi), które – według Pospieszalskiego – odgrywają negatywną rolę, oprócz „Gazety Wyborczej” znalazły się: TVN i Polsat. Nie obyło się bez przykładów personalnych i sarkastycznego komentarza.
Pospieszalski powołał się na prof. Solomona Ascha (urodzonego w Warszawie), który w 1951 r. przeprowadził w USA przełomowe badania psychologiczne dotyczące wpływu grupy na procesy psychiczne i zachowanie ludzi. W skrócie: naukowiec udowodnił, że przy pomocy manipulacji można, wbrew elementarnej logice, zaprzeczyć temu, co człowiek widzi i postrzega jako rzeczywiste. Badania wykazały więc, że potrzeba akceptacji w grupie zwycięży nawet zdrowy rozsądek.
– Można zakwestionować własne pojęcie świata tylko po to, by być w grupie zwycięzców, tych co nadają ton. Propaganda sączy się na wielu poziomach przekazu, który jest tym głównym nurtem – komentował Pospieszalski.
Od badań nad manipulacją publicysta łatwo przeszedł do Katastrofy Smoleńskiej i jej skutków, a także fałszywego – jak dowodził – oficjalnego raportu o katastrofie. Wątek smoleński powrócił przy okazji ekshumacji zwłok Anny Walentynowicz.
Mec. Hambura (pełnomocnik rodziny śp. Anny Walentynowicz) poinformował, że w grobie działaczki Solidarności leży ktoś inny.
– Ta psychomanipulacja tak działa, jak w sektach. Dziś znowu to wraca i od nas zależy, jak głęboko ta walka o prawdę będzie prowadzona. Ale ten rodzaj propagandy, urągania logice minie – podsumował publicysta.
Na koniec Pospieszalski zaprosił na Marsz w obronie Telewizji Trwam, który odbędzie się 29 września w Warszawie. O godz. 11.30 będzie zbiórka na Placu Trzech Krzyży, o 12. – koncert patriotyczny, a ok. 14. – przemarsz Traktem Królewskim w kierunku Placu Zamkowego.
Na pożegnanie dziennikarz ponownie zaprezentował swoje możliwości wokalne. Tym razem była to piosenka Czerwonych Gitar pt. „Nie spoczniemy”:
Nieutulony w piersi żal,
bo za jedną siną dalą – druga dal.
Nie spoczniemy, nim dojdziemy,
nim zajdziemy w siódmy las,
więc po drodze, więc po drodze,
zaśpiewajmy chociaż raz. (…)
Ula Skórka