Dzisiaj:
Poniedziałek, 25 listopada 2024 roku
Erazm, Jozafat, Katarzyna, Tęgomir

Schyłek The Beatles

9 maja 2012 | Brak komentarzy

26 kwietnia 1969 roku na szczyt angielskiej listy singlowej wszedł krążek Get Back. Powinien stanowić singlową forpocztę ostatniego albumu zespołu – Let It Be. Stało się jednak inaczej. Wcześniej świat usłyszał Abbey Road.

Druga strona krążka Get Back zawierała utwór Don’t Let Me Down. O obu kawałkach perkusista The Beatles, Ringo Starr, wypowiadał się następująco:„Get Back” jest dobrym utworem. Poczułem, że w tym numerze dajemy czadu. Podobnie było z „Don’t Let Me Down”. To były fajne numery. Proste i surowe – taki powrót do korzeni. Zrobiłem wejście do „Get Back”, które zabrzmiało dobrze i często je potem naśladowano.


Get Back – numer, jak zdecydowana większość, autorstwa spółki Lennon-McCartney plasował się na szczycie angielskiej Top Twenty przez sześć tygodni, w Stanach Zjednoczonych przewodził stawce o tydzień mniej, liderem był również w Kanadzie, Australii, Francji i Niemczech. Był ostatnim z utworów, jakie Beatlesi wykonali 30 stycznia 1969 roku – podczas słynnego koncertu na dachu budynku wytwórni Apple. Był też jedynym singlem, na którym obok czwórki Beatlesów pojawiło się imię i nazwisko piątego muzyka – Billy’ego Prestona.

Bill był kapitalny – mówił przed laty Paul McCartney. Młody czarodziej. Zawsze się z nim dobrze rozumieliśmy. Pojawił się w Londynie, a my na to: „O, Bill! Świetnie, niech z nami zagra w kilku numerach”. Dlatego wziął udział w sesjach, bo tak naprawdę był naszym starym kumplem. Co by nie mówić, nie tylko w Get Back, ale i w innych utworach zamieszczonych na Let It Be należy docenić muzyczny wkład tego ciemnoskórego klawiszowca.

Kiedy jednak powstawał Get Back oraz inne kawałki, które wypełniły później album Let It Be, w zespole działo się niedobrze. Napięcie między poszczególnymi muzykami narastało i wkrótce doprowadziło do rozpadu „superczwórki”.
Let It Be to jednak nie tylko płyta, to również film. Materiał do tego – w zamyśle – obszernego reportażu, pod roboczym tytułem – Get Back, zaczęto rejestrować w styczniu 1969 roku w Twickenham Studios. Reżyserował Michael Lindsay-Hogg, a pomysł był taki, że widz zobaczy zespół w czasie prób, jammów, przygotowań i – wreszcie – podczas dużego koncertu wieńczącego dzieło. Stało się jednak inaczej, powstał dokument, w którym widać jak zespól zaczyna się rozpadać. Podczas kręcenia filmu i nagrywania Let It Be działy się, wg Paula McCartneya, różne rzeczy. George odchodził, bo uważał, że ktoś mu dyktuje co ma robić. Wcześniej odszedł Ringo, ponieważ myślał, że już nie lubimy jego gry na perkusji. John cały czas myślał, jak się wymigać z tego układu i chyba wszyscy przeczuwaliśmy, że mury naszej świątyni zaczynają pękać. Co by jednak McCarteny nie twierdził, wiadomo było, że to przede wszystkim jego relacje z Lennonem rzutowały na klimat w zespole, a nieustanna obecność podczas sesji nagraniowych Yoko Ono tylko zaogniała – i tak już złą – sytuację. 10 kwietnia 1970 roku, cztery tygodnie prze wydaniem Let It Be Paul McCartney ogłosił odejście z zespołu.

Produkcją materiału nagranego w 1969 roku zajął się słynny twórca „ściany dźwięku” – Phil Spector. Do dziś efekt jego pracy uważa się za mocno kontrowersyjny. Spector dodał (na przykład) efekty orkiestrowe i chóralne w utworach The Long And Winding Road oraz Across The Univerese. Wyraźnie również zaingerował w brzmienie I Me Mine.

Płyta zawierała właściwie trzy przeboje: tytułowy McCartney’a – utrzymany w klimacie religijnego hymnu (w USA dotarł na szczyt zestawień), oczywiście Get Back i nieco mniejszy – sentymentalną balladę, jakby komentarz do zakończonej kariery zespołu – The Long And Winding Road. W programie albumu znalazły się jeszcze, między innymi: One After 909 – rock and roll Lennona z pierwszych lat działalności grupy, Maggie Mae – stara ballada marynarska zaśpiewana z charakterystycznym liverpoolskim akcentem oraz piosenka z zaimprowizowanym tekstem Dig It.

Ostatnia wydana „za życia” The Beatles płyta miała prezentować, wg pomysłu Paula, nowy materiał nagrany w konwencji koncertowej. Koncepcji nagraniowych – z udziałem specjalnie do tego celu ściągniętej publiczności – było sporo, ot, jak choćby koncert w egzotycznym Marakeszu. W wersji filmowej Let It Be skorzystano z rejestracji odbytego ad hoc koncertu na dachu przy Savile Row, płyta natomiast pozostała studyjną.
Dwunastym, zamykającym album utworem był wspomniany tu kilkakroć Get Back. To był niestety, przynajmniej w rodzinnej Anglii, również ostatni numer jeden w latach istnienia zespołu.

Krzysztof Borowiec

 


Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)